O supermarketach i nowej kulturze konsumpcji
Jednym z nowych elementów miejskiej przestrzeni są — rosnące jak grzyby po deszczu — super- i hipermarkety. Czy jednak ich przydatność równoważy uciążliwości i ujemne skutki, jakie wywołują?
Demokracja spowodowała, że „mieszczuch” stał się nie tylko bardziej wolny, ale również poczuł się właścicielem przestrzeni, w której żyje. Za tym poszedł wzrost odpowiedzialności za tę przestrzeń. Największym katalizatorem zmian w mieście jest jednak motoryzacja i wzrost mobilności. One spowodowały pojawienie się praktycznych dylematów: korzystać ze starych centrów handlowych czy z nowych supermarketów, mieszkać w zwartej zabudowie głównych dzielnic czy „wynieść się” na przedmieścia.
„Zmiany w naszych miastach idą generalnie w dobrym kierunku. Dotyczą one nie tylko estetyki czy przestrzeni i symboliki, ale również mentalności ludzi, którzy nagle uświadomili sobie, że miasto, w którym mieszkają, jest ich miastem, że warto zaświecić choinkę na swojej posesji, itd.” — uważa prof. Wojciech Świątkiewicz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. Transformacji towarzyszą dwa — charakterystyczne dla społeczeństw podlegających jej — zjawiska: wypływ aktywności ze stref śródmiejskich i wzrost konsumpcji. Ich głównym przejawem jest popularność hipermarketów. Schludne i czyste, ale zwykle banalne w formie, coraz gęstszymi sieciami okalają tereny zabudowane, przyciągają iluminacjami, kuszą produktami i usługami. Prof. Franciszek Piontek z Akademii Ekonomicznej w Katowicach twierdzi, że „supermarkety powinny znajdować się poza granicami miasta, bo inaczej niszczą mały handel. Zrywają też więzy między sprzedającym a kupującym, które są niezwykle istotne również z ekonomicznego punktu widzenia”. Potwierdza to opinia polskich i zachodnich specjalistów. Ich zdaniem, supermarkety nie powinny znajdować się w odległości tzw. dojścia pieszego od dzielnic mieszkalnych.
Hipermarkety odgrywają nie tylko rolę ośrodków kompleksowego handlu i zaspokajania konsumpcji. W naszej — wciąż jeszcze zbyt szarej i noszącej znamiona dawnej „siermiężności” — rzeczywistości kreują też nowe kulturowe modele zachowań oraz estetykę. Uporządkowanie wnętrza, sprawna i miła obsługa, ozdoby i ogólna atmosfera to w jakimś sensie wzory pozytywne. „Moi parafianie chodzą do supermarketu. Obcują z ładnym obejściem i schludnymi lokalami. Muszę brać to pod uwagę, urządzając otoczenie kościoła, bo nie wypada, aby tam było lepiej. Widząc coś przyjemnego, mają też większe wymagania estetyczne” — zauważa proboszcz jednej z budujących się parafii. Zdaniem prof. Wojciecha Świątkiewicza, „to modelowanie postaw powoduje zachowania pożądane i kulturowo oczekiwane. Nie waham się stwierdzić, że supermarkety na tym etapie naszego rozwoju społecznego pełnią pozytywną rolę wzorotwórczą. Odwiedzając je, ludzie nabierają szacunku do promowanych przez nie dobrych postaw. W konsekwencji sami będą je wprowadzać i oczekiwać od innych instytucji”.
Niestety, supermarkety proponują klientom również wzorce negatywne. Wytwarzają, a nawet narzucają nieuzasadnione potrzeby. Innym niepokojącym problemem, jaki stworzyły, jest nadmierne wykorzystywanie pracowników najemnych i pozbawianie ich weekendowego — w tym niedzielnego — wypoczynku. „Co z tego, że mamy jeden dzień wolny w tygodniu, skoro nie ma nawet gdzie pójść czy spotkać się z przyjaciółmi, bo oni wtedy pracują. Natomiast w niedzielę ja zaiwaniam tutaj” — takie głosy rozżalenia to reguła w prywatnych rozmowach ze sprzedawcami w supermarketach. Podobne zdanie ma wielu właścicieli niewielkich sklepików w hipermarketach. — „Handel niedzielny na naszych specjalistycznych stoiskach — może poza okresem świątecznym — nie jest wcale bardziej opłacalny niż w tygodniu, ale musimy mieć otwarte, bo taki obowiązek narzucają nam umowy dzierżawne”.
Szermujący sloganem: „mam prawo kupić lodówkę w niedzielę” obrońcy całotygodniowego handlu zwykle zarzucają swoim przeciwnikom, że nakładają religijne pęta na zachowania i potrzeby świeckiego społeczeństwa. Powinni jednak wziąć pod uwagę, że celem wypoczynku niedzielnego jest nie tylko umożliwienie praktyk religijnych. Znaczenie wolnego dnia Pańskiego tkwi w fakcie rezygnacji z pracy zarobkowej, będącej podstawą ludzkiej egzystencji, po to, aby obchodząc święto we wspólnocie uświadomić sobie, co jest rzeczywiście sensem istnienia. Jest to wbrew pozorom istotne również w świeckim państwie, ponieważ społeczność chrześcijańska nie jest jakimś abstrakcyjnym „towarzystwem”, ale żyje w nim „tu i teraz” przyjmując zobowiązania wobec Boga i oddaje Mu cześć również przez odpowiednie potraktowanie odpoczynku. Mówi o tym wyraźnie Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie 1193, gdy nazywa niedzielę „dniem zgromadzenia liturgicznego, dniem rodziny chrześcijańskiej, dniem radości i odpoczynku po pracy”.
Na tę — wywołującą ostatnio duże emocje — kwestię należy spojrzeć także z innej perspektywy. „Z punktu widzenia zrównoważonego rozwoju, do którego odwołuje się w art. 5. Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej, człowiek ma prawo nie tylko do zaspokajania swoich potrzeb, ale również do pielęgnowania wartości. Odpoczynek człowieka jest potrzebą i wartością. Ma zresztą także wielkie znaczenie w ekonomii opierającej się na równowadze trzech kapitałów — gospodarczego, przyrodniczego i ludzkiego. Nie akceptują tego jednak zwolennicy ekonomii jednowymiarowej — rozumianej jako robienie pieniędzy” — ostrą opinię prof. Franciszek Piontek popiera wnioskami ONZ-owskiej Konferencji w Rio na temat zrównoważonego rozwoju oraz społecznymi encyklikami Solicitudo rei socialis i Populorum progressio. — „Chcę jeszcze zwrócić uwagę tym, którzy rezygnują z wartości odpoczynku, że mają znakomitych przodków w Komunie Paryskiej (jedenastodniowy tydzień pracy) i we władzach Korei Płn., które administracyjnie zlikwidowały niedzielę”.
O rozwoju lub zaniku niedzielnego handlu i spędzania czasu w supermarketach zadecydujemy tylko my — klienci. Cała sytuacja ma wprawdzie trzech „udziałowców”. Oprócz kupujących są oczywiście właściciele, ale od nich nie spodziewajmy się zbyt wiele, oraz pracownicy — ci jednak mają najmniej do powiedzenia w tej kwestii. To jednak od nas w gruncie rzeczy zależy, czy działanie „świątyń konsumpcji” będzie opłacalne w niedziele i czy tysiącom sprzedawców będzie przysługiwał wypoczynek wtedy, gdy mają do tego prawo.
* * *
Kulturowe wpływy zjawiska, jakim jest supermarket, mają swój awers i rewers. Socjolodzy odnotowują, że z powodu coraz szerszego wachlarza propozycji na spędzanie czasu, supermarket stał się miejscem spotkań i życia rodzinnego, chociaż nie do tego jest przeznaczony. Prof. Wojciech Świątkiewicz ocenia, że „to już jest zjawisko szkodliwe, choć nie odpowiada za nie supermarket. Nie demonizujmy go. Propozycje supermarketu wypełniły jedynie pewną lukę. Zło tego przerostu funkcji ma przyczynę w pustce społeczno-kulturalnej wielu miast”. Jest to tym bardziej niebezpieczne, gdy supermarket staje się substytutem całego towarzysko-rekreacyjnego życia człowieka, gdy wyczerpuje wszelkie formy kulturalnej aktywności. A dla części ludzi tak jest. W tej sytuacji nie wystarczy obrażać się na niedzielne „Polaków wędrówki” po hipermarketach. Zmienią się one dopiero wraz z pojawieniem się nowych atrakcyjnych propozycji na spędzanie wolnego czasu w miastach i na sposób „konsumowania” wartości, jaką jest niedziela.