Czy polityka powinna skupiać się na kwestiach gospodarczych i społecznych? W zasadzie tak. Nie może to jednak być usprawiedliwieniem braku refleksji nad zasadniczymi wartościami, które nadają polityce sens
Chciałbym wrócić do przemówienia Donalda Trumpa w Warszawie. Jedną z głównych myśli był prymat wartości nad ekonomią. Na nic się zdadzą najsilniejsza nawet gospodarka i potężna armia, jeżeli zabraknie dobrych wartości — przekonywał prezydent USA.
Pozostawiam na boku pytanie, na ile autor tych słów sam się do nich stosuje. Faktem jest, że fundamentalnie różnią się one od hasła wyborczego Billa Clintona: „Ekonomia, głupcze”, który uważał, że liczy się przede wszystkim gospodarka, a wszystko inne jest mniej ważne. To hasło przyniosło Clintonowi zwycięstwo w wyborach w 1992 r.
Pokusa skupienia się na gospodarce kosztem wartości jest bardzo silna. I z taktycznego punktu widzenia jakoś zrozumiała. Mam wrażenie, że tej pokusie ulega wielu przedstawicieli obecnej władzy. Zdają się rozumować tak: najpierw musimy zbudować silną gospodarkę, uszczelnić ściąganie podatków, umocnić państwowe instytucje, podnieść realne płace, a potem możemy pomyśleć o zmianie prawa odnoszącego się do kwestii moralnych, takich jak in vitro czy aborcja. Inaczej stracimy władzę i polepszenie prawnej ochrony życia się nie uda.
W rozmowie z „Gościem” wicepremier Mateusz Morawiecki na pytanie, dlaczego rząd nie wprowadza koniecznych zmian w tym obszarze, mimo że posiada władzę, odpowiedział: „My chcemy zaprowadzić solidarnościowy ład społeczny, uczciwe relacje gospodarcze i poszerzyć demokrację. A to można zrobić tylko wtedy, gdy będziemy rządzić dłużej niż jedną kadencję. Jeśli będziemy walczyć ze wszystkimi, w tym z bardzo krzykliwymi grupami społecznymi, które potrafią wzbudzić społeczny zamęt, to nasz sukces będzie połowiczny i odwracalny. Mamy teraz wyjątkową szansę, aby, wykorzystując dobre wyniki gospodarcze, sprawne działanie policji, przebudowę armii i szeroko zakrojone programy społeczne, przywracać państwo poważne. Państwo musi umieć skutecznie przeciwstawiać się silnym grupom interesów i dbać o równy start, równe szanse dla wszystkich. Tak można zmieniać Polskę. Każdy normalny wyścig może się zacząć dopiero wtedy, kiedy wszyscy są na linii startu. Powoli już tak się dzieje” (rozmowa na ss. 20—22).
Powyższemu rozumowaniu nie można zarzucić braku logiki. Trzeba też docenić wysiłki rządu zmierzające do usprawnienia gospodarki. A jest ich wiele. Zwiększenie wpływów z podatku VAT robi wrażenie nawet na przeciwnikach politycznych obecnej władzy. Podobnie jak bardzo niski deficyt budżetowy w połowie roku. Wszystko wygląda bardzo pięknie, ale kiedy przyjdzie czas na wartości? Kiedy wzrost PKB osiągnie poziom 5 proc. w skali roku? Może wtedy, gdy płace Polaków będą porównywalne z wynagrodzeniami sąsiadów z Zachodu? Wtedy pozwolimy sobie na luksus zajmowania się wartościami, np. ochroną życia najsłabszych obywateli. Obawiam się, że to na pozór rozsądnie wyglądające rozumowanie ma poważną słabość. Dobry czas na promowanie wartości może nigdy nie nadejść. Bo na horyzoncie zawsze pojawią się ważniejsze sprawy, które będzie trzeba pilnie załatwić.
opr. mg/mg