Wielkie nadzieje

Z prezydenturą Baracka Obamy Amerykanie wiążą wielkie nadzieje, oczekiwania, ale i obawy

20 stycznia Barack Obama zostanie zaprzysiężony na 44 prezydenta Stanów Zjednoczonych. Amerykanie wiążą z tą prezydenturą wielkie nadzieje i oczekiwania.

Rzadko w historii zdarzało się, żeby polityk tak elektryzował światowe media samą obecnością i retoryką. Rzadko bywało, by kandydat rozbudził tak wielkie oczekiwania wyborców. Niektórzy nawet mówią o nim jako o człowieku, który „zmieni wszystko”. 20 stycznia zacznie się dla Obamy sprawdzian z rządzenia.

Po wyborach 4 listopada wśród oponentów Obamy ukształtowały się dwie opinie na temat prezydenta elekta. Dla jednych Obama jest twardym lewicowcem, którego poglądy na krajową politykę społeczną, zagadnienia życia, rolę rządu w gospodarce i sprawach zagranicznych sytuują na lewym skraju Partii Demokratycznej. Ten fakt udało się ukryć Obamie przed wyborcami dzięki adorującym go mediom amerykańskim. Inni byli zdania, że Obama jest „pustym naczyniem” bez większego zaangażowania ideologicznego. Dzięki temu mógł zająć pragmatycznie nawet centrystyczną pozycję wobec wspomnianych zagadnień, mając w perspektywie kampanię reelekcyjną w 2010 r.

Drużyna Obamy

Działania podjęte przez prezydenta elekta po 4 listopada nie wyjaśniły w sposób zdecydowany, który Obama zdobył prezydenturę. Jego kandydaci na kluczowe stanowiska w ekipie ds. polityki zagranicznej i obronnej to w większości weterani administracji Clintona, łącznie z najbardziej zagadkową kandydaturą — nominowaną na sekretarza stanu Hillary Clinton. Pozostawiając na stanowisku Roberta Gatesa — sekretarza obrony w rządzie George'a Busha i wyznaczając emerytowanego generała piechoty morskiej Jamesa Jonesa na doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego, Obama zasygnalizował, że na razie nie zamierza prowadzić polityki zagranicznej ze skrajnie lewego skrzydła Partii Demokratycznej. Prywatnie przyznał, że potrzebuje doradztwa w wielu kwestiach dotyczących światowej polityki. W niektórych sprawach, szczególnie jeśli chodzi o stosunki z Rosją, wybrał nauczycieli mających trzeźwe i pozbawione sentymentów spojrzenie na rzeczywistość.

W polityce krajowej nowa drużyna Obamy znacznie wyraźniej skłania się ku lewej stronie. Nominowany na ministra zdrowia i świadczeń społecznych były senator Thomas Daschle jest proaborcyjnym katolikiem. Planuje poddanie kontroli rządu systemu opieki zdrowotnej, a jego poglądy na temat życia i bioetyki nie są zgodne ze stanowiskiem Kościoła katolickiego. Kandydat na prokuratora generalnego Eric Holder prawdopodobnie będzie się starał złagodzić śmiałą wojnę z terroryzmem rozpoczętą przez administrację Busha. Nominacja Elaine Kagan, dziekana Harvard Law School (Wydział Prawa Harwardu), na państwowego radcę prawnego rządu USA (prawnik, który broni stanowiska rządu USA wobec Sądu Najwyższego) zapowiada włączenie pani Kagan w skład Sądu Najwyższego. Zajęłaby ona miejsce sędzi Ruth Ginsburg, co umocniłoby proaborcyjne skrzydło Sądu Najwyższego na następne 25 lat.

Lekki zwrot ku centrum

Prezydent elekt jednak realistycznie ocenia okoliczności, w których przychodzi mu rządzić. Wie, że musi przesunąć się ku centrum w dziedzinie polityki zagranicznej i obronnej, dlatego nie jest już otwarty na głosy żądające wycofania się z Iraku (gdzie dzieje się coraz lepiej) i z Afganistanu (gdzie dzieje się coraz gorzej). Wie też, że ma do dyspozycji bardzo mało pieniędzy na programy społeczne, którym Partia Demokratyczna zwykle sprzyja. Ale musi coś zrobić, by usatysfakcjonować twardy elektorat lewicowy, pieniędzmi i pracą wspierający go w czasie kampanii uwieńczonej sukcesem. Zatem najprawdopodobniej da tym działaczom tak dużo, jak to możliwe w ramach polityki społecznej. Pewnie zaspokoi ich żądania prowadzące do mniejszej ochrony życia, co z katolickiego punktu widzenia jest bardzo złą nowiną. USA znów zaangażuje się w finansowanie aborcji i niszczących embriony badań komórek macierzystych. Podejmie też starania, by ograniczyć prawa stanowe regulujące przemysł aborcyjny.

Kwestią kluczową dla Kościoła katolickiego jest ochrona „klauzuli sumienia” — zapisu w prawie federalnym, stanowym bądź w regulacjach rządowych, który będzie bronił opowiadających się za życiem pracowników służby zdrowia przed zmuszaniem do brania udziału w takich niemoralnych działaniach, jak aborcja. Przewodniczący Konferencji Episkopatu USA bardzo wyraźnie zasygnalizował nowej administracji, że w tej sprawie nie może być kompromisu. Zadeklarował, że jeśli katolickie placówki opieki zdrowotnej będą zmuszane do praktyk niezgodnych z moralnym nauczaniem Kościoła, zostaną zamknięte. Mogłoby to spowodować kryzys w opiece zdrowotnej w kraju — dot. zwłaszcza biednych.

Fakt, że Obama nie spełnił żądań ruchu homoseksualnego sprzeciwiającego się wystąpieniu pastora Ricka Warrena podczas ceremonii inauguracji (Warren broni małżeństwa jako związku między mężczyzną i kobietą), jest podnoszącym na duchu znakiem, że nowy prezydent nie będzie załamywał się pod każdym naciskiem w sprawach propagowanego przez lewicę stylu życia.

Lewica Obamy

Obama jednak pozostaje człowiekiem lewicy, chociaż nie jest typem „twardego lewicowca” czy „pustego naczynia”. Model, który reprezentuje Obama, można by nazwać „postmodernistycznym liberalizmem”, w którym zakłada się, że każdy myślący racjonalnie, humanitarny, współczujący człowiek musi opowiadać się za aborcją na żądanie, traktowaną jako jeden ze środków antykoncepcji. Powinien popierać badania medyczne, które dają nadzieję ulżenia cierpiącym, nawet jeśli badania owe zakładają rozmyślne zabijanie embrionów. Musi opowiadać się za możliwie najszerszym wachlarzem „praw gejowskich”, jaki można osiągnąć za pomocą środków politycznych.

Obama jest również bardzo zręcznym politykiem, który wie, że temat „małżeństw gejowskich” na tym etapie amerykańskiej historii nie decyduje jeszcze o zwycięstwie czy przegranej Partii Demokratycznej i dlatego w tej dziedzinie prawdopodobnie zrobi wszystko, co może posunąć naprzód sprawy mniejszości seksualnych, jednak bez podpisywania „małżeństw gejowskich”. Fakt, że wspomniane kwestie (aborcja, destrukcyjne dla embrionów badania nad komórkami macierzystymi, natura małżeństwa) dotyczą pierwszej zasady sprawiedliwości, na temat której rozsądni ludzie mogą mieć całkowicie odmienne zdanie niż zwolennicy Obamy — i mogą je mieć na podstawie przesłanek rozumowych, nie dogmatycznych — nie wydaje się szczególnie interesować prezydenta elekta.

To już nie kampania wyborcza

Wybuch wojny w Gazie, dalsze groźby ze strony irańskiego prezydenta Ahmadineżada, energetyczny szantaż stosowany przez Władimira Putina, ludobójstwo w Darfurze i w Zimbabwe — te twarde realia międzynarodowego życia w 2009 r. przypominają prezydentowi elektowi i jego ludziom, że kampania się już skończyła, a George Bush nie może być już obwiniany o wszystkie problemy świata. 20 stycznia 2009 r. o godz. 12.00 te problemy staną się problemami Baracka Obamy. Podobnie jak wyzwanie, jakie rzucą jego poglądom na sprawy życia dziesiątki tysięcy działaczy pro-life, którzy przyjadą do Waszyngtonu 22 stycznia, dwa dni po inauguracji. Wszystko razem zwiastuje pracowity styczeń na brzegach rzeki Potomak.

Tłumaczenia - Magda Koc

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama