Jak rozwinie się sytuacja na Ukrainie? Co naprawdę dzieje się w tym kraju i czy wydarzenia w nim zagrażają Polsce?
Co Pani czuła, widząc w telewizji, jak ukraińscy milicjanci katują demonstrantów w Kijowie?
Na początku wydarzenia z Majdanu relacjonowały telewizje internetowe - Espreso czy Hromadske. Poziom i profesjonalizm przekazu zaskoczył wszystkich i przyczynił się do sukcesu w walce z dezinformacją ówczesnych mediów mainstreamowych na Ukrainie przemilczających lub zniekształcających to, co działo się w Kijowie i innych miastach. Co czułam? Próbowałam znaleźć racjonalne wytłumaczenie, bo jako socjolog nie kładłabym zbyt dużego akcentu na wrodzone skłonności bestialskie tych czy innych przedstawicieli służb specjalnych, milicji. Nie analizowałabym też przyczyn psychologicznych sprawiających, że właśnie takie, a nie inne osoby trafiły do pracy w słynnej jednostce specjalnej Berkut.
Dlaczego ludzie wyszli na ulice? Z powodu braku możliwości udowodnienia swojej racji przez zwykłych ludzi, przeciętnych obywateli, w milicji, prokuraturze, sądach. To instytucje przeżarte korupcją, obsadzone ludźmi niemającymi pojęcia o sprawiedliwości czy przestrzeganiu prawa. Zresztą wciąż wielu z nich pozostaje na stanowiskach. Zatem przed Ukrainą jeszcze ogrom pracy. Oglądając telewizję internetową, śledząc niekiedy przez całą noc wpisy ludzi z Majdanu walczących czy pomagających rannym, mogłam tylko się modlić, żeby wytrwali, by się nie poddawali, by Pan nad nimi czuwał, bo walczą w słusznej sprawie.
Ma Pani rodzinę na Ukrainie. Na ile obrazki przekazywane przez media oddają to, co faktycznie dzieje się w pani kraju? Co mówi Pani rodzina i znajomi?
Na Ukrainie mam rodziców i mnóstwo przyjaciół w różnych miastach od Lwowa przez Kijów, Symferopol, Dniepropietrowsk, Charków do Doniecka, skąd pochodzę. I chciałabym podkreślić, że mimo iż zmieszała się we mnie krew ukraińska, rosyjska, litewska, nawet cygańska i żydowska, a obydwa języki - ukraiński i rosyjski - są dla mnie ojczyste, jestem Ukrainką. Dzięki współczesnym technologiom niemal codziennie kontaktuję się z rodzicami. Ostatnie tygodnie były dla nich trudne, gdyż większość sąsiadów i znajomych była przeciwko Majdanowi. Tylko możliwość niemal 24-godzinnego śledzenia na żywo tego, co działo się w Kijowie oraz czytanie komentarzy innych ludzi, pomogło rodzinie przeżyć te wydarzenia pod względem psychologicznym. Kiedy zaczęły się sterowane przez Putina ruchy rosyjskich oddziałów specjalnych na Krymie, jako że Donieck znajduje się dosyć blisko granicy, rodzice rozważali nawet kwestię ucieczki, bo bali się, że zaraz wejdą wojska... Teraz, na szczęście, ludzie w Doniecku poczuli się trochę swobodniejsi. Wprawdzie dochodzi do incydentów, to przynajmniej mogą wyjść na wiec z państwową (!) flagą i wyrazić sprzeciw podziałowi Ukrainy i separatystom. Jeżeli chodzi o kontakt z przyjaciółmi, chciałabym podkreślić ogromne znaczenie mediów społecznościowych. Zamieszczane w nich komentarze, opisywanie wydarzeń przez świadków pozwoliły spojrzeć na wydarzenia z perspektywy uczestnika. Media nie dają takiej możliwości, zawsze zniekształcają przekaz.
Według wielu Ukraina stoi na rozdrożu. Ludzie muszą wybrać „mniejsze zło”, więc albo przyłączą się do Unii, albo będą w bliższych stosunkach z Rosją. Co byłoby dla niej lepsze? Gdzie jest Pani zdaniem miejsce Ukrainy - w Europie Zachodniej czy przy Rosji?
Znajomi, przyjaciele twierdzą, że Ukraina zmienia się nie do poznania, a co najważniejsze - zmienia się świadomość ludzi.
Powoli kształtuje się świadomy naród oparty na obywatelstwie, a nie kategoriach etnicznych. Naród doceniający swój kraj i chcący odbudować go po długich latach świadomego niszczenia przez siły kryminalno-oligarchiczne, pragnący pracować i korzystać z życia właśnie tu i teraz, patrząc na ręce politykom, samoorganizować się i pomagać sobie nawzajem. Może to zbyt optymistyczna wizja na tle problemów gospodarczych, pustego budżetu i widma superdrogich surowców energetycznych, ale historia uczy, że największym kapitałem zawsze okazują się ludzie. Zatem niech oni zdecydują, gdzie jest miejsce ich ojczyzny. Ukraińcy, rozumiejąc, iż kraj jest zbyt biedny, by w tej chwili rozstrzygać o jego europejskiej przyszłości, podkreślają, że wolą Ukrainę samodzielną i niepodległą gospodarczo, bo w sensie politycznym, po wydarzeniach na Krymie, nikt chyba już nie ma złudzeń, jaka przyszłość będzie lepsza i jaki sojusznik bardziej wiarygodny. Niestety nic nie jednoczy lepiej, niż wspólny, nawet niespodziewany wróg. Ukraina musi sama zmienić system, zrestartować go i co najwyżej może zapożyczać mechanizmy unijne, brać przykład z Polski czy krajów nadbałtyckich.
A jak wygląda linia podziałów wśród Ukraińców - bo przecież nie wszyscy chcą integracji z Unią Europejską.
Te podziały to rezultat odpowiedniego kształtowania opinii publicznej w oparciu o stare mity radzieckie i nowe problemy, które podsycają eurosceptyczne nastroje w samej Unii Europejskiej. Najdobitniej i zarazem najkrócej różnice te tłumaczą prości ludzie, którzy wspierali czy walczyli na Majdanie. A mianowicie: przeciwnicy wstąpienia do UE nie chcą iść do Europy, bo tam nie będzie można kraść. Faktycznie status quo i stabilność jest dla wielu ludzi dobrem cenniejszym niż wolność, przejrzystość, sprawiedliwość. Przecież łatwiej zapłacić łapówkę, aniżeli uczciwie nauczyć się np. na egzamin na prawo jazdy, łatwiej dostosować się do miejscowego oligarchy, bo on coś robi, buduje, zapewnia, tworzy. Ot taka pseudosocjalistyczna tęsknota za wspólnotą i państwem, które o wszystkim decydowało. Nawet jeżeli te podziały istnieją, wydaje mi się, iż powoli się zatrą. Nastroje są wrażliwe, ale myślę, że Ukraina i jej społeczeństwo ma szansę wyzdrowieć w sensie zarówno ekonomicznym, jak i społeczno-politycznym. Choć teraz mamy tylko początki.
Jak to się wszystko skończy?
Tego nie wiem. Warto pamiętać, że poza politykami i narodem ukraińskim jest trzecia siła, która jest nieobliczalna. Przyznam, że liczę na presję opinii międzynarodowej, pomoc dla Ukrainy, ale nie tylko finansową, gdyż potrzebne jest też wsparcie ekspertów, oraz na zdrowy rozsądek. Tylko to pozostaje.
Dziękuję za rozmowę.
O ROZMÓWCZYNI
Dr Katerina Novikova
Mieszka w Polsce od ponad dziesięciu lat, od kilku w Siedlcach. Tytuł magistra historii uzyskała na Uniwersytecie Środkowo-Europejskim w Budapeszcie na Węgrzech, gdzie była stypendystką George'a Sorosa. Następnie otrzymała stypendium w Europejskim Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów (obecnie Centrum Europy Wschodniej UMCS) w Lublinie, które pozwoliło na podjęcie studiów doktoranckich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Jest historykiem, doktorem socjologii, pracuje na prywatnych uczelniach - Wyższa Szkoła Gospodarki Euroregionalnej w Józefowie, Wyższa Szkoła Nauk Społecznych w Mińsku Mazowieckim. Tłumacz, zajmuje się także badaniami naukowymi, publikuje w Polsce i za granicą w językach angielskim i polskim na tematy różnorodne - od korupcji i kapitału społecznego przez cyfrowy wymiar partycypacji i ruchów społecznych po piractwo, podróbki oraz filozoficzno-społeczne kwestie kreowania i naśladowania.
Echo Katolickie 11/2014
opr. ab/ab