Miejmy nadzieję, że zauważą to i Polacy i Niemcy, i wezmą się do roboty...
"Idziemy" nr 25/2011
Siedemnastego czerwca obchodziliśmy 20-lecie polsko-niemieckiego Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. Z tej okazji zainicjowano spotkania tzw. „okrągłego stołu”, z inicjatywy mniejszości narodowych: niemieckiej w Polsce i polskiej w Niemczech, ale również przy uczestnictwie przedstawicieli obu rządów. Głównym tematem obrad jest zatem kwestia obu mniejszości narodowych. Rozmowy w tej sprawie prowadzone są od zeszłego roku, i jak do tej pory stronom nie udało się wypracować wspólnego dokumentu, gdyż stanowiska obu mniejszości są nie do pogodzenia. Traktat podpisany w 1991 roku miał dawać równe prawa Niemcom żyjącym w Polsce i Polakom żyjącym w Niemczech. Takie było założenie, chociaż od początku realizowane niekonsekwentnie. A to dlatego, że w traktat, podpisany – czyli zaakceptowany – przez obie strony, mówi o „członkach mniejszości niemieckiej w Polsce”, podczas gdy o Polakach stanowi jako o „osobach w RFN, posiadających niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji polskiej”.
W przypadku Polaków nie pada tutaj określenie „mniejszości narodowej”, tylko że powinni mieć te same przywileje, co mniejszość narodowa. Rząd niemiecki argumentuje to tym, że Polacy w RFN są dużą – bo około dwumilionową – grupą emigrantów, podczas gdy Niemcy zamieszkali w Polsce są ludnością rdzenną. Należy jednak zauważyć, że przed II wojną światową Polacy w Niemczech mieli statut mniejszości narodowej, który został im odebrany przez nazistów. Przypomina o tym głośno najstarszy polonijny związek w Niemczech „Rodło” – jeden z uczestników „okrągłego stołu” – rozwiązany w czasie dyktatury nazistowskiej, którego majątek został po wojnie przejęty przez niemiecką administrację.
Tak czy owak, brak zdefiniowanego statutu Polaków w Niemczech przysparza obu stronom kłopotów i jak na razie nie widać w tej sprawie żadnego rozwiązania, mimo iż Angela Merkel podkreśla swoją nadzieję na porozumienie. Czy będzie ono łatwe? Albo też: czy jest w ogóle możliwe? Odpowiedź brzmi: tak. Pod warunkiem, że obie strony wykażą się większym zainteresowaniem jedna wobec drugiej, potraktują poważnie wzajemne żądania oraz spróbują przytemperować niektóre swoje narodowe przywary i otworzyć na prawdziwy dialog.
Jakie przywary mam na myśli? Ano na przykład to, jak niektórzy Polacy się zachowują, kiedy widzą Niemca – widzą pieniądze, a nie drugiego człowieka, któremu rzeczywiście w większości przypadków powodzi się lepiej, ale to przecież nie jego wina, że temu konkretnemu Polakowi powodzi się gorzej. Po drugie dla Niemców jest również nie do przyjęcia zbyt emocjonalne nastawienie Polaków, zwłaszcza w polityce. Niemcy lubią konkrety, fakty. No i po trzecie Polacy kojarzą się Niemcom z wielkimi ideałami, choć nie potrafią doprowadzić do końca nawet małych spraw. Kiedyś pewien Polak mieszkający na stałe w Norymbergii powiedział mi, że Niemcy nauczyli go robić rzeczy do końca. Niestety, sam doświadczam słomianego zapału Polaków, i czasem opadają mi ręce. Sto pomysłów na minutę, ale żaden niezrealizowany do końca. Chociaż są wyjątki. Dla mnie wzorem życiowej konsekwencji jest Jan Paweł II i Krzysztof Kieślowski. I od nich każdy Polak, jak i Niemiec może uczyć się konsekwencji w działaniu.
Niemcy też nie są wolni od przywar w stosunku do swoich wschodnich sąsiadów. Chyba jedną z najgorszych jest to, że nie traktują Polski jako poważnego partnera. Niemcy muszą przestać stroić sobie żarty z Polaków i zobaczyć w nich równego europejskiego gracza, z którym muszą się liczyć. Co więcej, z którym muszą mieć jak najlepsze relacje i dobrą współpracę na różnych szczeblach, chociażby w takich projektach jak Trójkąt Weimarski.
Jeśli chodzi o niemiecką Polonię, to rzeczywiście jak do tej pory w Niemczech zbywało się ją z niczym, podczas gdy na przykład wiele uwagi poświęcało się ludności pochodzenia tureckiego. Jednakże ostatnio być może coś się w tej sprawie ruszy, chociażby za sprawą powstającego w Bochum Centrum Dokumentacji, które będzie prezentowało historię Polonii w Niemczech. A zatem po obu stronach jest potencjał. Miejmy nadzieję, że zauważą to i Polacy i Niemcy, i wezmą się do roboty. Tym razem do końca.
Autor jest dziennikarzem katolickiej gazety „Die Tagespost”
opr. aś/aś