Na przełomie starego i nowego roku robimy podsumowania: indywidualne, rodzinne, społeczne
"Idziemy" nr 1/2011
Na przełomie starego i nowego roku robimy podsumowania: indywidualne, rodzinne, społeczne. Jakie było najważniejsze z minionych wydarzeń? Co nam się udało, a co nie? Patrzymy też w przyszłość. Robimy plany na najbliższy rok. Niektórzy podejmują nawet przyrzeczenia, że coś w swoim życiu zmienią. Kościół w jego wymiarze powszechnym i lokalnym też robi tego rodzaju noworoczne podsumowania.
W wymiarze społecznym, w tym także kościelnym, pojawia się jednak problem zdefiniowania pojęć „ważny” i „najważniejszy”. Żyjemy wszak w epoce mediów i jesteśmy skłonni do uznawania za najważniejsze te wydarzenia, o których mówiło się najwięcej w mediach. Tymczasem tego rodzaju kryterium bywa mylące. Silne media potrafią kreować wydarzenia, z niczego zrobić coś, a zarazem zdolne są do ideologicznego „niezauważenia” lub zagłuszenia wywołanym hałasem wydarzeń rzeczywiście ważnych.
Przykładem sztucznie wykreowanego wydarzenia jest list o. Ludwika Wiśniewskiego, w którym dominikanin wyraził swe lęki związane z sytuacją Kościoła w Polsce. List został wysłany do kilku biskupów w Polsce, ale przed świętami Bożego Narodzenia niewyjaśnionym do tej pory trafem znalazł się w redakcji „Gazety Wyborczej”, która go opublikowała i nagłośniła jako niezwykle ważny głos w dyskusji o polskim Kościele. Tymczasem wypowiedź o. Wiśniewskiego to zbiór dość stereotypowych opinii znanych wcześniej z mediów „gazetowyborczopodobnych”. Wiodącą tezą tego sposobu mówienia o Kościele jest stwierdzenie, że w Kościele w Polsce źle się dzieje, a główną tego przyczyną jest o. dyrektor Tadeusz Rydzyk i jego „straszne imperium medialne”.
W tym samym czasie, kiedy „Wyborcza” robiła z listu dominikanina „objawienie”, pojawił się rzeczywiście ważny głos na temat Kościoła, a mianowicie książka Benedykta XVI „Światło świata. Papież, Kościół i znaki czasów”. Niestety, jakoś nikt nie zadbał, aby polskie tłumaczenie tego wywiadu-rzeki z Ojcem Świętym ukazało się jeszcze przed świętami, a chyba nie było to niemożliwe, skoro współbrat z Chorwacji pokazał mi już 3 tygodnie temu ładnie wydaną książkę papieża po chorwacku. Szkoda, bo byłby to doskonały prezent pod choinkę. I moglibyśmy przed świętami dyskutować o mądrych, głębokich przemyśleniach Benedykta XVI, a nie o antyradiomaryjnych fobiach dominikanina. Niektórzy biskupi mogliby komentować książkę Ojca Świętego, a tak zostali zmuszeni – nie wiedzieć czemu – do zajmowania się o. Wiśniewskim. Na tym właśnie polega jedna z realnych słabości polskiego Kościoła, że nie zawsze potrafi sam kierować uwagę społeczną na wydarzenia istotne, a daje się wodzić za noc macherom (nie – moherom) od medialnej manipulacji.
A jakie było najważniejsze wydarzenie kościelne w minionym roku? Odpowiadający na to pytanie odnoszą się – co zrozumiałe – do różnych jubileuszy, zjazdów i uroczystości. Nie neguję tego punktu widzenia, ale chcę zauważyć, że to, co najważniejsze, dokonuje się niejednokrotnie jakby niezauważenie, w dłuższym przedziale czasu: coś w nas dojrzewa, my dojrzewamy do czegoś… Życie Kościoła toczy się wokół megawydarzeń w skali wszechświata: narodzenia się Jezusa Chrystusa oraz Jego śmierci i zmartwychwstania. Ale dochodzenie do autentycznej wiary, będącej humusem i lepiszczem wspólnoty Kościoła, dokonuje sie w ciszy ludzkiego serca.
Benedykt XVI napisał w swej książce: „Nie jesteśmy przedsiębiorstwem nakierowanym na zysk, jesteśmy Kościołem. (…) Naszym zadaniem nie jest wytwarzanie produktu i osiągnięcie sukcesu w sprzedaży. Naszym zadaniem jest żyć wiarą, głosić ją i utrzymywać w głębokiej relacji z Chrystusem, czyli z samym Bogiem, nie grupę interesu, ale wspólnotę wolnych ludzi”. A zatem tam, gdzie dochodzi do głębokiej relacji wolnego człowieka z Bogiem, tam mamy naprawdę ważne wydarzenie.
opr. aś/aś