W jakiej znalazł się nasz kraj, Europa - w kontekście wydarzeń na Ukrainie?
„Dlaczego przegrałem?” - pyta sam siebie Hemingwayowski stary człowiek w opowiadaniu o tym samym tytule. I odpowiada: „Bo odpłynąłem za daleko”. Cytat prowokuje do refleksji na temat sytuacji, w jakiej znalazł się nasz kraj, Europa - w kontekście wydarzeń na Ukrainie, braku spójności działań Unii Europejskiej w wielu dziedzinach życia, bezradności wobec wewnętrznych i zewnętrznych zagrożeń.
Jak daleko wspólnota, która
miała być spełnieniem marzeń o kontynencie wolnym od wojen,
zjednoczona
wspólnymi celami, zbudowana na zasadach wyrastający z Ewangelii, odeszła od
swoich korzeni?
Zamysł był dobry. Po raz pierwszy myśl o zjednoczeniu pojawiła się już w starożytności (propozycje Talesa z Miletu), powróciła w średniowieczu (Karol Wielki, Otton III). O jedność, dzięki której byłoby możliwe odparcie potęgi muzułmańskiej Turcji, prosił Kościół. Nowy impuls powrotu do idei integracyjnej dało zakończenie II wojny światowej. Po 1945 r. ludzie najbardziej potrzebowali nadziei i pewności, że dramat więcej się nie powtórzy. Mogło ją dać jedynie oparcie zjednoczonej Europy wokół wartości, z których wyrosła. Zadośćuczynić dziejowej chwili mogło tylko chrześcijaństwo. Nic dziwnego, że stało się ono podstawą działań ojców założycieli. Świadczą o tym liczne zapisy w pierwszych dokumentach akcesyjnych. To wtedy właśnie powstał projekt flagi Unii Europejskiej - jej pomysłodawca Arsène Heitz przed śmiercią wyznał, iż inspiracją dla niego był wizerunek Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej, która jest przedstawiona na lazurowym tle, a Jej głowę okala 12 gwiazd. Obecnie, tłumacząc znaczenie flagi, zwykle nawiązuje się - wbrew archetypowi - do mglistej starożytnej symboliki liczby 12 oznaczającej doskonałość i całość. Mówi się, iż cyfra 12 jest odpowiednikiem liczby miesięcy w roku, godzin na tarczy zegara, znaków zodiaku itd., zaś krąg, w który gwiazdy zostały ułożone, jest m.in. symbolem jedności. Warto też wiedzieć, iż aktualnie toczą się dwa procesy beatyfikacyjne innych ojców założycieli: Alcide de Gasperiego (rozpoczął się na szczeblu diecezjalnym 29 kwietnia 1993 r. w Trydencie) oraz Roberta Schumana (początek procesu: 14 maja 2004 r.). W sposób naturalny rodzi to pytania: co dziś pozostało z ich idei? Jak daleko wspólnota, która miała być spełnieniem marzeń o kontynencie wolnym od wojen, zjednoczona wspólnymi celami, zbudowana na zasadach wyrastających z Ewangelii, odeszła od swoich korzeni? Czy sprowadzenie jej jedynie do szeregu działań ekonomicznych, stworzenie systemu skutecznej dystrybucji dotacji i pobierania podatków, wspólnej polityki zewnętrznej i wewnętrznej - w praktyce inspirowanej interesami poszczególnych członków - a przede wszystkim wyprowadzenie jej poza obręb wartości, z których wyrosła, na duchową pustynię nie jest zdradą pierwotnych założeń? Czy w imię sekularyzacji i tolerancji dla inności zbyt lekkomyślnie nie podmieniono jej solidnych, ponadczasowych podstaw, fundując nam kolosa na glinianych nogach?...
Każda wspólnota tworzy się wokół wartości. One określają cele, tworzą wewnętrzną hierarchię, są podstawą istniejących w niej relacji. Przyjęte wartości sytuują wspólnotę w określonym porządku zewnętrznym. Oczywistą rzeczą jest to, że siła wspólnoty zależy od trwałości i niezmienności zasad ją konstytuujących: im trwalsze, bardziej niezmienne, ponadczasowe i uniwersalne, tym ma ona większe szanse na przetrwanie. I odwrotnie: jeśli oparta jest jedynie na partykularnych interesach, jeżeli zasady ją konstytuujące wyrastają tylko z rachunku ekonomicznego, bilansu potencjalnych zysków i strat, gdy brakuje podstaw duchowych, zaś całość osadzona jest jedynie na materialistycznej wizji świata, sprowadzonej do wymiaru „tu i teraz” - nie przetrwa próby czasu.
Są różne wspólnoty: państwo, naród, różnego rodzaju unie, partie i stowarzyszenia, a przede wszystkim rodzina. Wspólnotą może też być gang, grupa przestępcza. Może ją zjednoczyć wartość pozytywna (miłość, altruizm, troska o pokój, wzajemny rozwój, dobro wspólne), ale też można się zgromadzić wokół nienawiści, pragnienia zemsty czy destrukcji istniejącego porządku. Każdy z tych wariantów da się poprzeć odpowiednim przykładem. W każdym z wymienionych przypadków istnieje też jakaś grupa zasad, wartości i celów scalających w jedno jej członków. Zostaje zbudowana i oparta na nich odpowiednia struktura, określone działanie, wyznaczony horyzont dążeń.
I tutaj zaczynają się „schody”.
„Dlaczego przegrałem?” - pyta sam siebie Hemingwayowski stary człowiek. I odpowiada: „Bo odpłynąłem za daleko”. Warto czasem wracać do tych słów. Choćby po to, aby w którymś momencie życia nie znaleźć się w roli tytułowego bohatera opowiadania.
Co spaja gang? Bezwzględne posłuszeństwo jego szefowi, ślepe pragnienie bogactwa, pogarda dla ludzkiego życia, uczciwości i sprawiedliwości. Wokół jakich zasad zbudowana jest partia czy stronnictwo polityczne? Wokół programu, wizji przyszłości i teraźniejszości, dążenia do sprawowania władzy, wspólnoty celów i sposobu ich realizacji, określonej aksjologii. Jakie wspólne zasady określają działania tak złożonego organizmu, jakim jest państwo, Unia Europejska? Zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, warunków do optymalnego rozwoju ich obywatelom, rachunek ekonomiczny, wspólne dobro. To oczywiste. Jest to jednak możliwe do zrealizowania tylko wtedy, gdy wspólne dla wszystkich pozostaną podstawowe aksjomaty: prawda o człowieku, idea sprawiedliwości, solidarności, przyjęcie pewnych nienaruszalnych dogmatów, takich jak zobowiązanie do poszanowania życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci, ochrona słabszych, wizja małżeństwa i rodziny itp. Jeśli ich zabraknie, zginie horyzont dążeń - wszystko stanie się względne, relatywne, uzależnione od tego, co akurat w tym momencie ktoś uznaje za prawdę. Jeśli ważniejsze od nienaruszalności ludzkiego życia stanie się pragnienie szczęścia - cóż stanie na przeszkodzie, aby „zbędne” życie unicestwić? Jeżeli wolność stanie się absolutna - dlaczego nie podeptać wolności tego, czyj akurat głos jest w tym momencie niesłyszalny bądź niepoprawny politycznie? Jeśli w debacie społecznej decydujący głos zabiorą np. środowiska LGTBQ, cóż stanie na przeszkodzie, aby ogłosić, iż tradycyjna heteroseksualna rodzina to przeżytek? Jeśli nauka zatraci moralne granice, dlaczego nie wprząc jej w doskonalenie biotechnologii czy eugeniki i nie zacząć „produkować na szkle” tylko zdrowe, śliczne, zdolne dzieci (eksterminując pozostałe wadliwe „produkty”), które będą odpowiadać oczekiwaniom rodziców?
To są konsekwencje odrzucenia prawdy o człowieku zapisanej w Ewangelii. Jest ich znacznie więcej. Nie zostały przecież wzięte z księżyca - są już realizowane, wprowadzane w życie! Obudowane pięknymi hasłami, porażające w swojej bezwzględności i ekspansywności. To jest właśnie kwintesencja procesów, które podkopując, niszcząc idee założycielskie UE, w końcu przyczynią się do jej upadku. Być może nastąpi to niedługo. Problem polega na tym, że dziś prawdę o człowieku zastąpiły różne narracje. Jeden wspólny horyzont dążeń zamienił się w gąszcz celów, często wzajemnie się wykluczających. Ich kierunek zaś zaczęło wyznaczać nie dobro wspólne, a sondaże. Powstały w ten sposób chaos zaczął generować pustkę. Ta zaś - szybko zamieniać się w destrukcję.
Przed laty rewolucjoniści w trakcie rewolucji francuskiej, walczący o nowy, sprawiedliwszy porządek, zwrócili się przeciwko wszystkiemu, co do tej pory gwarantowało cywilizacyjną trwałość. Ścinano monarchów, rozwalano świątynie. Do rangi symbolu urasta scena opisana przez świadka wydarzeń. W zburzonym kościele biesiadowali żołnierze. Z rozbitego tabernakulum wysypano i podeptano konsekrowane Hostie. Na obnażonym, sprofanowanym ołtarzu zaś posadzono pijaną prostytutkę...
Jedna wartość zastąpiona została natychmiast inną wartością czy mówiąc precyzyjnie: antywartością. Rzeczywistość nie znosi pustki. Może to zbyt mocna metafora, ale czy nie mamy aktualnie do czynienia z analogicznym procesem? Co pozostanie, gdy prawda o człowieku, jego powołaniu do wieczności, stworzeniu i odkupieniu przez Boga zostanie odrzucona? Ołtarze wznoszono od zawsze - kto na nich zostanie umieszczony przez turyferarzy nowej ery, jeśli zabraknie Chrystusa? W pamiętnej homilii na pl. Zwycięstwa w 1979 r. św. Jan Paweł II mówił: „Kościół przyniósł Polsce Chrystusa, to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa. I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu na ziemi”.
Kolos na glinianych nogach się chwieje. Czy Unia Europejska w takim kształcie, jaki próbuje się jej dziś nadać, runie? Nie wiadomo. Co musi się stać, aby tworzące ją narody powróciły do wartości, z których wyrosła - z których one same czerpią swoje dziedzictwo? Dotyczy to także Polski. Zwracającej się przeciwko lekarzom broniącym życia, gardzącej swoją historią, istniejącej „tylko teoretycznie”. Części jej obywateli otumanianych sondażami, pętanych złymi emocjami, szczutych wzajemnie na siebie. Prących w stronę złudzeń, bez liczenia się z kosztami zmian i bez odpowiedzialnego myślenia o przyszłości.
„Dlaczego przegrałem?” - pyta sam siebie Hemingwayowski stary człowiek. I odpowiada: „Bo odpłynąłem za daleko”. Warto czasem wracać do tych słów. Choćby po to, aby w którymś momencie życia nie znaleźć się w roli tytułowego bohatera opowiadania.
opr. ab/ab