Nieoceniona moc rozmowy

Nowotwór to konfrontacja z własną śmiertelnością


jag

Nieoceniona moc rozmowy

Na każdego przychodzi czas. Ale na niektórych szybciej, niż się spodziewali. Najpierw jest strach, złość, bunt. Pokora nie zawsze przychodzi. Za to nadzieja towarzyszy prawie wszystkim. Nowotwór to konfrontacja z własną śmiertelnością. Może dlatego tak trudno o tym rozmawiać?

Najpierw pojawia się myśl, że może lekarz się pomylił i postawił złą diagnozę. Że zamieniono wyniki badań, lekarz je źle zinterpretował, nagle stanie się jakiś cud, który sprawi, że usłyszymy: przepraszamy, zaszła pomyłka, jest pan/pani zdrowa. Ale to zdarza się tylko w filmach. Najczęściej przychodzi strach i bunt: dlaczego ja, za co? Etap pogodzenia nie zawsze udaje się osiągnąć. Wielu po prostu brakuje czasu.

Ludzkie rozterki

- Bardzo długo nie mogłam pogodzić się z chorobą, często płakałam i było mi bardzo źle - wspomina Anna Sowa z Białej Podlaskiej, która z chorobą walczy już 14 lat. - Świat mi się zawalił, w moim przekonaniu nie było dla mnie ratunku i nikt nie mógł mi przetłumaczyć, że to wcale nie jest koniec. Zaczęłam jeździć do Lublina na spotkania amazonek. Im udało się zmienić moje nastawienie. Kupiłam od nich książeczkę ze wspomnieniami kobiet, które przeszły operacje, i porwałam ją. Dopiero po roku zaczęłam jej szukać i przypomniałam sobie, że wtedy, zaraz po operacji, nie byłam w stanie czytać tych wspomnień. Potem chciałam zobaczyć, jak inne osoby przeżywały chorobę. Różnice w podejściu widzę wyraźnie, od kiedy założyliśmy stowarzyszenie. Nie wszystkie rodziny wspierają chorych i wtedy pomoc grupy jest nieoceniona. Bo my nie mówimy tylko o chorobie i sposobach jej przeżywania - dodaje.

Choremu chętnie pomożemy

Tak w skrócie można opisać dewizę organizacji wspierających chorych na nowotwory. Jak powstają tego typu stowarzyszenia? Najczęściej z potrzeby wsparcia, której nigdzie nie można otrzymać, gdy samemu zmaga się z rakiem. Tak było w przypadku Anny Sowy, przewodniczącej Bialskopodlaskiego Stowarzyszenia „AMAZONKI”.

- Kiedy zachorowałam, spotkałam w szpitalu znajomą ze swojego bloku. Nie wiedziałam, że ma nowotwór, ona też była zaskoczona, gdy zobaczyła mnie na onkologii - wspomina. - Okazało się, że ja byłam po zabiegu, a ona właśnie na niego czekała. Później dość często się spotykałyśmy i obie miałyśmy ogromną potrzebę rozmowy na temat choroby, leczenia, samopoczucia. To dawało nam wsparcie. Fakt, rodzina też bardzo dużo mi pomagała, ale moja znajoma nie miała już takiego wsparcia. I kiedyś, siedząc na ławce pod blokiem, doszłyśmy do wniosku, że warto byłoby założyć stowarzyszenie wspierające kobiety w takich samych sytuacjach - przywołuje wspomnienia, jak powstawało stowarzyszenie, które niedługo zacznie 13 rok działalności.

Wstyd czy strach?

Mimo coraz większej liczby organizacji wspierających chorych na nowotwory, wciąż wiele osób nie korzysta z ich pomocy. Strach, wstyd, lęk przed ujawnieniem? Na pewno wszystkie te elementy powodują, że Polacy wolą pozostać z chorobą w domu. Przez bialskie stowarzyszenie od 1998 r. przewinęło się ponad 50 osób. To mało, bo chorych jest o wiele więcej - przyznaje A. Sowa. - Ale niektórzy nie chcą się ujawniać: wstydzą się, krępują. Krepują się również ich dzieci, współmałżonkowie. Córka jednej z naszych amazonek nie widziała blizny po usunięciu piersi, choć od operacji minęło osiem lat. Dla mnie to szok. Czasem krępuje się matka, a czasem córka, bo najczęściej brakuje rozmowy - zauważa i dodaje, że w stowarzyszeniu nie mówią tylko chorobie i nie licytują się, która jest bardziej chora. - Owszem, kiedy ktoś czuje się gorzej i chce się wygadać, my zawsze chętnie wysłuchamy. W końcu po to jesteśmy - dodaje.

Milczenie boli

Choroba nowotworowa wciąż dla wielu osób jest tematem tabu. Nie chcą o niej mówić, najlepiej, żeby nikt nie wiedział, że chorują. Z czego wynika skrępowanie? Jak ich wspierać?

- To pytanie do samych chorych, bo każdy ma inne potrzeby, inne sposoby radzenia sobie z emocjami - podkreśla Monika Anna Popowicz, psychoonkolog z Fundacji Psychoonkologii „Ogród Nadziei”, która prowadzi kompleksowe zajęcia dla zmagających się z rakiem. - Najlepszym źródłem informacji jest sama osoba chora, bo może jasno powiedzieć, czego potrzebuje. Nie warto się domyślać, bo możemy niewłaściwie odczytać potrzeby chorego. Komunikacja jest bardzo ważną sprawą - dodaje. Szczerość też? Tu się waha i zaznacza, że trzeba mieć na uwadze uczucia drugiej osoby, traktować ją z szacunkiem i uważnością. Bo czy ten moment jest dobry na rozmowę, na pokazanie własnych odczuć? Rozmowa staje się bardzo ważna, ale we właściwym momencie i w odpowiedni sposób. Pewnych reguł komunikacji można się jednak nauczyć, np. na warsztatach, które prowadzi Fundacja Psychoonkologii „Ogród Nadziei”.

Co jest lepsze? Ukrywać się czy mówić? - Ja wolę prawdę, choćby najgorszą i otwarcie mówię o swojej chorobie - podkreśla Anna Sowa i dodaje: - Właśnie mam nawrót. Ciężko mi już chodzić, bo pojawiły się przerzuty do kości - mówi ze łzami w oczach. Mimo to wciąż działa w stowarzyszeniu i wspiera inne amazonki. - Jeśli któraś z pań chce się spotkać, skupiam się na jej problemie. Nie chcę, żeby widziała moje zmagania, nie chcę jej zrazić, bo ona przychodzi tu po wsparcie. Ja się swojej choroby nie wstydzę - zaznacza.

Choruje ciało, płacze dusza

W mentalności Polaków panuje przekonanie, że wystarczy wyleczyć ciało. Gdy przychodzi załamanie, pomocy szukają najczęściej u kapłana, rzadziej u psychologa. A przecież człowiek to trzy integralne sfery: ciało - psychika - dusza.

- Wsparcia psychoonkologa potrzebuje nie tylko osoba chora, ale również jej rodzina. Oczywiście na pierwszej linii jest chory, ale również bliscy doświadczają trudnych uczuć i problemów związanych ze wspieraniem - mówi Monika Popowicz.

Przyznanie się do choroby, zmierzenie z nią to bardzo indywidualna sprawa. - Najtrudniejsze są momenty, kiedy okazuje się, że podejmowane działania nie przynoszą efektów - zauważa M. Popowicz. - Bo chory uważa, iż dzięki zaangażowaniu w proces zdrowienia pojawi się określony efekt. A czasami to nie działa, wyniki się pogarszają, następuje nawrót choroby i wtedy przychodzi rozczarowanie. Właśnie te momenty są ważne, wtedy najtrudniej ochronić nadzieję i utrzymać zaangażowanie - zauważa.

Nieoceniona jest wtedy pomoc specjalisty. - Nie można przyprowadzić nikogo na siłę. Do nas trafiają osoby świadome tego, że nasza pomoc może im przynieść korzyści - podkreśla M. Popowicz. Jak więc nakłonić chorego do wizyty u psychoonkologa? - Najlepiej gdyby lekarze od razu przy przekazywaniu diagnozy informowali o istnieniu pomocy psychologicznej. Oczywiście w szpitalach pracują psychoonkolodzy, ale nie są w stanie odpowiedzieć na potrzeby wszystkich. Kolejny dobry moment to zakończenie leczenia, bo wtedy pacjent odczuwa osamotnienie. Kończy się intensywny kontakt ze służbą zdrowia, człowiek przestaje się czuć zaopiekowany, a co za tym idzie - nie czuje się bezpiecznie, pojawia się lęk dotyczący nawrotu. Pomoc psychoonkologa jest tu jak najbardziej na miejscu. To czas, by sobie pomóc, wprowadzając różne zmiany w życiu.

Rak to nie kara!

Jesteśmy jednością psycho - fizyczno - duchową. Każdy z tych poziomów oddziałuje na pozostałe. Jednak takie podejście wciąż jest rzadkością, zwłaszcza w medycynie.

- Staramy się, by przekonania duchowe nie były obciążeniem dla pacjentów - zauważa M. Popowicz i wyjaśnia, że dla wielu choroba nowotworowa to kara za grzechy. - Bardzo często pada pytanie: dlaczego ja? Odpowiedzi przychodzą z różnych poziomów, także tego duchowego i, niestety, wciąż pokutuje wizja karzącego Boga. Takie podejście jest bardzo obciążające i toksyczne - zaznacza.

Choć nowotwory w terminologii specjalistycznej określa się już mianem chorób przewlekłych, a nie śmiertelnych, wciąż panuje przekonanie, że rak to wyrok. - Owszem, świadomość się zmienia, ale kiedy człowiek staje oko w oko z nowotworem, czyli poznaje diagnozę, podejście ewoluuje. Czasem chory powraca do przekonań, które są pod powierzchnią świadomości, np. zaczyna wspominać kogoś z rodziny, znajomych, kto chorował i zmarł. A przecież znamy też osoby, które żyją wiele lat pomimo choroby. Często mówią o tym, jak wiele nauczyły się, zmieniły w swoim życiu na lepsze dzięki doświadczeniu raka. Mimo to na myśl przychodzą od razu te, które odeszły - zauważa M. Popowicz. Wszystko dlatego, że chorzy, słysząc diagnozę, mierzą się z ewentualnością śmierci. Boimy się jej, wypieramy ją ze świadomości, także tej zbiorowej. Może dlatego tak trudno o tym rozmawiać?

3 pytania

ks. Piotr Pielak kapelan siedleckiego hospicjum

Czy wiara pomaga zmagać się z chorobą?

Wiara z całą pewnością nie chroni człowieka przed cierpieniem, jednak jest ogromną pomocą w jego nierównej walce z chorobą. Owoców jej działania nie można jednak utożsamiać (jak to niektórzy usiłują robić) z tym, co medycyna nazywa efektem placebo. Człowiek wiary często przeżywa niemoc wobec ogromu cierpienia, które go spotyka. Choroba nabiera cech ludzkich, gdy chory wie, że cierpi i pyta o sens.

Stawianie pytań jest chyba naturalne w tej sytuacji?

Pytania stawiane sobie, drugiemu człowiekowi, a przede wszystkim Bogu należą do najtrudniejszych. Powodują lęk, będąc zwiastunami przemijania. W swoich poszukiwaniach zarówno chory wierzący, jak i niewierzący nierzadko dociera do granicy, którą stanowi brak odpowiedzi. Taki stan może stać się źródłem najgłębszej mądrości czy przeżyć mistycznych, umożliwiających bliższy kontakt z osobowym Bogiem. Odkrycie tej granicy może np. zbliżyć agnostyka do Absolutu, którego do tej pory nie uznawał.

Jak powinien odbierać chorobę człowiek wierzący?

Jan Paweł II wyjaśnia, że choroba, z którą związane jest cierpienie, nie jest jedynie złem fizycznym, ale czasem próby moralnej i duchowej okrytej tajemnicą. W niej i poprzez nią działa Opatrzność Boża, pouczająca chorego o drogach zbawienia, na których pragnie każdemu przyjść z pomocą. Życie oraz dzieła wielu świętych są świadectwem wiary, że poprzez chorobę Bóg ujawnia wobec człowieka swoją pedagogię. Aby wyjść z próby cierpienia zwycięsko, chory potrzebuje wewnętrznej siły, którą czerpie z wiary w Boga. Potrzebuje też miłości okazanej przez drugiego człowieka. Cierpliwie uczy się samego siebie, odkrywa swoje słabości i dorasta do własnego ja, a to jest najtrudniejsze.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama