Kościelna Komisja Majątkowa - wątpliwości i wyjaśnienia
Ks. Mirosław Piesiur, przewodniczy Komisji Majątkowej ze strony kościelnej. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono
Maciej Gramatyka: Komisja Majątkowa jest ostatnio negatywnym bohaterem artykułów prasowych. „Gazeta Wyborcza” podaje przykłady dwuznacznych sytuacji. Jednym z nich jest sprawa działki w Białołęce. Lokalne władze wyceniły ją na 240 mln, a komisja przyjęła, że to ok. 30 mln. To ma być przykład nierzetelności komisji.
Ks. Mirosław Piesiur: — Muszę sprostować, gdyż potrzeba tutaj precyzyjnych określeń, zgodnych z prawdą. Po pierwsze lokalne władze Białołęki niczego nie wyceniły, ale podały do mediów kwotę według własnego uznania. Po drugie to nie komisja przyjęła, że działka warta jest 30 mln, tylko licencjonowany rzeczoznawca majątkowy wykonał operat szacunkowy według obowiązujących przepisów prawnych. Wycena została wykonana na zlecenie pokrzywdzonego podmiotu kościelnego. Komisja niczego nie wycenia ani nie weryfikuje wycen, bo nie ma takich uprawnień ani możliwości prawnych, czy finansowych. Mamy taką dziwną sytuację. Kościół został okradziony przez państwo komunistyczne. Dzisiaj instytucje państwowe, które mają obowiązek prawny oddać zagrabiony majątek (w naturze albo w mieniu zamiennym) tego nie robią. Pokrzywdzony cierpliwie czeka kilkanaście lat na zaspokojenie swoich roszczeń. Bezskutecznie. W końcu bierze sprawy w swoje ręce, sam szuka nieruchomości zamiennych, które są jeszcze w zasobach Skarbu Państwa. Zleca ich wycenę, dostarcza dokumenty i prosi, aby komisja przyznała je jako formę rekompensaty. Pokrzywdzony wykonuje pracę za państwowe instytucje, a w „nagrodę” jest za to oskarżany. Postępowanie przed Komisją Majątkową ma charakter — to bardzo ważne — postępowania odszkodowawczego, które ma doprowadzić do zadośćuczynienia. Druga ważna kwestia jest taka, że podmioty kościelne składając wnioski do komisji majątkowej, nie mogą takiego samego wniosku złożyć do sądu jak każdy inny pokrzywdzony obywatel. Ustawa o stosunku państwa do Kościoła w RP wykluczyła tryb sądowy dla podmiotów kościelnych, dla których właściwym i jedynym trybem jest postępowanie przed komisją majątkową.
Na temat Białołęki różne dziwne rzeczy zostały napisane. Trudno to ciągle komentować, bo rzetelnymi informacjami i wyjaśnieniami media nie są zainteresowane. Od lipca próbujemy, zgodnie z przepisami, rozwiązać problem gruntów na terenie gminy Białołęka. Czekamy na wynik arbitrażu w sprawie powstałych operatów szacunkowych i zgodności ich sporządzenia z obowiązującymi przepisami. Na początku media mówiły o 300 mln, potem o 240, następnie pokazał się operat wykonany na zamówienie Agencji Nieruchomości na 100 mln. Teraz słyszę, że jest operat, który mówi o 50 mln. Być może dojdziemy do ok. 30 mln, które były przedmiotem operatu wykonanego na zamówienie strony kościelnej.
Kolejny zarzut wobec Komisji Majątkowej dotyczy jej niekonstytucyjności. Wątpliwości prawników budzi brak kontroli sądowej nad działalnością komisji.
— Komisja jest ciałem polubownym. Gdy pod koniec lat 80. tworzono tzw. ustawę kościelną, państwo i Kościół doszły do pewnego porozumienia. Państwo uznało swoją winę grabieży majątku kościelnego i postanowiło to naprawić. Temu porozumieniu nadano walor ustawy. W naszym kraju mamy przecież sądy polubowne, które funkcjonują w normalnym obiegu prawnym; ich wyroki są prawomocne i ostateczne, a to jest też jedna instancja. Od wyroków tych sądów nie ma odwołań. Jeżeli uprawniony do tego organ władzy w Polsce uzna, że ta ustawa jest sprzeczna z konstytucją, to powstaną prawdopodobnie jakieś inne przepisy. Na razie jest takie prawo w Polsce i musimy je respektować. Można z nim dyskutować, ale nie można mówić, że to prawo nie obowiązuje. Tę ustawę uchwalono 18 lat temu i do tej pory wszystko było w porządku.
Dlaczego teraz w porządku nie jest? Komisja działa kilkanaście lat i wcześniej z taką krytyką się nie spotykała.
— Myślę, że na to trzeba patrzeć w kontekście różnych wydarzeń, które miały miejsce w tym roku w Polsce. Są dwie instytucje, które działają na styku relacji państwa z Kościołem: Komisja Majątkowa i Fundusz Kościelny. Są one w pewien sposób powiązane z majątkiem państwowym, po to, aby zgodnie z obowiązującym prawem uregulować słuszne roszczenia Kościoła. Komisja Majątkowa ma zwrócić albo w naturze, albo w mieniu zamiennym to, co ukradziono. Natomiast do Funduszu Kościelnego mają wpływać środki finansowe pochodzące z zysków, które państwo otrzymuje, dysponując majątkami zabranymi Kościołowi zgodnie z prawem. Sprawę Funduszu Kościelnego miała załatwić ustawa reprywatyzacyjna, która była przygotowywana od początku tego roku. Stronę kościelną poproszono, aby w tych rozmowach uczestniczyła i jeszcze do kwietnia wydawało się, że w ustawie podmioty kościelne (nie tylko Kościół katolicki, ale wszystkie podmioty kościelne w kraju) zostaną uwzględnione. W maju br. rozmowy zostały przerwane, a pod koniec września ukazał się projekt ustawy reprywatyzacyjnej, który wyklucza z udziału w reprywatyzacji podmioty kościelne.
W czerwcu zaczęły się ataki na Komisję Majątkową. Mam wrażenie, że chodzi o to, aby Kościołowi odebrać chęć do dalszych rozmów na temat uregulowania spraw majątkowych, a równocześnie wytworzyć poczucie winy w podmiotach kościelnych domagających się zwrotu tego, co im zagrabiono. Myślę, że do czasu, gdy ustawa reprywatyzacyjna nie zostanie zatwierdzona w proponowanej wersji (czyli z wykluczeniem z niej podmiotów kościelnych), możemy mieć do czynienia z dalszymi atakami na bazie spraw majątkowych Kościoła.
Propozycja strony kościelnej do ustawy reprywatyzacyjnej była bardzo prosta: Kościół akceptował jednorazową rekompensatę za to, co każdego roku otrzymuje przez Fundusz Kościelny. Następnie jego udział w funduszu zakończyłby się. Wówczas nie można by mówić, że państwo dotuje Kościół (co nie jest prawdą). Państwo bowiem spłaca dług, świadcząc na Fundusz Kościelny, bo do tego się zobowiązało, zabierając majątki Kościołowi.
Czy takie rozwiązanie byłoby ostatecznym wyjaśnieniem spraw związanych z Funduszem Kościelnym?
— Tak, ponieważ wtedy dla Kościoła katolickiego fundusz stałby się zbędny. Równoczesne zakończenie prac Komisji Majątkowej spowodowałoby zniknięcie z naszego życia dwóch podmiotów, które działają na styku państwa i Kościoła, jeżeli chodzi o finanse. Nie byłoby już o czym pisać. Od wielu lat dążę do tego, aby sprawy postępowań w Komisji Majątkowej zakończyć jak najszybciej.
Jak długo jeszcze pracować będzie Komisja Majątkowa?
— W ustawie zapisano, że wnioski powinny być rozpatrzone najdalej w ciągu 6 miesięcy, a postępowania trwają 16 lat. Przy aktualnym nastawieniu strony rządowej do prac komisji majątkowej nie wróżę szybkiego końca. Ten podmiot jest potrzebny w naszej rzeczywistości medialnej do tego, aby Kościół atakować. Wszystkie artykuły, które ukazują się na temat Komisji Majątkowej, sprawę doprowadzają do absurdu. Za chwilę możemy usłyszeć kolejne oskarżenia. Różne grunty rolne, które Kościół otrzymuje, są wydzierżawiane i używane do produkcji rolnej. Być może zostaniemy oskarżeni o to, że zbiory uzyskane z tych gruntów są zbyt niskie. Brzmi to jak żart, ale przy dzisiejszej retoryce i różnych tezach przedstawianych w mediach taka rzecz też jest do udowodnienia.
Czy ataki prasowe mogą sparaliżować prace komisji?
— Strona kościelna w Komisji Majątkowej pracuje normalnie. Wyznaczamy na posiedzenia poszczególne sprawy, które każdemu członkowi komisji zostały przydzielone. Nie widzimy jednak tego u przedstawicieli strony rządowej, którzy nie wnoszą na obrady komisji spraw ze swoich referatów. Jak tłumaczyć taką sytuację? Trudno mi znaleźć delikatne określenie, aby kogoś nie urazić, ale musi się za tym kryć chyba jakaś decyzja polityczna. Jeżeli taki jest cel — czekanie nie wiadomo na co, to komisja może jeszcze pracować długie lata.
Czy w przypadku wspomnianych artykułów prasowych oskarżających komisję miał Ksiądz okazję przedstawić swój punkt widzenia?
— Pytania dziennikarzy najczęściej nie dotyczą merytorycznych spraw, ani też mojego punktu widzenia. Celem jest potwierdzenie myśli danego dziennikarza, które mają uzasadnić jakąś negatywną tezę o Kościele. Ostatnio zadano mi pytanie, jak ja się czuję z decyzjami, które wydaje komisja. Wyznacznikiem dla mnie i dla innych członków komisji nie jest nasze samopoczucie, ale to, by przestrzegać prawa. A można by zapytać, jak się czuje ten pokrzywdzony podmiot kościelny, który przez 17 lat próbuje uzyskać coś w zamian za to, co mu ukradziono.
opr. mg/mg