Dotarcie do prawdy wymaga wysiłku, ale i łaski. Potwierdzają to dwie zupełnie różne historie: lekarza i żołnierza
W wyjątkowej rozmowie z lekarzem Jackiem Szulcem szczególną wagę mają chyba następujące słowa: „Dlatego cała odpowiedzialność w nas, w Kościele, by pomóc ludziom spotkać Boga. Bo gdyby Pan Bóg nie włożył w moje serce tego światła, gdybym Go nie spotkał jako Osoby, nie przejrzałbym” (więcej GN 11/2016 na ss. 26—29). Przez lata pracował w jednej z największych klinik in vitro w Warszawie. I zapewne robiłby to dalej, gdyby nie osobowe spotkanie z Bogiem.
Żadne naukowe argumenty ani doskonała znajomość procedury in vitro z całym jej horrorem nie były w stanie otworzyć mu oczu na to, czym w istocie się zajmuje, do czego przykłada rękę. Oczy otworzył mu dopiero Bóg. Ludzka perswazja, z której oczywiście nigdy nie należy rezygnować, zapewne jeszcze długo byłaby nieskuteczna. Wniosek jest prosty: aby zmienić świat, trzeba ludzi doprowadzać do Boga. O wiele trudniejsza jest odpowiedź na pytanie, jak robić to skutecznie.
Byłem na filmie „Historia Roja”. Film jest brutalny, dla mnie zbyt brutalny. Choć domyślam się, że reżyserowi chodziło o to, by pokazać, że wojna nie skończyła się w 1945 roku, jak powszechnie myślimy, ale trwała przez kolejne lata. A wojna nie jest dziecinną igraszką. Na wojnie ludzie do siebie strzelają i giną. A film to pokazuje. Mimo tego zastrzeżenia dzieło ma ogromną wartość. Pozwala zrozumieć, dlaczego żołnierze wyklęci przez tyle dziesięcioleci byli tak bardzo niewygodni, a przez to skazani na zapomnienie. Przede wszystkim dlatego, że zbrojnie walczyli z komunistyczną władzą. Ale to nie wszystko. Chodziło jeszcze o czynnik emocjonalny, moralny. Żołnierze wyklęci byli wyrzutem sumienia, że można być bezkompromisowym. Że można wyraźnie odróżniać prawdę od kłamstwa i iść za tym pierwszym, poświęcając nie tylko siebie, ale i całą rodzinę. Na marginesie wspomnę, że dla mnie postać matki Roja jest w filmie najjaśniejsza. Pozostaje pytanie, na ile jasność widzenia i idąca za nią odwaga żołnierzy wyklętych brały się z autentycznej religijności i prawdziwej wiary.
opr. mg/mg