Łączy nas piłka?

Piłkarzy i kibiców łączy nie tylko piłka, ale też coś o wiele więcej. Przynależność do narodu

Piłkarzy i kibiców łączy nie tylko piłka, ale też coś o wiele więcej. Przynależność do narodu.

Łączy nas piłka?

Coś nie tak jest z Europą – powiedział na pokładzie samolotu lecącego z Armenii papież Franciszek. Potem dodał, że Europa potrzebuje kreatywności. Papieską zachętę do kreatywności każdy może rozumieć po swojemu. Ja chciałbym w niej widzieć przede wszystkim powrót do chrześcijańskich wartości, jakie legły u podstaw projektu zjednoczonej Europy. Dla wielu może to przypadek, że Unia Europejska zachwiała się w posadach, gdy wyrzucono z niej wszelkie odwołania do chrześcijaństwa. W preambule do traktatu lizbońskiego z 2007 roku nie znalazło się miejsce dla chrześcijańskiego dziedzictwa Europy. Do znudzenia warto przypominać, że trzej ojcowie założyciele Unii Europejskiej byli głęboko wierzącymi katolikami, a swojej wiary nie zostawiali za drzwiami własnego domu. Jeden z nich, Robert Schuman, być może wkrótce zostanie ogłoszony błogosławionym Kościoła katolickiego. Ironią losu byłoby to, gdyby jego beatyfikacja zbiegła się z rozpadem zjednoczonej Europy.

Kadra naszych piłkarzy występuje na Euro pod hasłem „Łączy nas piłka”. Dobre hasło, choć nie do końca prawdziwe. Piłkarzy i kibiców łączy nie tylko piłka, ale też coś o wiele więcej. Przynależność do narodu. To nie z powodu samej piłki denerwowaliśmy się w czasie meczu ze Szwajcarią, ale dlatego, że grali nasi. Europy nie mogą łączyć tylko przepisy unijnego prawa, ale przede wszystkim wartości. I to nie jakiekolwiek, ale chrześcijańskie. Bo takie korzenie ma nasz kontynent. A ponadto chrześcijaństwo jest dobre na każdą chorobę.

Również na chorobę arogancji, na którą zapadło wielu europejskich urzędników najwyższej rangi. Niestety, nie mam wielkiej nadziei, by europejscy politycy, próbując naprawić rozsypującą się Europę, sięgnęli do wartości chrześcijańskich. W przeważającej większości są im albo niechętni, albo nie widzą w nich skutecznego lekarstwa. Z prostego powodu: nie znają chrześcijaństwa. W tym kontekście nowego znaczenia nabierają Światowe Dni Młodzieży. Kiedy w Europie zaczyna się batalia o nowy kształt naszego kontynentu, spotkanie jednego czy nawet dwóch milionów młodych chrześcijan musi mieć znaczenie. Im młodzieży będzie więcej, im bardziej religijnie przeżyją spotkanie, tym donioślejszy będzie ich głos. Jesteśmy tu, chrześcijaństwo jest dla nas ważne. Nie chcemy Europy bez Jezusa. Chwała tym wszystkim, którzy z odwagą i pomysłem włączyli się w organizację ŚDM. Na przykład państwo Wolscy z podkrakowskich Bolechowic zdecydowali się ugościć mnóstwo pielgrzymów. Miało być sześciu, a przyjmą w swoim ogrodzie pod namiotami trzystu (ss. 40–41). To się nazywa kreatywność.

A przechodząc na nasze podwórko – bardzo ucieszyła mnie inicjatywa grupy posłów, by na listach lektur szkolnych na wszystkich szczeblach edukacji znalazły się wybrane dzieła Jana Pawła II. Chciałoby się zakrzyknąć – wreszcie! Jak to możliwe, że do tej pory poza „Tryptykiem rzymskim” uczniowie nie mieli kontaktu z tekstami absolutnie najwybitniejszego Polaka? Lektura papieskich dzieł jest oczywiście sposobem na lepsze poznanie chrześcijaństwa, ale też budowanie przekonania, że łączy nas nie tylko piłka.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama