Ponad 400 osób zostało zamordowanych w ostatnim okresie w Demokratycznej Republice Konga - terror nie ustaje od ponad 20 lat
Ponad 400 osób zostało zamordowanych w okresie Bożego Narodzenia w północno-wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga. Kilkadziesiąt osób zaszlachtowano w kościele. Świadkowie twierdzą, że za zbrodnie odpowiedzialna jest Armia Oporu Pana.
Od ponad dwudziestu lat rebeliancka Armia Oporu Pana (LRA — Lord's Resistance Army) terroryzuje mieszkańców północnej części Ugandy. Ale bojówki LRA przemieszczają się. Działają także na pograniczu kongijsko-ugandyjsko-sudańskim. Jak podają pracownicy Caritas, tylko w czasie ostatnich świąt Bożego Narodzenia rebelianci ostrzelali z moździerzy kongijskie miejscowości Faradje, Duru, Gurba, Dungu i Doruma, gdzie dopuścili się masakry cywilnej ludności w kościele. Od maczet zginęli głównie starcy, kobiety i dzieci. — Poćwiartowane ciała leżały wszędzie: w kościele, na zewnątrz. Wiele osób spalono żywcem we własnych domach. Tysiące mieszkańców uciekło w obawie przed kolejnymi atakami — informuje rzecznik ugandyjskiego wojska kapitan Chris Magezi. Szacuje się, że LRA jest odpowiedzialna za śmierć ponad 100 tys. osób. Na skutek jej działań 2 miliony ludzi straciło dach na głową, a ponad 30 tys. dzieci zostało porwanych i wykorzystanych militarnie i seksualnie. Lider LRA Joseph Kony jest poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Twierdzi, że posługuje się nim Duch Święty. Prowadzone od lat pokojowe negocjacje nie przynoszą skutku. W kwietniu 2008 r. miało dojść do podpisania ostatecznego porozumienia pokojowego między przywódcą Armii Oporu Pana a prezydentem Ugandy Yowerim Musevenim. — Kony powiedział, że nie podpisze porozumienia, ponieważ jeśli to uczyni, na pewno zostanie zabrany do Europy i powieszony. Twierdzi, że woli zginąć w walce, niż poddać się i zostać straconym — informował na łamach ugandyjskiej gazety „Sunday Monitor” Martin Aliker, mediator w konflikcie.
Nazywa się Lakwena
Zaczęło się w 1986 roku. Zamieszkujący północną część Ugandy lud Acholi niezadowolony z etnicznej polityki prezydenta Museveniego chwyta za broń. Inicjatorką jest Alice Auma, kuzynka Kony'ego, spirytystka i liderka synkretycznego Holy Spirit Movement (Ruch Ducha Świętego). Rebelia wywołana przez Aumę upada w listopadzie 1987 roku. Mimo to od ponad dwudziestu lat Kony kontynuuje własną walkę. Motywom politycznym (obalenie prezydenta, umocnienie pozycji Acholi, zaprowadzenie demokracji) przyświeca poczucie religijnej misji (wizja państwa teokratycznego). Kony twierdzi, że jego zadaniem jest odbudowa moralna „niepokutującej” Ugandy. Powołuje się na Biblię i Dekalog. O sobie mówi, że działa przez niego Lakwena, który wcześniej miał objawić się jego kuzynce Alice. Lakwena, czyli posłaniec, przez Acholi utożsamiany jest z Duchem Świętym.
W rzeczywistości walka Koniego to barbarzyńska partyzantka, której żołnierzami, poza garstką fanatycznych wyznawców, są zarazem ofiary LRA — dzieci. — Ta walka prowadzona jest przez armię, składającą się z dzieci porywanych ze swych wiosek i brutalizowanych. Zmusza się je do zabijania i okaleczania — mówi misjonarz ojciec Bogusław Żero, który w 2005 roku został ostrzelany przez LRA. — Kony twierdzi, że ma mandat od Pana Boga, aby zdobyć władzę i obalić obecny rząd, który nazywa diabelskim, szatańskim.
W wywiadzie, jakiego udzielił w 2006 roku Samowi Farmarowi (był to pierwszy z nim wywiad, bo lider LRA unika kontaktu z mediami), Kony przeczy, jakoby jego odziały były winne zarzucanych im bestialskich czynów. — To nieprawda. To propaganda. To Museveni przybywa do wiosek, obcina ludziom uszy, wydłubuje oczy i mówi, że to robota LRA. On chce zniszczyć lud Acholi, by ziemia Acholi stała się jego ziemią. Nie mógłbym okaleczyć mego brata. Nie zabijam cywilów — mówił.
Każe dzieciom zabijać
— On nie zabija — przyznaje jedna z dziewcząt uprowadzonych przez KonyĄego. — On daje rozkazy swoim podwładnym, a ci rozkazują dzieciom. To one muszą zabijać.
Osiemnastoletni John jest jednym z byłych żołnierzy LRA. — Zanim mnie porwano, byłem szczęśliwym chłopakiem. Miałem pięć sióstr i brata — mówił w telewizji BBC News. — Uprowadzili nas. Wiedziałem, co się stanie. Słyszałem o LRA, jak torturują dzieci i zmuszają je do wstąpienia w szeregi LRA. Robili z nas żołnierzy. Było wiele walk, nawet nie pamiętam ile. Brata zabili.
— Złapano mnie i dwie kobiety — opowiada inny chłopak, ofiara LRA. — Dali mi maczetę i kazali zabić jedną z nich, grożąc, że jeśli tego nie zrobię, sam zginę. Ona krzyczała, a ja musiałem ją szlachtować, aż padła na ziemię. Bałem się, że mnie zabiją.
Co na to Kony? — Walczymy o Dziesięć Przykazań. Czy to źle? Przykazania nie zostały dane przez Josepha ani przez LRA. One zostały dane przez Boga — mówi. Jest przekonany, że prowadzą go duchy.
— Trudno tu znaleźć jakąś logikę. To jest po prostu człowiek nieobliczalny. Coś w rodzaju obłąkania — uważa o. Bogusław.
— Wszystko, co on mówi, to kłamstwa — wyznaje jedna z kilkunastu byłych żon Kony'ego. Jego wyznawcy mówią: „Kony nigdy nie zginie”, a on ich zapewnia: „Kule nie wyrządzą wam krzywdy!”.
Odpowiedzialnością za ostatnią masakrę Armia Oporu Pana próbuje obarczyć regularne wojska kongijskie, ugandyjskie bądź południowosudańskie, które prowadzą operacje przeciw rebeliantom. Tłumaczeniom LRA przeczą jednak naoczni świadkowie.
opr. mg/mg