Pod Pałacem Prezydenckim uczennice z Niepokalanowa w biało-granatowych mundurkach były bardzo widoczne: duża grupa śpiewała i modliła się, a ta atmosfera udzielała się ludziom oczekującym w kolejce na możliwość pożegnania pary prezydenckiej.
"Idziemy" nr 17/2010
Z siostrą Agnes, niepokalanką, nauczycielką historii i WOS-u w gimnazjum i liceum sióstr niepokalanek w Szymanowie, rozmawia Monika Odrobińska
Pod Pałacem Prezydenckim uczennice z Niepokalanowa w biało-granatowych mundurkach były bardzo widoczne: duża grupa śpiewała i modliła się, a ta atmosfera udzielała się ludziom oczekującym w kolejce na możliwość pożegnania pary prezydenckiej.
Do Warszawy miały pojechać tylko chętne uczennice – okazało się, że pojechała prawie cała szkoła: 114 uczennic – od pierwszej klasy gimnazjum po trzecią klasę liceum, 20 nauczycieli i rodzice niektórych dziewcząt. W sumie trzy autokary.
Czyją inicjatywą był wyjazd?
Zaraz po tragedii uczennice wysyłały SMS-y, dzwoniły z informacjami – zginął wujek jednej z nich, który był posłem. W poniedziałek – już w szkole – dopytywały, czy ze szkoły pojedzie delegacja pod Pałac Prezydencki. Grono pedagogiczne też wiedziało, że coś należy zrobić – była to więc wspólna, spontaniczna inicjatywa. We wtorek dziewczęta włożyły odświętne stroje z czarną kokardką na znak żałoby. Ojciec Mirosław z Niepokalanowa odprawił Mszę Św., w środę wieczorem odbyło się czuwanie modlitewne. Była lekcja dotycząca żałoby narodowej. A w czwartek ruszyliśmy do Warszawy.
Gimnazjum i liceum to trudny wiek – jak dziewczyny znosiły długie oczekiwanie w niełatwych przecież warunkach?
Wyjechałyśmy w czwartek po godzinie 6 rano, w Warszawie byłyśmy przed 8, a do Pałacu Prezydenckiego weszłyśmy kilka minut przed północą. Do Szymanowa wróciłyśmy około 2 nad ranem. Wiedziałyśmy, że stoi się długo, ale nie sądziłyśmy, że zajmie nam to aż 16 godzin!
Dziewczęta ubrane były w stroje galowe, niektóre miały buty na obcasach, grzało słońce – było rzeczywiście trudno. Dwie uczennice zemdlały, z jedną trzeba było jechać do szpitala. Ale kiedy o godz. 19 ogłoszono dwugodzinną przerwę, to same powiedziały: „Proszę siostry, ale teraz to już chyba nie zrezygnujemy!”. Byłam mile zaskoczona ich postawą.
Uczennice z „niepokalanek” wyróżniały się z tłumu, odczuła to siostra?
Śpiewałyśmy, modliłyśmy się. W południe odśpiewałyśmy Regina coeli. Słyszałyśmy, jak stopniowo przyłączają się osoby stojące obok. Podobnie było, kiedy zaczęłyśmy odmawiać różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego o godzinie 15. A o godzinie 21 podczas śpiewania Apelu Jasnogórskiego słyszałyśmy, jak nasz śpiew odbija się echem w coraz dalszych odcinkach kolejki – tak jakby jedna grupa przekazywała go kolejnej. Nasze uczennice przez cały czas – mimo zmęczenia – zachowały powagę.
Niektóre z uczennic „niepokalanek” zaraz czeka matura. Czy nauczycielom lub im samym nie było „szkoda” tracić dwóch dni zajęć?
Pierwotnie chciałyśmy wyruszyć w czwartek po lekcjach – by pojechały rzeczywiście te dziewczyny, którym zależy nie na opuszczeniu zajęć, ale na czymś więcej. Gdy jednak okazało się, że uzbierała się ich ponad setka, postanowiłyśmy, że trzeba wyruszyć z samego rana. Nauczyciele też nie mieli poczucia, że to czas stracony. Materiał zawsze można nadgonić, a wtedy najważniejsze było oddanie hołdu parze prezydenckiej. To lepsza lekcja historii niż ta w ławie szkolnej.
W drodze powrotnej jedna z uczennic powiedziała: „Za 20 lat nie będę wspominać bąbli na nogach, tylko tę chwilę przed trumną prezydencką. Chociaż była setki razy krótsza niż czas oczekiwania w kolejce, warto było!”. Inne dodawały: „Coś się od nas należy ojczyźnie”, „To nasza drobna ofiara”.
Słowa uczennic świadczą o ich wyczuleniu patriotycznym. Czy to zasługa szkoły?
„Bóg nas stworzył Polakami” mówiła nasza założycielka bł. Marcelina Darowska. Jest to jedna z zasad, jakimi się kierujemy w wychowaniu naszych uczennic. Promujemy wartości patriotyczne. Ale dziewczęta wynoszą je przede wszystkim z domów – po tym, jak śpiewały, co mówiły, co wpisywały do księgi pamiątkowej wyłożonej w szkole, po tym, jak przeżywały tę tragedię widać, jaki jest stosunek do ojczyzny w domu rodzinnym. W uczennicach widać było głód informacji i potrzebę rozmawiania o tym, co się wydarzyło. Nie skończyło się na Pałacu Prezydenckim, już nieco mniejsza grupa udała się do Krakowa na pogrzeb.
Czyli rodzice nie byli przeciwni tym inicjatywom?
Jeszcze w kolejce wyrzucaliśmy sobie wśród nauczycieli, że naraziliśmy uczennice na tak trudne warunki i stwierdziliśmy, że gimnazjalistek trzeba było nie brać. Ale wątpliwości te rozwiali sami rodzice. W piątek rano zadzwoniła do szkoły mama dziewczynki z pierwszej klasy gimnazjum i podziękowała za zorganizowanie wyjazdu. Mówiła, jak jej córka to przeżyła i jak jej to było potrzebne. Stwierdziła, że zmęczenie odeśpi, a pamięć tych chwil pozostanie i niewątpliwie wpłynie na jej życiowe wybory.
opr. aś/aś