Łatwo nie będzie

Unijne dotacje były formalną marchewką, którą skuszono nas do integracji

"Idziemy" nr 26/2011

Krzysztof Ziemiec

Łatwo nie będzie

Przez pół roku Warszawa będzie centrum europejskiej polityki. Nad Wisłę będą przyjeżdżać najważniejsi przywódcy Starego Kontynentu. Zagraniczna prasa poświęci Polsce dużą część swoich łamów. Przewodnictwo naszego kraju w Radzie Unii Europejskiej może znacząco podnieść jego prestiż medialny – ale czy także realny?

Łatwo nie będzie. Priorytety prezydencji nakreślone przez Donalda Tuska – pobudzenie gospodarcze, bezpieczeństwo energetyczne i otwieranie Unii na nowe państwa – mogą pogłębić podziały wewnątrz Wspólnoty. W kluczowych sprawach Polska będzie musiała ścierać się z faktycznymi hegemonami dzisiejszej Europy, Francją i Niemcami. Albo bez wahania przyjmie ich stanowisko.

Najpoważniejszym sprawdzianem będzie polityka wobec Grecji, która stała się dla Unii finansową studnią bez dna. Bezmyślne dotowanie dogorywającej greckiej gospodarki może utopić inne państwa członkowskie. Sęk w tym, że ewentualne bankructwo Grecji jest zagrożeniem dla wielu niemieckich i francuskich instytucji finansowych zaangażowanych w tamtejszy rynek. Berlin i Paryż stawiają więc na dotacje w trosce o bezpieczeństwo własne. Takie postępowanie odbija się negatywnie na kondycji całej unijnej gospodarki.

Politykę bezpieczeństwa energetycznego każdy kraj traktuje inaczej. W Niemczech odchodzi się od atomu, we Francji zaś blokuje eksploatację gazu łupkowego. Nie jest wykluczone, że stojąc na czele unijnej Rady Polska będzie musiała akceptować decyzje niezgodne z jej własnymi interesami. Jeśli dla przykładu Niemcy postawią na gaz, prawdopodobnie dostarczany z Rosji rurą, która omija nasze terytorium.

Z kolei rozmowy zmierzające do przyjęcia nowych państw do Wspólnoty nie budzą sprzeciwu w przypadku Chorwacji. Ale w odniesieniu do Ukrainy i Mołdawii – już tak. Czołowe kraje UE prowadzą bowiem interesy z Rosją. W trosce o te stosunki będą naciskały na odwlekanie integracji z tymi państwami, w których Moskwa chce utrzymywać swoje wpływy.

Szansą dla Polski jest budowanie sojuszów wewnątrz Unii. Powinniśmy skorzystać z doświadczeń Węgrów, którzy w czasie swoje prezydencji zainicjowali budowę tzw. klubu naddunajskiego. Wraz z Czechami, Słowacją, Węgrami, Rumunią czy Bułgarią Polska może utworzyć koalicję i forsować coś korzystnego dla nas, a nie tylko dla starych członków Unii.

Najważniejszą dla nas sprawą jest budżet na lata 2014-2020 i fundusze spójności, które w ramach oszczędności mają być okrojone. Wspieranie rozwoju biedniejszych regionów i państw leży przecież u podstaw zjednoczonej Europy. Unijne dotacje były formalną marchewką, którą skuszono nas do integracji. Trzeba więc walczyć o to, co zostało nam obiecane.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama