Niestety, w Kazachstanie osoby deklarujące polskość i starające się ją zachować są w dużo gorszej sytuacji, niż Kazachowie
"Idziemy" nr 36/2010
Z Jakubem Płażyńskim, synem Macieja Płażyńskiego, pełnomocnikiem Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Powrót do Ojczyzny”, rozmawia Marek Krukowski
Dlaczego został Pan pełnomocnikiem Komitetu?
Po prostu kontynuuję dzieło rozpoczęte przez mojego Tatę, który jako prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” przygotował wraz ze Związkiem Repatriantów projekt ustawy mającej umożliwić powrót do kraju Polakom z Kazachstanu. Niestety, Tacie nie było dane złożyć tego projektu w Sejmie. Miał to uczynić 12 kwietnia, ale poleciał do Smoleńska…
Ponadto, jako członek naszej wspólnoty narodowej, czuję się moralnie zobowiązany wobec ludzi, którzy chcieliby powrócić do Polski, a zostali pozostawieni samym sobie.
Rozumiem, że podobnym imperatywem kierował się Pana Tata?
Oczywiście. Tata był w Kazachstanie, widział, jak wygląda los ludzi latami oczekujących na powrót do Polski i doszedł do wniosku, że trzeba im pomóc. Państwo polskie zobowiązało się do przyjęcia 2,5 tys. osób, które, otrzymawszy promesy wiz repatriacyjnych, nie mogą doczekać się samych wiz z powodu nieefektywnych przepisów. Oczekiwanie to trwa po 5-7 lat. A musimy się spieszyć, bowiem z roku na rok osób, które pragną powrotu do Polski, zostaje coraz mniej. Starsze pokolenie odchodzi.
Projekt, o którym Pan mówi, jest projektem obywatelskim, zatem aby trafił do Sejmu, musi go poprzeć 100 tys. osób. Na jakim etapie jest zbieranie podpisów?
– Ustawowy termin jego zakończenia mija 15 września, więc czasu pozostało niewiele. Zachęcam zatem wszystkich do drukowania kart do zbierania podpisów, które można znaleźć na naszej stronie internetowej www.repatriacja.org.pl, a następnie do zbierania podpisów wśród członków rodziny i znajomych oraz przekazania nam tych kart. Nasz Komitet zebrał już kilkadziesiąt tysięcy podpisów. Zbierają je również inne organizacje, w tym Solidarność.
Przypomnijmy, skąd Polacy wzięli się w Kazachstanie.
Po zawarciu traktatu ryskiego w roku 1921 poza wschodnimi granicami państwa polskiego znalazło się około 2 mln Polaków. Utworzono dla nich dwa eksperymentalne okręgi narodowościowe, ale nie chcieli poddać się bolszewizacji. W latach 30. wielu z nich było represjonowanych, szczególnie w okresie wielkiego terroru. Z badań historyków wynika, że w tamtym czasie strzałem w tył głowy „zlikwidowano” około 111 tys. Polaków. Tysiące innych zostało wywiezionych w głąb ZSRR, głównie do Kazachstanu, skąd do końca istnienia Związku Sowieckiego latami nie mogli powrócić do Polski.
Dlaczego nie objęły ich powojenne akcje repatriacyjne?
Ich dramat polegał na tym, że będąc Polakami nigdy nie byli obywatelami państwa polskiego. Przed I wojną światową byli obywatelami rosyjskimi, a po zawarciu pokoju z bolszewikami ziemie przez nich zamieszkiwane znalazły się w granicach ZSRR, więc stali się obywatelami sowieckimi. Dlatego nie mogli po wojnie wrócić do Polski jako repatrianci. Skutki nasi rodacy w Kazachstanie odczuwają do tej pory, bo polskie prawo traktuje ich jak cudzoziemców i muszą przejść całą procedurę ubiegania się o wizy, aby móc przyjechać do Polski.
Ilu jest obecnie Polaków w Kazachstanie i jak wielu z nich chce wrócić do Polski?
Liczbę Polaków w Kazachstanie ocenia się na około 50 tys. Są to osoby, które przyznają się do polskiego pochodzenia w dokumentach urzędowych. Ilu z nich będzie chciało wrócić, będzie zależeć od tego, jakie zapisy znajdą się ostatecznie w nowej ustawie. Im lepsze Polska zaoferuje warunki, tym więcej będzie ich chciało przyjechać. Szacujemy, że liczba chętnych wyniesie od kilku do kilkunastu tysięcy.
A ile osób już wróciło?
Z oficjalnej drogi, czyli z przepisów ustawy z roku 2000, skorzystało jak dotąd, pobierając przysługujące na jej mocy świadczenia, około 200 osób. Pozostali repatrianci z Kazachstanu powrócili na własną rękę. Ich liczbę ocenia się na kilka tysięcy.
Powiedział Pan, że na przyjazd do Polski oczekuje – i to latami – 2,5 tys. osób. Z tego wynika, że gminy niezbyt garną się do ich zapraszania.
Problem w swoim wymiarze praktycznym polega przede wszystkim na tym, że od trzech lat powroty de facto ustały, ponieważ gminy w zasadzie przestały wysyłać zaproszenia. W roku 2008 wysłały ich zaledwie 18, a w 2009 – dziewięć.
W jakim położeniu znajdują się Polacy w Kazachstanie?
Niestety, w Kazachstanie osoby deklarujące polskość i starające się ją zachować są w dużo gorszej sytuacji, niż Kazachowie. Można powiedzieć, że są szykanowane ze względu na swoje pochodzenie.
Są obywatelami drugiej kategorii?
Nie jest to pojęcie prawnicze, więc nie lubię się nim posługiwać, ale można uznać, że tak.
Czy nasze państwo interesuje się ich losem?
Gdyby się interesowało, to zorganizowałoby ich powrót. Tak zrobili Niemcy, którzy sprowadzili stamtąd do siebie większość swoich rodaków – Niemców nadwołżańskich, potomków osadników sprowadzonych do Rosji jeszcze za Piotra I. Nie jest moim zadaniem ocena polskiej dyplomacji, ale wydaje mi się, że dwie placówki – w Astanie i Ałmaty – to za mało, biorąc pod uwagę wielkość tego kraju.
Czy Kazachstan utrudnia Polakom wyjazd?
Z tego co wiem, władze kazachskie nie stawiają żadnych barier. Prawne ograniczenia są wyłącznie po naszej stronie: wyjeżdżający musi wskazać miejsce zamieszkania oraz źródło utrzymania. Jeśli ktoś nie ma pieniędzy, to nie ma szans na pokonanie tej bariery. Ciekawe jest to, że w Kazachstanie aktywna jest Rosja, która tworzy tam punkty werbunkowe. Rosjanie, mający – podobnie jak Polska – poważne problemy demograficzne, starają się sprowadzić do siebie ludzi, którzy nie mieliby większych problemów z zaaklimatyzowaniem się w Rosji. Stąd wykazują zainteresowanie tamtejszymi Polakami.
Ilu Polaków wyjechało w ten sposób do Rosji?
Ich liczba może dochodzić nawet do 20 tys.
Jakie są pozostałe – poza mieszkaniem i pracą – bariery uniemożliwiające powrót do Polski?
Liczą się te dwie kwestie. One są główną przeszkodą. To one powodują, że repatriacja nie przebiega tak, jak powinna.
Projekt, pod którym Pan zbiera podpisy, ma tę sytuację zmienić. Jakie są jego główne założenia?
Chcemy przenieść ciężar odpowiedzialności z samorządów na państwo polskie, aby to na administracji rządowej spoczywał obowiązek zapewnienia mieszkań repatriantom. Mieszkaliby w nich dwa lata. Później ustępowaliby miejsca kolejnym osobom wracającym do kraju. Byłby to więc system rotacyjny.
Drugim zasadniczym elementem byłaby wypłata comiesięcznego świadczenia w wysokości 1175 złotych, czyli maksymalnej kwoty przysługującej cudzoziemcom na mocy ustawy o pomocy społecznej. To zapewniałoby im środki do życia, jednocześnie rozwiązując tak dokuczliwy dzisiaj problem konieczności wskazania źródła utrzymania.
Oczywiście, myślimy także o organizowaniu kursów języka polskiego oraz kursów aktywizacji zawodowej. Mówię tu tylko o najważniejszych założeniach projektu. Kwestie szczegółowe, jak choćby to, jaka instytucja zajmie się organizacją tych kursów, będą rozstrzygane podczas procesu legislacyjnego, do którego, mam nadzieję, dojdzie. Teraz najważniejsze jest zebranie 100 tys. podpisów. Bez nich nasza inicjatywa upadnie.
Jak długo powracający otrzymywaliby pieniądze?
Przez trzy lata.
Jak szacuje Pan koszty tego przedsięwzięcia?
Trudno na razie mówić o rzeczywistych kosztach. Będą one przecież zależały od liczby osób, które zdecydują się przyjechać. Niemniej trzeba się liczyć z kwotami rzędu 100-200 mln złotych rocznie. Nie są to jednak sumy, na które Polski nie będzie stać.
Stosunkowo często podnosi się kwestię trudności adaptacyjnych, na które napotykają powracający z Kazachstanu Polacy, zwłaszcza stosunku do nich mieszkańców miejscowości, do których trafiają.
Obraz ten nie jest tak czarny, jak to się często przedstawia. Można bowiem podać bardzo dużo pozytywnych przykładów, choć trafiają się i te złe. Nasza akcja ma również na celu pokazanie, że to nie są osoby nam obce, tylko nasi rodacy.
Wierzy Pan, że pieniądze się znajdą? Przebieg akcji repatriacyjnej wskazuje na brak woli politycznej w tej sprawie.
Skoro przez 20 lat nie udało się problemu Polaków z Kazachstanu rozwiązać, należałoby powiedzieć, że takiej woli nie było. Jeżeli 2,5 tys. osób, którym państwo przyrzekło powrót do Polski, czeka latami na wizę, to trzeba powiedzieć, że państwo nie spełnia swej obietnicy, nie wypełnia swojej roli. Dlatego naszym celem jest doprowadzenie do tego, aby ta wola się pojawiła.
Jakub Płażyński (1984), absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego i LLM Uniwersytetu Amsterdamskiego. Aplikant adwokacki przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Mieszka w stolicy.
polskie prawo traktuje naszych rodaków z Kazachstanu jak cudzoziemców, więc muszą przejść całą procedurę ubiegania się o wizy, aby móc przyjechać do Polski.
musimy się spieszyć, bowiem z roku na rok osób, które pragną powrotu do Polski, zostaje coraz mniej. Starsze pokolenie odchodzi.
opr. aś/aś