Artykuł z tygodnika Echo katolickie 36 (740)
Zamknięci we własnym bajorku, kumkamy do siebie tylko o tym, kto lepiej zorganizuje takie czy inne święto, zamiast ukazać chwałę Polski i jej bohaterstwo innym nacjom.
„Ochrzczeni w ogniu, czterdziestu na jeden. Duchem Spartanie, śmierć i chwała. Żołnierze Polski stoją jak mur. Gniew Wermachtu dobija się do naszych drzwi...”. To fragment piosenki o bohaterstwie polskich żołnierzy Września 1939 r., którzy pod Wizną oddali swoje życie za wolność Polski. Może i nic dziwnego, wszak na kanwie okrągłej rocznicy początku II wojny światowej wiele inicjatyw o charakterze artystycznym się pojawia. Dziwne jest już to, że piosenkę tę nagrał i wykonuje... szwedzki zespół Sabaton. Sami muzycy, z własnej inicjatywy, dowiedziawszy się o polskim bohaterstwie, postanowili uczcić naszych żołnierzy. I nawet jeśli znajduje się ona pośród wielu utworów tego zespołu, opowiadających o różnych wydarzeniach koszmaru wojny (śpiewają również o Stalingradzie i o kampanii włoskiej 1943-44), to jednak sam fakt umieszczenia na jednej półce tych wydarzeń sprawia, że można poczuć pewną polską dumę.
Przygotowania do uczczenia 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej przebiegały w Polsce pod znakiem sporu z licznymi publikacjami medialnymi w Rosji i związanymi z nimi wypowiedziami rosyjskich polityków na temat genezy tej tragedii, a szczególnie udziału w niej stalinowskiego imperium. Pisząc te słowa, nie wiem jeszcze, jakie „rewelacje” znajdą się w publikacji rosyjskiego wywiadu na temat polskiej polityki zagranicznej w latach dwudziestych ubiegłego wieku ani też co zawierać będzie przemówienie Władimira Putina na Westerplatte. Możliwe, że znajdą się w nim wątki pojednawcze, jak sądzić można z ostatniej wypowiedzi premiera Rosji. Sam jednak fakt, że jeden z największych krajów świata doskonale zdaje sobie sprawę z konieczności dbania o swój prestiż międzynarodowy poprzez kształtowanie historycznej świadomości, chociaż przez nas odbieranych (i słusznie) jako kłamstwo, pokazuje, że polityka historyczna jest jedną z najważniejszych broni we współczesnej dyplomacji.
Tymczasem w naszym kraju, jak można zauważyć, polityka historyczna została sprowadzona do wewnętrznych sporów. Nie można wszak zaprzeczyć, że obchody rocznicy Powstania Warszawskiego czy też sławetny spór „między Gdańskiem i Krakowem” w czerwcu tego roku były rozgrywkami pomiędzy poszczególnymi partiami politycznymi na naszym polskim podwórku. Pragnienie sukcesu odciska również swoje piętno na obchodach wybuchu II wojny światowej. Tylko, że taka batalia nie przynosi niczego dobrego naszemu krajowi. Zamknięci we własnym bajorku, kumkamy do siebie tylko o tym, kto lepiej zorganizuje takie czy inne święto, zamiast ukazać chwałę Polski i jej bohaterstwo innym nacjom. I nie chodzi tylko o zgodność wszystkich władz Polski co do sposobu obchodów rocznic, gdyż to jest najłatwiejsze, ani też o wspólną obecność polskiego prezydenta i polskiego premiera na najważniejszych obchodach, ale o coś więcej.
W większości krajów świata (Rosja dołączyła do nich niedawno) istnieją odpowiednie instytucje, zajmujące się promowaniem pamięci historycznej. Niezależnie od tego, czy mają one charakter instytucji państwowej, czy też są inicjatywą oddolną, wspieraną przez rządy poszczególnych krajów, stanowią jednak zwarty kolektyw mający jeden cel: ukazywanie przeszłości własnego narodu i kształtowanie pozytywnego obrazu dziejów własnej nacji. Oczywiście, potrzebna jest prawda historyczna, ale zasadniczym zadaniem owych instytucji jest dbałość, by nie szkalowano i nie przeinaczano dziejów na niekorzyść danego narodu. Monitoring mediów, szybkie reakcje na pojawiające się publikacje, troska o organizowanie działań naukowych, kulturalnych i rocznicowych poza granicami danego państwa, edukacyjne przedsięwzięcia skierowane do młodzieży i starszych, aż do lobbowania w świecie polityki na najwyższym szczeblu, to gama sposobów działania tychże instytucji. Terenem ich działania nie jest własny kraj, ale zasadniczo inne społeczności polityczne. Wspierane przez własny rząd stanowią doskonałą siłę promocyjną danego kraju. Wydaje się, że dzisiaj tego właśnie Polsce brakuje.
W świecie dominującej reklamy zapomnieliśmy o jednym: trzeba być głośnym na arenie międzynarodowej. Doskonałą metodą tych działań jest wykorzystanie własnej diaspory, mieszkającej na co dzień w poszczególnych krajach. Tymczasem polska dyplomacja (bo to jest właśnie jej zadanie) zdaje się tego nie dostrzegać. Buńczuczne stwierdzenia, że nie będziemy odpowiadać na artykuły w gazetach, bo mamy własny honor, stanowią wyraz co najmniej nieroztropności, by nie rzec głupoty. Nie stanowią one marginalizacji tez zawartych w powyższych publikacjach przed opinią międzynarodową, a jedynie chcą je zmarginalizować przed polskim społeczeństwem. Zrywanie łączności elit rządzących z Polonią (np. poprzez idiotyczne wypowiedzi posła Niesiołowskiego odnośnie Polonii w USA czy też rozgrywkę w Ameryce Południowej w związku z kontaktami o. Rydzyka) połączone z brakiem wsparcia (nie tylko finansowego) stanowi przejaw krótkowzroczności polskiej dyplomacji. Salony brukselskie nie załatwią tego, co mogą zdziałać nasi rodacy za granicą, również wschodnią. Naciski na establishment rządowy poszczególnych krajów to nie tylko noty dyplomatyczne, ale również działanie poprzez tych, którzy mają prawo głosu w danym państwie. Przykład Stanów Zjednoczonych, angażujących się w popieranie Izraela jest najlepszym tego dowodem. Polskiej polityce historycznej brak po prostu międzynarodowej ofensywy. Nie sposób uznać bowiem za nią promocji „polskiego hydraulika”, zresztą skąpo odzianego w stylu chippendales. Cóż, może rację ma A. Grotowski, który w jednej ze swoich kabaretowych piosenek śpiewa, iż naszym towarem eksportowym nie są głowy, ale...
„Pamiętaj zawsze poległych żołnierzy, pamiętaj zawsze ojców i synów wojny, pamiętaj zawsze pogrzebanych w historii. Żadna armia nie wejdzie na włość chronioną przez polskie wojsko, dopóki czterdziestu do jednego”. Słowa piosenki szwedzkiego zespołu napawają nadzieją. Szkoda tylko, że „polskich Spartan” dostrzegli oni sami i stanowią wyjątek w działaniach artystycznych świata. My wolimy się napawać podstarzałymi gwiazdami muzyki pop w stylu Madonny i Kylie Minogue. Jak mówi psalmista: „Zamienili swą chwałę na podobiznę cielca jedzącego siano”.
opr. aw/aw