Bieda nam spowszedniała

Jakie są najczęstsze stereotypy dotyczące biedy? Czy program 500+ poprawił sytuację polskich rodzin? Jak efektywnie walczyć z ubóstwem?

Na co dzień nie dostrzegamy biedy. Zauważamy ją dopiero, kiedy np. media donoszą, że komuś zawalił się dom lub sąd odebrał dzieci rodzinie. A ci, którzy to oglądają lub o tym czytają, nabywają przeświadczenia, iż z ubóstwem mamy do czynienia, kiedy człowiek nie ma nic albo jest bezdomny, czyli w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Nic bardziej mylnego.

W jakimś sensie bieda spowszedniała. Przestała bulwersować. Bywa nawet nietolerowana. Kojarzy się z nieudacznictwem, lenistwem i uzależnieniami, czyli cechami, jakie można określić mianem biedy zawinionej. Tymczasem istnieje też bieda, która się przydarza, pozbawia człowieka możliwości i tak obciąża, że nie ma już siły walczyć.

Inny świat

- Z jednej strony wiedziałam, że takie zjawisko istnieje, ale kompletnie nie byłam świadoma, jak wygląda. Odkryłam swoją własną biedę nieświadomości ludzkiego cierpienia, które często jest za ścianą, a i tak jesteśmy na nie ślepi. Tym bardziej że prawdziwe ubóstwo nie zawsze jest widoczne na pierwszy rzut oka - twierdzi Anna Dyńka, wolontariuszka Szlachetnej Paczki w Siedlcach. - Dziś można kupić ubrania w dyskontach z odzieżą używaną, gdzie niezniszczona bluzka czy spodnie kosztują1zł! Spotykasz osobę, która jest schludnie ubrana, czysta, uśmiechnięta i nie masz pojęcia, co tak naprawdę ją spotkało - podkreśla, przyznając, iż podczas odwiedzin u rodzin zakwalifikowanych do pomocy w ramach akcji wolontariusze często po raz pierwszy spotykają się z trudnym światem biedy, m.in. z ludźmi żyjącymi bez bieżącej wody, łazienki, ogrzewania, którzy w dodatku muszą utrzymać siebie i dzieci za 300 zł; z chorymi niemającymi na leki; z matkami, których nie stać na zakup zimowych butów dla córek.

- Wchodzisz do skromnie urządzonego domu, w którym pachnie obiadem, a miłość aż unosi się w powietrzu i... ścina cię z nóg, bo dostrzegasz pouszczelniane kocami okna, a obok na ścianie ogromnego grzyba. Widzisz meble, które rozpadają się od lat, ale nadal są naprawiane, bo rodziny nie stać na nowe. Na kuchence stoi garnek z obiadem. Jeden ziemniak i dwie marchewki oraz niewielka porcja rosołowa. Warzywa umyte i ugotowane w skórkach, po czym obrane i podane z kawałkiem wątpliwej jakości wędliny. Do bulionu powstałego z warzyw dodaje się koncentrat i powstaje pomidorówka podawana z ryżem. Dwudaniowy obiad za niecałe 6 zł - opowiada Ania, przyznając, iż to, co zobaczyła i usłyszała, wstrząsnęło jej światem. Na przykład opowieści rodzin, w których żyją dorosłe osoby niepełnosprawne. - Gdy nie stać ich na pieluchy, to z tych zużytych wycinają niezabrudzone elementy i składają tak, by wykorzystać ponownie. A zamiast chusteczek stosują ścierki i szmatki, które pierze się ręcznie, bo pralka to za duży wydatek, zaś gdy nie można doczyścić w zimnej wodzie, wygotowuje się w garnku - dodaje wolontariuszka. Poznała też historie osób, niejednokrotnie wykształconych, w których życiu przytrafiło się nieszczęście, np. śmierć męża czy żony lub niepełnosprawność dziecka. To wystarczyło, by świat się zawalił. - Ci ludzie zwykle nie chcą nic dla siebie. Twierdzą, że wystarczą leki czy rehabilitacja dla bliskich, a z resztą sobie poradzą. Pamiętam też matkę pięciorga dzieci, którą zapytałyśmy, co chciałaby dostać pod choinkę. Odpowiedziała, że niczego jej nie trzeba. Dopiero po wielu namowach przyznała, iż przydałby się jej dezodorant w kulce, na który szkoda jej pieniędzy, bo ważniejsze są dzieci - mówi Anna, dodając, iż są rodziny, w których bieda jest dziedziczna, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jest jak niechciany spadek. Dziecko wychowujące się w ubogiej rodzinie ma małe szanse, że zdobędzie dobry zawód, skończy studia, zacznie inne życie. Przyczyn jest kilka. Rodzice nie są w stanie kupić podręczników, wysłać na studia. Poza tym ciężko jest się uczyć z burczącym brzuchem.

Bez wsparcia nie ma szans

Kazimiera Buszta, emerytowana nauczycielka, a obecnie kurator sądowy i prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom w Garwolinie, które prowadzi świetlicę profilaktyczno-wychowawczą i pomaga ubogim rodzinom, przyznaje, że dopóki ktoś nie zetknie się z biedą, nie zdaje sobie sprawy z jej rozmiaru. - Jako nauczyciel nie miałam świadomości, że jest aż tak źle. Dopiero kiedy jako kurator zaczęłam odwiedzać rodziny, dotarło do mnie, iż sytuacja może być dramatyczna. - Niektórzy mieszkają w fatalnych warunkach, bez wody, toalety i pozostałych mediów. Inni mają długi, ale najgorzej jest tam, gdzie pojawia się alkohol. Kiedy oboje rodzice piją, w domu nie ma nic. Dzieci chodzą brudne, głodne. To właśnie z myślą o nich działa nasze stowarzyszenie, w którym mogą liczyć na posiłek, pomoc w nauce, różne zajęcia, wakacyjne wyjazdy - opowiada K. Buszta. - Kiedy nie istniało 500+, sytuacja była naprawdę trudna, szczególnie jeśli chodzi o wyżywienie. Dzieci po prostu były głodne. Wprawdzie w szkole zjadły finansowany przez ośrodek pomocy obiad, ale kiedy przychodziły do świetlicy, nie mogły się doczekać kanapek i herbaty. O 17.30 była jeszcze wspólna kolacja, dla wielu ostatni posiłek dnia. Teraz jest znacznie lepiej - twierdzi K. Buszta, zaznaczając jednocześnie, że bez wsparcia z zewnątrz nie ma szans, by uciec z biedy. Jako przykład opowiada historię swojej podopiecznej, która straciła rodziców w młodym wieku. Nikt nie nauczył jej życiowego sprytu, zaradności, brakowało motywacji, a przede wszystkim dobrych wzorców. Nie potrafiła racjonalne gospodarować środkami, jakie miała, co okazało się niezbędne, kiedy została żoną i matką sześciorga dzieci. - Sytuacja była dramatyczna. W dodatku pojawił się alkohol. Usiłowaliśmy przekonać ją, by poszła do pracy. Sama raczej by jej nie podjęła. Udało się znaleźć jej etat. Pieniądze, jakie zarabia i świadczenie 500+ sprawiły, że rodzina jako tako stanęła na nogi - zapewnia K. Buszta, przypominając, iż to bardzo ważne, by dać promyk nadziei, bo istnieje szansa, że od niej zapłonie ogień.

Niedoskonały system

Aneta nie żyje w skrajnym ubóstwie. Sytuacja jej rodziny ustawia ją raczej w strefie permanentnego niedostatku. To okoliczności, w których trzeba wybierać między kupieniem owoców a leków, przykręca się ogrzewanie i trwale eliminuje ze słownika „wakacje”, „kino”, „wyjście na lody”. Według Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce tak żyje blisko 15,2 mln osób, co miesiąc dokonując cudu spięcia budżetu. Rodziny, w których są osoby z niepełnosprawnościami, renciści, ale od jakiegoś czasu też tzw. pracujący biedni - utrzymują się jakoś na powierzchni, ale w ciągłym strachu przed podtopieniem. Na dnie jest 1,9 mln najuboższych.

- O ubóstwie z perspektywy pomocy społecznej mówimy, że to taka grupa, w przypadku której dochód na osobę nie przekracza ustawowych kryteriów. Obecnie wynoszą one 701 zł na osobę samotnie gospodarującą i 528 zł na osobę w rodzinie - mów Adam Kowalczuk, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Siedlcach. - W najgorszej sytuacji są seniorzy z emeryturami poniżej 1 tys. zł, bo po wykupieniu leków i zapłaceniu za mieszkanie praktycznie nic im nie zostaje. Jednak ze względu na to, że przekraczają kryterium dochodowe, nie mogą liczyć na pomoc. Tak samo jest z samotnymi matkami, które mają jedno dziecko i np. nie dostają 500+, gdyż ich dochód na osobę przekracza 800 zł. Te dwie kategorie są najbardziej poszkodowane w systemie zabezpieczenia społecznego, który okazał się niedoskonały - zauważa szef siedleckiego MOPR, podkreślając, iż właśnie dlatego nie można ulegać stereotypom, według których człowiek ubogi to często cwaniak żerujący na systemie pomocy społecznej, o roszczeniowej postawie, pozbawiony ambicji i nieprzedsiębiorczy. - Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Są tacy, którzy robią, co mogą, by związać koniec z końcem. Jest to jednak bardzo trudne, zwłaszcza w rodzinach wielodzietnych, bo choć w ramach 500+ otrzymują nawet kilka tysięcy złotych to, biorąc po uwagę potrzeby nastoletnich dzieci, spięcie domowego budżetu bywa wyzwaniem - stwierdza A. Kowalczuk, jednocześnie zwracając uwagę, że pomoc społeczna to kategoria, która nie zapewnia człowiekowi tego, czego on potrzebuje. Jest jedynie wsparciem, jakie może sprawić, iż uda mu się pokonać sytuację uniemożliwiającą normalne funkcjonowanie.

500 plus, ubóstwo minus

- Na przestrzeni ostatnich trzech lat zauważamy nieznaczny spadek liczby osób korzystających ze świadczeń pomocy społecznej. Niewątpliwie przyczyniło się do tego wprowadzenie w 2016 r. tzw. 500+. W przypadku rodzin znajdujących się w przejściowo trudnej sytuacji finansowej i incydentalnie korzystających ze wsparcia pomocy społecznej kondycja finansowa poprawiła się na tyle, że usamodzielniły się one całkowicie, a jakość ich życia wzrosła - mówi Ewa Borkowska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Białej Podlaskiej, dodając, że polepszyła się także sytuacja w rodzinach dysfunkcyjnych, niemniej jednak wciąż wymagają one pomocy MOPS w różnych formach. - Obserwujemy też pewne negatywne zjawisko związane z tym świadczeniem. Otóż niektórzy rodzice świadomie zrezygnowali z pracy bądź zmienili jej warunki po to, by zakwalifikować się do programu 500+ - twierdzi.

Pomoc finansowa to nie wszystko

E. Borkowska przyznaje, że pracownicy ośrodka niemal codziennie podejmują decyzje: z kim współpracować, komu zaufać, jak pomagać efektywnie. - Wydawać by się mogło, że pomoc finansowa rozwiązałaby problem ubóstwa. Nic bardziej mylnego. Proces wychodzenia z niego jest długotrwały i oparty w głównej mierze na fundamencie samej chęci zmiany dotychczasowego stanu oraz identyfikacji przyczyn trudnej sytuacji. Prawdziwa pomoc to aktywne działanie, które może pokazać takim osobom, jak stanąć na nogi i sobie radzić. Samo wsparcie finansowe nie wpływa na trwałe wyjście z trudnej sytuacji, a czasami wręcz utwierdza tylko w przekonaniu, iż niesamodzielność i bezradność mogą się opłacać. Dlatego naszym klientom, obok świadczeń pieniężnych i w usługach, pomagamy również w zdobyciu nowych kwalifikacji, umiejętności w znalezieniu pracy. Po pewnym czasie stają się samodzielni, znajdują zatrudnienie - tłumaczy. Jednak, jak podkreśla dyrektor bialskiego MOPS, są i tacy, którzy z pomocy państwa korzystają od pokoleń. Pracownicy socjalni z dłuższym stażem pamiętają, jak do MOPS przychodzili dziadkowie, potem ich dzieci, a teraz wnuki. - Dziedziczenie biedy to skutek wychowania i braku rodzicielskich ambicji w stosunku do dzieci. Dorośli tolerują ich niechęć do nauki, nie motywują, by skończyły szkołę, zdobyły jakiś zawód. Młodzi ludzie z takich rodzin istotnie mają problem ze znalezieniem pracy, ponieważ nie mają żadnych kwalifikacji, a jeżeli nawet - skierowani przez MOPS - skończą jakieś kursy, szkolenia to i tak wybierają wkrótce łatwiejsze życie. Takie ze wsparciem pomocy społecznej. Trzeba jednak wystrzegać się stereotypowego myślenia, bo może ono prowadzić do niesprawiedliwych osądów, przez co nie dostrzegamy różnic pomiędzy poszczególnymi osobami - zaznacza.

Bez zrozumienia historii człowieka nie da się skutecznie pomagać

 

Dr hab. Piotr Broda-Wysocki
kierownik Zakładu Polityki Społeczno-Gospodarczej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

Jakie są najczęstsze stereotypy dotyczące biedy?

Osoby biedne najczęściej postrzega się jako niezaradne, dotknięte patologiami, biernie nastawione do życia, dążące do kumulowania raczej świadczeń niż wychodzenia z trudnych sytuacji, także własnym wysiłkiem. Bieda nie hartuje ducha, raczej osłabia egzystencjalno-biologiczne możliwości rozwoju, np. zdrowie, jakość wyżywienia, warunki mieszkaniowe itp., oraz prowadzi do izolacji społecznej. Niekiedy też oczekiwania „reszty społeczeństwa” wobec ubogich nie dają im szans na dobre funkcjonowanie, ponieważ - mówiąc kolokwialnie - nie spodziewamy się po nich niczego dobrego. Bieda ma jednak wiele twarzy.

Czy program 500+ poprawił sytuacje polskich rodzin?

Owszem, i to znacząco. Program ten ma charakter mieszany, tzn. jest selektywny, gdy chodzi o pomoc dla pierwszego dziecka, i uniwersalny na każde kolejne dziecko w rodzinie. Selektywność oznacza uzależnienie świadczenia wychowawczego, bo taka jest jego nazwa i funkcja, od dochodu - nie więcej niż 800 zł na osobę w rodzinie i nie więcej niż 1 tys. zł w przypadku dziecka niepełnosprawnego. Świadczenie to ma charakter bezpośredni i nie wlicza się do dochodu, może być zatem w pełnej wysokości wykorzystywane przez rodziny bez potrzeby dokumentowania wydatków. Dlatego w sytuacji gospodarstw domowych o niskich dochodach wsparcie to służyło w pierwszej kolejności na pokrycie długów, zmianę wyposażenia mieszkania i jego remont, ogólnie poprawę budżetu. Następnie było wykorzystywane na potrzeby dzieci zajęcia dodatkowe, odzież, ubrania, zabawki, wyjazdy wakacyjne.

Bez wątpienia w wielu przypadkach umożliwiło ono nie tylko wyjście z biedy czy trudnej sytuacji wielu rodzinom, ale stało się także impulsem ich rozwoju cywilizacyjnego. Natomiast nie ma wciąż demograficznych danych potwierdzających jego jednoznaczny i długotrwały wpływ na przyrost urodzeń. Nie ma obecnie mechanizmu waloryzacji tego świadczenia, co w sytuacji inflacji będzie oznaczało albo konieczność jego dopracowania, albo podjęcia decyzji politycznej.

Jak efektywnie walczyć z wykluczeniem społecznym i ubóstwem?

Ubóstwo i wykluczenie społeczne to zjawiska powiązane, ale nie tożsame. Wykluczenie jest procesem charakteryzującym się dynamiką - ma swój początek, przebieg, koniec - mniej lub bardziej szczęśliwy. Nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo nie ma jednego ubóstwa/wykluczenia. Ale najważniejsze, być może, jest dostrzeżenie właśnie owej procesualności zjawiska. Skoro istnieje problem, to posiada on jakąś swoją historię. Bez jej zrozumienia nie da się zorganizować skutecznej pomocy. Np. osoba długotrwale bezdomna nie będzie w stanie mieszkać w podarowanym jej mieszkaniu ani systematycznie chodzić do pracy i wzorowo żyć w jakiejś wspólnocie lokalnej, ponieważ długi czas bezdomności całkowicie zmienia strukturę osobowości i jej postrzeganie przez społeczeństwo. Ani człowiek ten nie chce wracać w jego cywilizacyjne rygory, ani członkowie społeczeństwa niczego od tej osoby nie oczekują - to właśnie istota wykluczenia. Skuteczna pomoc to współpraca i współuczestnictwo osób ubogich i wykluczonych w działaniach pomocowych. Pisał o tym i do tego nawoływał o. Józef Wrzesiński, założyciel ruchu ATD Czwarty Świat, podkreślając, iż nie można efektywnie zwalczać ubóstwa bez jednoczesnego uznania najbiedniejszych za partnerów.

JKD

Echo Katolickie 46/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama