Poziom zadowolenia wśród Polaków z bycia w Unii podlega wahaniom...
"Idziemy" nr 18/2009
Przed wstąpieniem do Unii Europejskiej sondaże pokazywały w społeczeństwie przewagę obaw nad spodziewanymi korzyściami. Obawialiśmy się głównie utraty niezawisłości, rozmycia tożsamości narodowej, masowego wykupu ziemi przez obcych, osłabienia wiary i niekorzystnego dla nas bilansu w rozliczeniach finansowych z Brukselą. Czy słusznie?
Poziom zadowolenia wśród Polaków z bycia w Unii podlega wahaniom. – Z biegiem lat następuje racjonalizacja ocen. Wyłączamy emocje, a włączamy rozum. Dlatego w badaniach mamy coraz mniejsze odsetki tzw. euroentuzjastów, ale i eurosceptyków, czyli tych, którzy odrzucają członkostwo – komentuje wyniki sondażu Eurobarometru za rok 2008 dr Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz z Collegium Civitas i Fundacji „Polska w Europie". Na wyrost okazały się też obawy przed utratą tożsamości. – Struktura najważniejszych wartości takich jak patriotyzm, religijność, rodzina pozostała na niezmienionym poziomie. Wzrosła natomiast nasza samoocena w kwestii pracowitości, kompetencji. Większość Polaków może powiedzieć: daliśmy sobie radę w Europie – podkreśla dr Skotnicka.
Swój chłop, czyli beneficjent
Jakie konkretne korzyści odnieśliśmy z naszego członkostwa? W ocenie Polaków największymi beneficjentami „Polski w Unii” wśród grup zawodowych są rolnicy – przekonanych jest o tym aż 75% respondentów Eurobarometru. Kolejne miejsce zajmują prywatni przedsiębiorcy. Zdaniem 64% Polaków to druga grupa, która zyskała najwięcej. Dopłaty bezpośrednie, nawet jeśli nie są jeszcze równe tym zachodnioeuropejskim, dla wielu mieszkańców polskich wsi okazały się kurą znoszącą złote jajka. Przeciętne polskie gospodarstwo rolne dostaje kilka lub kilkanaście tysięcy złotych dopłat rocznie, ale zdarzają się też rekordziści – jeden z nich dostał z Unii aż 16 milionów zł. A przecież pierwsza polska komisarz unijna Danuta Hübner doskonale pamięta, jak w Sokołowie Podlaskim zaświadczała swoim podpisem – jeszcze jako szefowa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej – że „na pewno będą płatności bezpośrednie” i wysłuchiwała solennych zapewnień, że polscy chłopi „do tej Unii nie pójdą za żadne skarby”.
Ale nie tylko rolnicy zyskali dodatkowe źródło dochodów. Najwięcej skorzystały samorządy, które za unijne pieniądze budują drogi, wodociągi i oczyszczalnie ścieków, remontują budynki czy organizują szkolenia dla bezrobotnych mieszkańców. Gołym okiem widać, że dzięki obecności w strukturach europejskich nasz kraj zrobił wielki skok cywilizacyjny. Jesteśmy absolutnym rekordzistą w dziejach UE w zakresie przyznanych nam funduszy. W latach 2007–2013 mamy do dyspozycji aż 67 miliardów euro. Hiszpania, która przed naszym przystąpieniem była głównym beneficjentem Unii, dostała teraz „tylko” 35 mld euro. Czesi, Węgrzy, Włosi mają po ok. 30 mld. Polska mimo zapaści demograficznej jest gigantem na tle nowych krajów Unii. Tylko Turcja, jeśli zostanie przyjęta, może nas przebić jako konsument funduszy unijnych. W minionym pięcioleciu nasze składki przekazane do Unii wyniosły blisko 13 i pół miliarda euro. To pokazuje, że na czysto Polska zarobiła 16 miliardów euro czyli ponad 70 miliardów złotych - pisze "Gazeta Prawna". Dziennik dodaje, że to prawie cztery razy więcej niż zaplanowany na ten rok krajowy deficyt budżetowy. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat na wieś trafiło aż 9 i pół miliarda euro unijnych pieniędzy.
Co ważne, w Polsce nie ma ograniczeń w dostępie określonych podmiotów do środków unijnych, w przeciwieństwie do innych krajów, gdzie ściśle precyzuje się beneficjentów, na przykład eliminując Kościoły. U nas parafie i zgromadzenia zakonne mogą otrzymać dofinansowanie nie tylko na renowację zabytków, ale też na działalność edukacyjną, jeśli tylko ma ona na celu walkę z wykluczeniem społecznym, integrację młodzieży i zagospodarowanie czasu wolnego.
Zdecydowanie gorzej idzie nam natomiast wykorzystanie funduszy na wielkie inwestycje w infrastrukturze transportowej i ochronie środowiska, za które odpowiada rząd. Do końca 2010 r. absorpcja unijnych środków na te cele powinna sięgać 50%. Eksperci nie kryją jednak obaw. Słabością Polski, ale także innych nowych członków Unii, jest bardzo długi okres przygotowywania dużych projektów, to znaczy tych o dofinansowaniu przekraczającym 50 mln euro w infrastrukturze transportowej i 25 mln w innych obszarach (wymagają akceptacji przez Komisję Europejską). Czas między decyzją o dużej inwestycji a jej wykonaniem często zamyka się w 6–8 latach. To za długo jak na unijne standardy. Kluczem do rozwiązania tej sprawy jest przede wszystkim upraszczanie procedur w prawie krajowym i uchwalanie ustaw zgodnych z dyrektywami europejskimi, tak by nie trzeba ich było potem poprawiać.
Schengen i eurosieroty
Z czym kojarzy się Unia Europejska Polakom? To pytanie często pojawia się w sondażach, także w tym przeprowadzonym z okazji 5-lecia naszej obecności w Unii. O tym, że Polska w UE unowocześniła swoją gospodarkę, a Polacy żyją lepiej przekonanych jest 39% Polaków. Prawie połowa (48%) uważa jednak, że nasz kraj jest raczej źródłem surowców i tanich pracowników. W maju 2002 roku (przed wstąpieniem do UE), kiedy zadano Polakom podobne pytanie niemal tyle samo – 40% Polaków – spodziewało się, że Polska unowocześni swoją gospodarkę, a ludzie będą żyć lepiej. Wtedy jednak znacznie mniej ankietowanych (29%) sądziło, że Polska stanie się źródłem surowców i taniej siły roboczej.
Nikt natomiast nie przewidywał zjawiska eurosieroctwa, które pojawiło się z całą ostrością po wyjeździe ok. 2 mln Polaków do pracy w Unii. Wyjazd rodziców miał polepszyć byt rodzin w kraju, a stał się okazją do opuszczenia dzieci i współmałżonka. Dziś to już problem o wymiarze społecznym, z którym na razie nie radzą sobie polskie władze. W mniejszym stopniu dotyczy młodych ludzi, którzy wyjeżdżają z Polski przed założeniem rodziny. Im – według większości (59%) badanych Polaków – konkurencja na rynku pracy w Unii ułatwia start zawodowy. Po 5 latach wskaźnik tego typu opinii zwiększył się o 18%. Polacy dostrzegają wiele korzyści dla siebie osobiście związanych z członkostwem naszego kraju w Unii Europejskiej. Spośród wymienionych w badaniu najczęściej wskazują na dofinansowanie projektów w ramach funduszy europejskich (85%), łatwiejsze wyjazdy za granicę w celach turystycznych (82%) oraz możliwość kształcenia się w krajach unijnych (82%).
Nasze wartości
Bardzo interesujące są wyniki badań dotyczące wyznawanych wartości oraz międzynarodowej pozycji Polski. Dzięki członkostwu w Unii Europejskiej Polacy wzbogacili swoją kulturę i umocnili tożsamość narodową – tak uważa niemal co drugi Polak (48%), natomiast 36% sądzi, że wejście do UE doprowadziło do zubożenia kultury i utraty świadomości narodowej. Połowa Polaków jest pewna, że w Unii Polska umocniła swoją niepodległość i suwerenność, zaś co trzeci uważa, że jest wręcz przeciwnie. Ponad dwie trzecie (69%) Polaków zauważa, że jako państwo członkowskie Unii Polska umocniła też swoją pozycję międzynarodową. W 2002 r. spodziewało się tego 47% respondentów. I wtedy i teraz, co piąty respondent jest przekonany, że odwrotnie – Polska swoją pozycję międzynarodową osłabiła.
Konrad Szymański, europoseł z ramienia PiS, zapytany przez naszą redakcję o największe polskie sukcesy i porażki w Unii, wśród tych pierwszych wymienia: wpływ na większą odpowiedzialność Unii za kraje wschodniej Europy, szczególnie Ukrainę i Białoruś, wzmocnienie „obozu” krajów stawiających na politykę regionalną, wzmocnienie sił konserwatywnych w sferze wartości kulturowych, transfery środków unijnych dla samorządów i rolników, a także wejście do strefy Schengen, co ułatwiło Polakom poruszanie się po wolnym świecie. Nie udało się nam natomiast zmienić zasad tzw. pakietu klimatycznego czyli korzystniej ukształtować dyrektywy o emisji zanieczyszczeń przemysłowych czy tzw. autoryzacji substancji chemicznych. – To wszystko w przyszłości negatywnie odbije się na kosztach polskich firm – ubolewa. Jego zdaniem nasz kraj powinien obecnie skupić się na działaniach zwiększających zdolność konkurencji polskich firm na unijnym rynku.
Polacy pytani (ubiegłoroczny Eurobarometr), jakimi sprawami w najbliższych latach powinna zajmować się Unia Europejska odpowiadają, że energetyką (31%) i sprawami społecznymi (30%). W porównaniu z poprzednimi wynikami badań straciła na znaczeniu walka z przestępczością jako jeden z priorytetów działań instytucji europejskich (o 10% mniej wskazań). Celami, które – zdaniem Polaków – bardziej zasługują na dofinansowanie z budżetu Unii niż obecnie są: zdrowie publiczne (37%), wzrost gospodarczy (32%), zatrudnienie i sprawy społeczne (28%) oraz edukacja i szkolenia (24%). Polacy uważają, że za dużo środków w budżecie Unii przeznaczanych jest na rolnictwo i rozwój obszarów wiejskich: 29% jest przekonanych, że najwięcej wydaje się na rolnictwo, a tylko 17% chciałoby utrzymać ten stan rzeczy.
Unijne przedmurze
Jednym z najpoważniejszych argumentów za naszym przystąpieniem do Unii, była możliwość wzmocnienia obozu chrześcijańskiego w Europie, a co za tym idzie większa promocja Ewangelii i wiary. Na to liczyli też biskupi europejscy i sam Jan Paweł II. Pod koniec kwietnia 2004 r., tuż przed przyjęciem 10 nowych krajów członkowskich do Unii Europejskiej, COMECE, czyli Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej, zorganizowała międzynarodowa pielgrzymkę do Santiago de Compostela pod hasłem „Solidarność jest duszą Unii Europejskiej". Podczas uroczystego posiedzenia, na zakończenie pielgrzymki, zostali przyjęci nowi członkowie COMECE. Obecnie jej sekretarzem generalnym jest ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, do niedawna wykładowca Instytutu Politologii UKSW, wiceprzewodniczącym zaś jest bp Piotr Jarecki z Warszawy.
Jak z perspektywy 5 lat ocenia się nasze ambicje i zamiary? Niewątpliwie wzmocniliśmy, razem z innymi nowymi członkami, chrześcijańską opcję w Unii, w której lewica wciąż ma przewagę, ponieważ tak głosują w wyborach do Parlamentu Europejskiego Europejczycy. Spośród 54 polskich europosłów aż 40 to osoby przyznające się do chrześcijaństwa. Ale jeśli chodzi o Parlament Europejski, wcale nie tak łatwo jest głosować wspólnie. Problem w tym, że sami chrześcijanie, zwłaszcza ci należący do frakcji PPE-DE (chrześcijańska demokracja) są w sprawach wartości często podzieleni. Na przykład do niedawna w kwestii małżeństwa i rodziny. Choć większość uznała, że rodziną jest związek mężczyzny i kobiety, to chrześcijańscy Skandynawowie zaprotestowali przeciwko takiemu „konserwatyzmowi”, bo dzisiaj są też inne formy „rodziny”.
Jan Olbrycht z PO, jak sam o sobie mówi „dyżurny chadek w kwestiach wartości” bardzo się głowił, jak doprowadzić do wspólnego stanowiska frakcji chrześcijańskiej, a jednocześnie obronić tradycyjne pojęcie rodziny. Podkreśla, że bardzo pomagał mu w tym prof. Rocco Buttiglione, wybitny myśliciel chrześcijański, odrzucony (z powodu „konserwatywnych” poglądów) przez PE kandydat na szefa Komisji Sprawiedliwości. Problem wielu europejskich chrześcijan, nie tylko europosłów, sprowadza się często do braku odwagi i do koniunkturalizmu. Wewnątrz tych środowisk przewagę mają głosy nawołujące do niezadrażniania, niewychodzenia za daleko. Na przykład nawet w chrześcijańskiej grupie parlamentarnej PE nie można było przeforsować sformułowania, że godność ludzka ma swoje źródło w stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boże. Nie dziwi więc, że wielu polskich europosłów – wszyscy z PiS – związanych z chrześcijaństwem nie należy do grupy chrześcijańskich demokratów, ale do Grupy Unii na rzecz Europy Narodów.
Przed nami drugie wybory do Parlamentu Europejskiego. Polacy deklarują chęć wzięcia w nich udziału. Jakimi kryteriami powinni się kierować? Z pewnością wyznawanymi przez kandydatów wartościami i wizją wspólnej Europy. Warto pomyśleć nad tym, co mówi o roli Polaków w PE Jerzy Buzek, według rankingów najlepszy polski europoseł mijającej kadencji: – Nie można szermować argumentem tylko swojego kraju, bo wtedy stwarza się wyjątki, derogacje, a tego się w Unii nie lubi. Trzeba argumentować, że nasz kraj będzie dotknięty przez jakąś dyrektywę, ale będą dotknięci również inni i pokazywać to w obliczeniach. To, że obronimy nasze stanowisko to wcale nie znaczy, że odniesiemy sukces. Sukcesem nie jest veto, lecz doprowadzenie do rozwiązania możliwego do przyjęcia przez innych. Chodzi o to, żeby upierać się przy takich sprawach, które nie są tylko naszym indywidualnym interesem, bo na dłuższą metę stracimy. Wyjdziemy na kraj, który nie potrafi działać wspólnotowo. Sami nawołujemy do solidarności, a będziemy załatwiać tylko własne interesy. Nasz sukces będzie tylko wtedy, gdy odniesie go również cała Unia.
Struktura najważniejszych wartości takich jak patriotyzm, religijność i rodzina, po naszym wejściu do Unii pozostała na niezmienionym poziomie.
Nawet w chrześcijańskiej grupie parlamentarnej PE nie można było przeforsować sformułowania, że godność ludzka ma swoje źródło w stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boże.
Nikt nie przewidywał zjawiska eurosieroctwa, które pojawiło się z całą ostrością po wyjeździe ok. 2 mln Polaków do pracy w Unii.
opr. aś/aś