Takiego pogwałcenia autonomii Kościoła, jak w demokratycznej Belgi, nie widziano od lat nigdzie w cywilizowanym świecie, a nawet poza nim
"Idziemy" nr 29/2010
Takiego pogwałcenia autonomii Kościoła, jak w demokratycznej Belgi, nie widziano od lat nigdzie w cywilizowanym świecie, a nawet poza nim. Ale i Kościół belgijski od dawna nie przemawia głosem wspierającym ład moralny.
Cytat z informacji agencyjnej: „W ramach dochodzenia dotyczącego zarzutów o seksualne wykorzystywanie nieletnich, funkcjonariusze policji i wymiaru sprawiedliwości zatrzymali [***] w celu przesłuchania. Zatrzymanym skonfiskowano telefony komórkowe i poufne dokumenty”. Na pierwszy rzut oka jest to zwykła informacja, jakich wiele na łamach kronik policyjnych. Suche, sztampowe określenia, w wycięty fragment można wstawić jakiekolwiek miejsce i czyjekolwiek nazwisko. Tym razem usunięty fragment jest zaskakujący: chodzi o Episkopat belgijski, spotykający się na comiesięcznym zjeździe biskupów.
Dalsze fragmenty wprawiają w jeszcze większe zdumienie: „W katedralnej krypcie dokonano wierceń w sarkofagach dwóch zmarłych kardynałów, najwyraźniej podejrzewając, że ukryto w nich obciążające materiały”. Kto zna historię rewolucji francuskiej, z pewnością skojarzy te wydarzenia z barbarzyńskim splądrowaniem królewskich grobowców w Reims przez zrewoltowany tłum.
Choć ataki na biskupów powtarzają się z różnych miejscach świata i z różnych względów, nigdzie na taką, i to zorganizowaną przez państwo, skalę. Jeśli możemy szukać porównania, to chyba tylko do sytuacji w krajach totalitarnych, jak Chiny, czy radykalnie muzułmańskich. Jednak w pierwszym przypadku mamy do czynienia z wieloletnim konfliktem politycznym, dzielącym Kościół na państwowy i podziemny, a w drugim – z zakazem wyznawania chrześcijaństwa.
Czy jednak takie porównania mieszczą się w głowie, gdy patrzymy na demokratyczną monarchię Belgii? Dla wielu z nas jest to serce europejskiego dobrobytu, wolności i swobód kojarzonych z Brukselą, stolicą Unii Europejskiej. Niektórzy pamiętają jeszcze katolickiego króla Belgów, Baudouina, przywiązanego do Kościoła i papieża. To jednak przeszłość, czasy się zmieniają. Dawnej Belgii już nie ma.
W kwietniu 2009 r., tuż przed wizytą Benedykta XVI w Afryce, parlament belgijski wystosował rezolucję, w której wzywano rząd do złożenia oficjalnego protestu przeciwko polityce Kościoła. Nie chodziło jednak o kwestie typowo polityczne, lecz o wypowiedź papieża, w której zasugerował, że epidemii AIDS “nie można pokonać dystrybucją prezerwatyw, które nawet zwiększają problemy”. Stanowisko parlamentu zostało przekazane przez ambasadora Królestwa Belgii szefowi watykańskiej dyplomacji. Sytuacja oczywiście kuriozalna, i jako taka została odebrana. Dla jednych była okazją do manifestowania poparcia wyrażonej przy tej okazji ideologii, dla innych do ubolewania nad porzuceniem zwyczajów dyplomacji, do których nie należą tego typu upomnienia.
Jednak na płaszczyźnie cywilizacyjnej nikogo reakcja władz belgijskich nie powinna zdziwić. Kraj ten bowiem zalegalizował praktycznie wszystkie nowinki moralne będące z perspektywy nauki Kościoła grzechem i niegodziwością. Ich listę otwiera aborcja, której legalizacja w Belgii w 1990 r. wiązała się z głośnym protestem wspomnianego już króla Baudouina. Po przegłosowaniu ustawy przez parlament, król, nie posiadając konstytucyjnych uprawnień, by ją odrzucić, abdykował. Było to jedno z najgłośniejszych zwycięstw sumienia w XX w. Kiedy ministrowie podpisali nowe zapisy sformułowane wbrew woli króla, został on powołany na swoje stanowisko na nowo. Wiemy jednak, że przygotowywał się do trwałego porzucenia tronu dla zachowania wierności Bogu i Kościołowi.
Król Baudouin zmarł w 1993 r. Trzy lata po jego śmierci zalegalizowano w Belgii konkubinaty hetero-, ale także homoseksualne. Kolejnym przełomem w drodze demoralizacji prawa belgijskiego stało się parlamentarne przyzwolenie na eutanazję. Miało to miejsce w roku 2002. Wystarczył zaledwie rok, by dopuszczono nie tylko konkubinaty, ale także związki nazywane “małżeństwami homoseksualnymi”. W 2006 r. wprowadzono możliwość adopcji dzieci przez te związki. Do tego należy dopisać na konto Belgii aktywną promocję antykoncepcji, a także aborcyjnych środków wczesnoporonnych.
Trudno na opisane procesy patrzeć inaczej, niż na równię pochyłą, po której toczy się zarówno społeczeństwo, jak i kraj. Nikt chyba jednak nie wiąże tego ze stanem, w jakim znajduje się o wielu lat organizm państwowy Belgii.
Królestwo Belgii od 40 lat jest rozrywane przez nieustanny konflikt pomiędzy Flamandami i Walonami. Ci pierwsi dążą coraz silniej do niezależności, drudzy – francuskojęzyczni – z radością przywitaliby przyłączenie ich części kraju do Francji. U podstaw tych problemów, oprócz kwestii tożsamościowych, leżą także kwestie finansowe. Na kłopoty te nakładają się jeszcze napięcia wokoło stołecznego regionu brukselskiego. Historycznie jest on flamandzki, ale dziś ludność w większości mówi tam po francusku. Kolejne kryzysy rządowe kończą się przekazywaniem kompetencji od władz federalnych do rządów lokalnych. Analitycy wskazują, że w niedługim czasie jednym łącznikiem pomiędzy „dwiema Belgiami” pozostanie osoba króla, nie posiadającego właściwie żadnych kompetencji poza honorowymi. Będzie to oznaczało faktyczny rozpad państwa.
Istniejąca od 180 lat Belgia w ostatnich dziesięcioleciach stała się wzorcowym państwem europejskim – pod wieloma względami wbrew intencjom jej mieszkanców. Z pewnością owa „postępowość” jest dobrze widziana przez znaczną część brukselskich elit. Ale nie wszystko wygląda tak różowo. Polityka biurokracji belgijskiej na szczeblu międzynarodowym w znacznej mierze opiera się na dwóch filarach: wzmacnianiu tożsamości regionalnych i osłabianiu państw narodowych. Okazuje się jednak, że tylko państwo narodowe o silnych instytucjach może zachować spójne prawodawstwo i zaprowadzać choćby względny porządek społeczny.
Przypadek Belgii jest także porażką unijną. Unia bowiem nie potrafi sobie poradzić z krajem, w którym struktury państwowe przestają istnieć i pozostają tylko regiony. Przykładając sprawę do Polski, wyobraźmy sobie, że nasz kraj rozpada się na Wielkopolskę i Małopolskę. Powstałyby dwa bezradne, nieprzygotowane do samodzielnego istnienia obszary, niemające w sobie siły do samodzielnego istnienia. Prawdopodobny rozpad Belgii ujawni błąd w rozumowaniu unijnej biurokracji. Cała Unia może istnieć jedynie dzięki silnym państwom.
Niestety, trzeba powiedzieć także o tym, że Kościół katolicki w Belgii od wielu lat nie starał się być głosem wspierającym ład, podtrzymującym jedność, nawołującym do zachowania moralności, także w prawie państwowym. Wypowiedzi emerytowanego dziś kard. Godfrieda Danneelsa, metropolity brukselskiego, wypadały niejednokrotnie dwuznacznie, szczególnie w sprawach moralności katolickiej. Dotyczyło to zarówno stosowania antykoncepcji, jak i stosunku do rozwodów. Kardynał pozytywnie wypowiadał się na temat udzielania sakramentów osobom rozwiedzionym, a pozostającym w nowych związkach i nie zachowującym wstrzemięźliwości seksualnej.
Brak zaangażowania w sprawach publicznych nie przekładał się na energiczne zachowanie dyscypliny i formacji wierzących. Nietrudno dziś spotkać w Belgii kapłanów, którzy odprawiają Mszę Świętą obywając się bez mszału (a wcale nie znają go na pamięć). Nie tak dawno odnotowano przypadek katolickiego księdza, który pobłogosławił homoseksualne „małżeństwo”. Obecny metropolita brukselski abp André-Mutien Leonard, znany z wierności doktrynie Kościoła, określił tę sytuację – i tak delikatnie – jako “wprowadzanie zamieszania”. Takie zamieszanie, na różnych poziomach, panuje w całej Belgii i jej Kościele.
Jesteśmy świadkami pierwszego w historii otwartego potraktowania Kościoła na podobieństwo organizacji mafijnej lub sekciarskiej. Komentatorzy porównywali formę działania służb belgijskich do państw totalitarnych: bez żadnej ulgi, zachowania tradycyjnej autonomii czy autorytetu. Jak zauważył watykanista Andrea Torinelli, szkoda, że prokuratorzy belgijscy nie pamiętali, z jaką gorliwością organy państwa chroniły swoich przedstawicieli bezpośrednio zamieszanych w afery pedofilskie. Takie bezpośrednie podejrzenie nie padło przecież na przedstawicieli Episkopatu. Co więcej, wśród zatrzymanych do przesłuchania znalazł się również nuncjusz apostolski w Belgii, mimo przsługującego mu immunitetu dyplomatycznego.
Niezależnie od swojej słabości, Kościół w Belgii powinien liczyć na naszą modlitwę. Szczególne jest świadectwo biskupów, którzy podczas dziewięciogodzinnego zatrzymania odmawiali różaniec i czytali Pismo Święte. Teraz potrzeba im odwagi, by zachowali to, co powierzono ich opiece.
opr. aś/aś