Czego nie mówi się o in vitro? Dlaczego mimo niskiej efektywności i dużych kosztów państwo promuje tę metodę?
Ponad 90% istot ludzkich poczętych w wyniku metody in vitro traci życie - zauważa Polska Federacja Ruchów Obrony Życia, negatywnie opiniując projektu Ustawy o leczeniu niepłodności ogłoszony 17 lipca przez ministerstwo zdrowia.
Dziecko jest dla rodziców największym darem - ten fakt nie podlega dyskusji. Jednak zdaniem Federacji ustawa o leczeniu niepłodności nie dość że nie zapewnia faktycznego wsparcia małżeństwom borykającym się z tym problemem, to skupiając uwagę na metodzie zapłodnienia pozaustrojowego, nie stawia w centrum dobra dziecka.
- Na samym początku projektu zdefiniowano, czym jest wspomniane leczenie, zaliczając do niego zarówno diagnozę niepłodności i poradnictwo, jak i leczenie chirurgiczne oraz techniki wspomnianej prokreacji. W przywołanym dokumencie podjęto się przedstawienia jedynie procedur dotyczących ostatnich z ww. działań. W żaden sposób nie odniesiono się do medycznych czynności związanych ze zdiagnozowaniem konkretnych przyczyn problemów rozrodczych - podkreślają przedstawiciele Federacji, precyzując: - Z perspektywy medycznej technika wspomaganego rozrodu nie jest metodą leczenia niepłodności. Polega ona jedynie na omijaniu przyczyn niepowodzeń prokreacyjnych.
Sprzeciw budzi zaprezentowana przez ministerstwo możliwość udziału w procedurze in vitro partnerów pozostających we wspólnym pożyciu, co stoi w opozycji do zapisanej w Art. 18 ustawy zasadniczej szczególnej troski państwa o dobro rodziny. - Nadanie związkom partnerskim uprawnień, które należne są tylko rodzinie rozumianej jako małżeństwo kobiety i mężczyzny, może godzić nie tylko w szeroko rozumiane dobro społeczne, ale przede wszystkim narusza prawa dziecka - podkreślają sygnatariusze Opinii. Ponadto projekt traktuje jednakowo zarówno komórki rozrodcze, jak ludzkie embriony, pozbawiając poczętą istotę ludzką należnej jej podmiotowości. Pozwala na przekazywanie poczętych istot ludzkich przez ich rodziców innym osobom lub do wykorzystywania podczas badań. - Jest to równoznaczne z traktowaniem istot ludzkich jako własności rodziców oraz legalizowaniem eksperymentów na embrionalnych komórkach macierzystych - uwrażliwia FPFROŻ.
W art. 18 projektodawca dokonuje ponadto rozdzielenia pojęć „zarodek” oraz „człowiek”. - Współczesna nauka jednoznacznie stwierdza, że człowiekiem stajemy się od momentu poczęcia; ten fakt medyczny uwzględnia ustawa o rzeczniku praw dziecka. Także preambuła do Konwencji ONZ o prawach dziecka jednoznacznie wskazuje, że dziecko z racji swej niedojrzałości wymaga wsparcia zarówno przed, jak i po urodzeniu. Legalizowanie tak dokonanych rozróżnień godzi w prawa dziecka i prowadzi do eliminacji osób niepełnosprawnych, znajdujących się w okresie najwcześniejszego rozwoju - alarmuje Federacja, dodając: - Z przykrością dostrzegamy, że w tym przekonaniu utwierdza konstrukcja przepisów karnych, znajdujących się na końcu projektu ustawy, a szczególnie zapis wyrażony w Art. 68, gdzie proponuje się odpowiedzialność karną za niszczenie zarodków, ale jedynie tych, które w wyniku diagnozy ocenione zostaną jako posiadające potencjał rozwojowy. Proponuje się więc legalizację dokonywania selekcji istot ludzkich w najwcześniejszej fazie rozwoju .
Mimo nazwy, ministerialna propozycja ustawy zupełnie pomija nowoczesną metodę leczenia niepłodności, jaką jest naprotechnologia. - Charakter omawianego projektu ustawy, w tym techniczny język, jaki opisuje zarodek, bez uwzględnienia jego osobowego charakteru, uznać należy za przykład działań legislacyjnych, które prowadzą do naruszenia prawa do życia oraz godności człowieka na najwcześniejszym etapie jego rozwoju - puentują autorzy Opinii.
1 lipca minął rok od wejścia w życie rządowego programu dofinansowania in vitro. Z raportu, który się ukazał się niedawno, wynika, że w ubiegłym roku zakwalifikowano do niego 8685 par, uzyskano 2559 ciąż i urodziło się 217 dzieci. Kosztowało to nas, podatników, 72,4 mln zł. 1 lipca br. do leków refundowanych przez NFZ włączono 13 specyfików stosowanych w procedurze in vitro, które dotychczas pary musiały opłacać z własnej kieszeni.
Skuteczność metody in vitro oceniana jest na ok. 30%, przy czym jest to relacja uzyskanych ciąż do liczby zakwalifikowanych par - dla usługodawcy sukces procedury polega na uzyskaniu ciąży. Jej przebieg i żywe urodzenie nie są w tworzeniu statystyk brane pod uwagę.
W raporcie brak danych, które pokazywałyby faktyczną opłacalność dofinansowania: liczby przeprowadzonych zabiegów, w tym liczby wykonywanych powtórnie i po raz trzeci (pary mają refundowane trzykrotne podejście). Relacja ciąż do żywych urodzeń wynosiła ok. 8% (jednak program nie jest zamknięty - większość z tych ciąż zapewne nie jest zakończona). Brakuje informacji o ilości poronień i niepowodzeń metody, danych o liczbie prób, jakie przeszli rodzice, liczbie par, które pozostały bezdzietne oraz liczbie zarodków pozostałych w ciekłym azocie.
OPR. na podst. www.prolife.com.pl
MONIKA
LIPIŃSKA
Echo
Katolickie 33/2014
PYTAMY Dr. Pawła Wosickiego, prezesa zarządu Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia
Jak Pan sądzi, dlaczego sprawa dofinansowania procedur in vitro jest tak bardzo forsowana, mimo że statystyki dotyczące efektywności tej metody wskazują na niską skuteczność?
Z jednej strony - to wynik działania silnego lobby, zainteresowanego wykonywaniem zabiegów in vitro ze względów komercyjnych. Sytuacja w Polsce jest o tyle trudna, że kwestii związanych z in vitro nie reguluje w tej chwili żadna ustawa. Klinikę zajmującą się tym procederem może prowadzić w zasadzie każdy - w zasadzie nie ma prawnych ograniczeń. Tak więc istnieje obecnie dużo firm - trudno tu nawet mówić o klinikach, ponieważ klinika kojarzy się z poważną instytucją - które w ofercie mają powoływanie „życia na szkle” w warunkach laboratoryjnych. Wszystkie one są zainteresowanych pozyskaniem klientów i wypracowaniem zysku. A chodzi tu o duże pieniądze - jedna procedura to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Z drugiej strony - mamy do czynienia z ogromną presją medialną. Metodę in vitro przedstawia się jako „dobrodziejstwo” dla par mających trudności z poczęciem dziecka, także jako sposób na posiadanie dziecka przez osoby homoseksualne czy samotne. Skutek jest taki, że mimo różnych medycznych przeciwwskazań oraz świadomości, że metoda „in vitro” jako uderzająca w prawo do życia i w godność człowieka jest dla katolików niedopuszczalna, nie brakuje par, które chcą z niej skorzystać. Nie wszystkich na to stać, stąd oczekiwanie dofinansowania procedury z budżetu państwa, tzn. z kieszeni podatników.
Ale to tylko jedna strona medalu, ponieważ nie wszyscy, którzy forsują liberalne teorie społeczne, patrzą pod kątem merkantylnym. In vitro jest metodą nieakceptowaną przez Kościół katolicki; niewątpliwie narusza ona prawo do życia, ponieważ - jak wynika z danych - by kilka istnień ludzkich zaistniało, wiele innych musi zginąć. Żyjemy w przewrotnym świecie, w którym toczy się walka ideologiczna o „rząd dusz”, walka z tradycyjną i chrześcijańską moralnością. Lobby ideologiczne jest równie silne jak to finansowe i również zależy mu, by promować in vitro. Podpisują się pod tym także osoby o orientacji nieheteroseksualnej, zrzeszone pod szyldem LGBT, które oczywiście nie mogą mieć dzieci, ale wielu z tych ludzi jest przekonanych, że ma do tego prawo. In vitro to jedyna droga, by ten cel osiągnąć. Zaprezentowany projekt ustawy gwarantuje związkom nieformalnym, a także związkom homoseksualnym, prawo do posiadania dziecka - z oczywistym naruszeniem jego praw. Można odnieść wrażenie, że w proponowanej ustawie dziecko zeszło na odległy plan. Podkreśla się prawa rodziców do „posiadania” dziecka, jakby było jakimś przedmiotem. O prawach dziecka się w zasadzie nie mówi.
Jakie skutki pociągnie za sobą uprawomocnienie przepisów o in vitro?
Rozpowszechnienie tej procedury pociąga szereg negatywnych konsekwencji. Pamiętajmy, że dzieci z in vitro są narażone na różne choroby, prawdopodobieństwo wad wrodzonych jest dużo tu dużo większe niż w przypadku dzieci poczętych naturalnie. Powstaje też szereg paradoksów prawnych i wiele problemów, zarówno dla dzieci, które w ten sposób przyszły na świat, małżeństw, jak i innych osób. Ustawa sankcjonuje funkcjonowanie takich instytucji, jak bank komórek rozrodczych, jajeczek i spermy, anonimowych dawców. W tym przypadku dziecko nie będzie znało rodziców biologicznych, co może pociągnąć za sobą wiele życiowych dramatów. W krajach, które wcześniej niż Polska weszły na drogę in vitro, coraz słyszymy o procesach na tym tle, a dzieci, zagubione i pozbawione tożsamości, popadają w depresje i cierpią. Przykładem choćby ostatnia głośna sprawa: chęć odzyskania dziecka przez matkę - surogatkę, która dowiedziała się, że trafiło ono do rodziny homoseksualnej, o czym wcześniej nie wiedziała i czego sobie nie życzyła.
Co różni obecny projekt ustawy o in vitro od wcześniejszych propozycji regulacji tej procedury?
Od lat czeka w sejmie szereg mniej lub bardziej liberalnych projektów dotyczących in vitro. Dwa z nich zakazują procedury in vitro, co jest zgodne z obowiązującym w Polsce prawem chroniącym życie ludzkie od momentu poczęcia. Jest też projekt ograniczający stosowanie procedury tylko do par małżeńskich oraz zakazujące mrożenia ludzkich zarodków, co jest przecież równoznaczne z ich niszczeniem. Zamrażanie embrionów tak naprawdę skazuje je na śmierć etapami. Mówienie „zamrażamy, nie zabijamy” to eufemizm.
Fakt, że ministerstwo zdrowia forsuje nowy, liberalny do maksimum projekt, i to przed rozpatrzeniem przez sejm tych wcześniejszych, niepokoi. Mówi też wiele standardach polskiej demokracji. Projekty, które w danym momencie nie odpowiadają władzy, są po prostu nierozpatrywane. Tak naprawdę proponowany przez ministerstwo zdrowia projekt nie wprowadza żadnych ograniczeń. Legalizuje praktyki, które dotąd prawnie nie były uregulowane. Projekt ewidentnie przygotowany został z myślą o korzyściach „klinik” in vitro i ma realizować ich interesy. W chwili obecnej projekt ustawy jest na etapie konsultacji społecznych, dlatego PFROŻ przesłała swoją jednoznacznie negatywną opinię do ministerstwa zdrowia. Jeśli ustawa trafi do sejmu, na pewno będziemy apelować do posłów o jej odrzucenie.
Głos Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia będzie się liczył w politycznej debacie?
Tak, pod warunkiem że będzie to głos powszechny, dlatego tak ważne jest uświadamianie społeczeństwa. Źle, że dotąd nie uchwalono żadnej ustawy o in vitro, natomiast czymś jeszcze gorszym byłoby przyjęcie tej ustawy - oznaczałoby usankcjonowanie wszelkich złych praktyk. Jednak społeczny nacisk odnosi skutki. Tak jest np. w sprawie ratyfikacji genderowej konwencji Rady Europy - mimo zapowiedzi sprawa nie była jeszcze głosowana w sejmie, właśnie z powodu, jak sądzę, silnego i czytelnego sprzeciwu społecznego, wyrażanego przez wiele środowisk.
NOT. ML
opr. ab/ab