Uprzejmie donoszę...

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 43 (747)


Iwona Zduniak-Urban

Uprzejmie donoszę...

Mąż na byłą żonę, teściowa na zięcia, sąsiad na sąsiada, a nawet rodzic na swoje dziecko... Nie ma roku, by do którejś z instytucji czy urzędu publicznego nie napływały notatki od „życzliwych”, informujące o tym, że ktoś postępuje nie tak, jak powinien.

 

„Szanowna Instytucjo! Uprzejmie informuję, że mój sąsiad, Paweł K., zam. przy ul. Pustej 19/9, od kilku lat otrzymuje rentę, a mimo to pracuje zawodowo, uprawia czynnie sport, wyjeżdża do sanatoriów i na zagraniczne wycieczki. Zastanawia mnie, jakim prawem otrzymuje świadczenia, przecież jest całkiem zdrowy - nie ma tylko nogi. Z poważaniem - zaniepokojony płatnik ZUS”. Tego typu informacje, które rokrocznie trafiają na biurko urzędników Zakładów Ubezpieczeń Społecznych czy innych instytucji, od „prawych” i „uczciwych” obywateli naszego kraju, nikogo nie dziwią. I choć czasami rzeczywiście stają się one cennym źródłem wiedzy o podatniku, stanowią pomoc w wykryciu przekrętów czy próby wyłudzenia fałszywych świadczeń, to i tak zazwyczaj są formą uprzykrzenia życia komuś, komu powodzi się lepiej niż nam... Za większością donosów ciągle bowiem stoją: zazdrość, zawiść i chęć dokuczenia konkurencji.

Przeważnie z zazdrości

Donosicielstwo było, jest i będzie. Dzieci uczą się go już w domu i przedszkolu, skarżąc jedne na drugich czy obgadując za plecami towarzyszy ze szkolnej ławy. Dorośli uprawiają denuncjację, rzucając podejrzenia np. w miejscu pracy. Dlaczego ludzie donoszą?

- Głównym powodem jest rywalizacja z najbliższymi. Ludzie porównują się ze swymi sąsiadami. Nie interesują ich losy, powodzenie czy majątek tych, których nie znają, ale „solą w oku” są ci, z którymi mamy osobisty kontakt - tłumaczy socjolog Cezary Kalita z zaznaczeniem, iż dlatego, jeśli już donosimy (oczywiście nie wszyscy!), to na osoby, które znamy. Przekładając teorię na język mądrości ludowej, socjolog wyjaśnia obrazowo: - Jeżeli nasz sąsiad ma cztery krowy, a my tylko trzy, to marzymy o tym, żeby mu jedna (choć lepiej dwie) zdechła... Trudno nam bowiem pogodzić się z faktem, że komuś powodzi się lepiej!

Z obywatelskiej troski...

Tak przeważnie swoje donosy tłumaczą ich twórcy. Twierdzą, że nie mogą spokojnie patrzeć na oszustów, którzy nieuczciwie bogacą się cudzym kosztem. Najwięcej informacji od „zaniepokojonych obywateli” odbierają Urzędy Skarbowe. - W tym roku wpłynęło już 61 notatek. Większość niepodpisana. Anonimy dotyczą głównie niezarejestrowanej działalności gospodarczej, nielegalnego wynajmu mieszkań, niewystawiania faktur i paragonów za towar lub usługę, a także życia sąsiadów ponad stan - mówi Jolanta Polak, naczelnik siedleckiego US. Wyjawia również, że często bywa tak, iż napływające anonimy nie zawierają żadnych istotnych informacji, a są jedynie opisem negatywnego nastawienia do wskazanych osób oraz wylewaniem na nich swojej złości i nienawiści.

Adresatem wielu donosów są również oddziały ZUS. - Donoszący informują nas głównie o osobach, które pobierają świadczenia emerytalno-rentowe i nadal są czynne zawodowo. W społeczeństwie ciągle pokutuje bowiem przekonanie, że taki człowiek nie powinien pracować - wyjaśnia Monika Gwiazdowska, rzecznik prasowy siedleckiego oddziału ZUS. - Ponadto dostajemy również sygnały o bezprawnie uzyskanych rentach czy nieprawidłowym wykorzystywaniu zwolnień lekarskich. Średnio to około 30-40 zgłoszeń na rok - dodaje M. Gwiazdowska.

Swoich informatorów mają także poszczególne zakłady energetyczne. - Na przykład w Rykach od początku tego roku zanotowano trzy donosy, z czego w dwóch przypadkach stwierdzono nielegalny pobór energii elektrycznej. W Rejonie Energetycznym Siedlce stwierdzono 17 takich przypadków, w Łukowie 6, w Sokołowie Podl. 19, w Garwolinie 8 - informuje Jacek Strzałkowski, rzecznik prasowy Polskiej Grupy Energetycznej S.A. Po czym dodaje: - Wszystkie donosy są sukcesywnie sprawdzane, z czego w około 20-30% przypadkach stwierdza się nielegalny pobór energii elektrycznej. Co ciekawe, wśród złodziei prądu znajdują się nie tylko najbiedniejsi obywatele. Niejednokrotnie kradzież spowodowana jest po prostu chęcią wzbogacenia się. Odbiorca nielegalnie pobiera prąd, gdyż zużywa znaczną jego ilość, a nie chce płacić wysokich rachunków. Liczba informacji o podejrzeniu nielegalnego poboru od wielu lat utrzymuje się na tym samym, dość niskim, poziomie i, jak wskazuje doświadczenie, jest najczęściej wynikiem sąsiedzkich sporów - tłumaczy J. Strzałkowski.

Informacje od społeczeństwa są jednym z istotnych elementów również w pracy policji. Choć tu, jak wskazuje asp. Krzysztof Semeniuk, rzecznik prasowy policji w Białej Podlaskiej, nie funkcjonuje pojęcie donosu. - Istnieje coś takiego, jak informacja prawna o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zgłoszenia te są zawsze sprawdzane, nawet jeśli bywają czasami śmieszne. Bo jeżeli jest w nim wskazanie, że ktoś np. źle opiekuje się dziećmi, bo rodzice nadużywają alkoholu, to nie możemy tu mówić o donosicielstwie, tylko o obywatelskiej trosce o bezpieczeństwo innych - wyjaśnia.

Troska kontra „życzliwość”

Na Zachodzie donos to moralny obowiązek wobec kraju. W Polsce - sposób na uprzykrzenie komuś życia. Choć nie tylko... Ludzie coraz częściej bowiem donoszą z poczucia obywatelskiego obowiązku. Bo gdyby na przykład mój kolega chciał prowadzić samochód po spożyciu alkoholu, prawdopodobnie powiadomiłabym o tym najbliższą jednostkę policji. Dla jego dobra. Mimo to denuncjacji z pobudek obywatelskich jest znacznie mniej niż zgłoszeń wynikających z międzysąsiedzkich sporów. Socjologowie zgodnie podkreślają, że niechęć Polaków do obywatelskiego donosu wynika z zaszłości historycznych. Pamiętamy bowiem, że w przeszłości donosiło się zaborcy, okupantowi i złej władzy. Stąd ktoś, kto doniesie, nawet w słusznej sprawie, nadal jest czarną owcą. Zdaniem badaczy, akceptacja donosicielstwa jednak zwiększy się, gdy ludzie zobaczą, że jest to skuteczny sposób walki ze złem, a nie tylko forma szkodzenia bliźnim. Wówczas, miejmy nadzieję, będzie rosła liczba powiadomień tylko od osób kierujących się autentyczną troską o publiczne dobro...

 

MOIM ZDANIEM

Ks. Łukasz Skolimowski

Zgodnie z naszą religią, wyrządzanie krzywdy bliźniemu poprzez mowę nazywane jest grzechem donosicielstwa. Może to być mówienie nieprawdy bądź ujawnianie faktów szkodliwych, niszczących czy kompromitujących przed przełożonym lub władzą społeczną. Donosicielem można nazwać więc kogoś, kto ze względu na własne korzyści (ten warunek należy bardzo mocno zaakcentować!) niszczy wizerunek drugiej osoby. Należy pamiętać, że mówienie prawdy musi być podporządkowane miłości. Bowiem wyjawianie prawdy w przypadku: zdradzania tajemnicy, obmowy, donosicielstwa, niepotrzebnej krytyki, ośmieszania bliźniego czy zabierania komuś czasu swoim niepotrzebnym mówieniem, również staje się grzechem... W swojej codziennej posłudze duszpasterskiej nieustannie więc, zarówno wiernym, jak i moim uczniom w szkole, przypominam, że powinniśmy niezwykle uważać nie tylko na to, co robimy, ale również na to, co mówimy. Przed Bogiem bowiem odpowiadać będziemy nie tylko za nasze czyny, ale także słowa. Zgodnie z tym, co głosił Chrystus: „Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12,36-37). Wnioskujemy stąd, że będziemy osądzeni z każdego niepotrzebnego słowa. Wielki dar mowy zobowiązuje nas więc do tego, aby była ona na usługach miłości, a nie nienawiści i egoizmu. Jako chrześcijanie musimy również pamiętać, że wszelkie krzywdy wyrządzone słowem należy naprawiać. Istnieje bowiem moralny obowiązek naprawienia każdej niesprawiedliwości i zła. Miłość bliźniego domaga się odwołania oszczerstw, publicznie lub w sposób nieoficjalny. Wynagrodzenie zaś musi być proporcjonalne do wyrządzonej krzywdy i może dokonać się na płaszczyźnie moralnej i materialnej.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama