Czy deklarowany na lewicy ateizm i antyklerykalizm są ostatecznie wyrazem oportunizmu i mistyfikacją dla gawiedzi?
"Idziemy" nr 3/2015
Czy deklarowany na lewicy ateizm i antyklerykalizm są ostatecznie wyrazem oportunizmu i mistyfikacją dla gawiedzi?
Z każdego nawrócenia trzeba się cieszyć. Nawet jeśli jest to nawrócenie dopiero w obliczu śmierci. Byle tylko było szczere. Do otwartości na powracających grzeszników zobowiązują nas Chrystusowe przypowieści o zbłąkanej owcy, zagubionej drachmie i wreszcie ta najpiękniejsza, o synu marnotrawnym. Zobowiązuje także osobisty przykład Chrystusa, który z krzyża przygarnął do nieba nawróconego łotra. Jeśli więc radość powstaje u aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca, to u kogo może z tego powodu rodzić się smutek czy zawiść?
Przedśmiertne nawrócenie śp. Józefa Oleksego, o którym zapewnia abp Sławoj Leszek Głódź, jest kolejnym głośnym, choć pewnie – ze względów ideologicznych – zbyt mało nagłośnionym w mediach nawróceniem byłego komunistycznego dygnitarza, po śp. gen. Wojciechu Jaruzelskim i kilkudziesięciu innych, mniej znanych działaczach marksistowsko-leninowskiej partii. Młodszym Czytelnikom należy się wyjaśnienie, że chodzi o partię, która prócz tego, że pozostawała na usługach Moskwy, na swoich sztandarach wypisywała walkę z „katolickim zabobonem”, a wiarę w Boga tępiła jako „opium dla ludu”.
Nie naszą jest rolą sądzić tych, którzy stoją już przed Bożym sądem. Na ziemskie sądy nad nimi mieliśmy 25 lat – niestety stracone. Teraz pozostaje już tylko werdykt historii i wyciąganie wniosków z tego, czego byliśmy świadkami. A historia w przypadku obydwu wspomnianych dygnitarzy była w wielu punktach, mimo dzielących ich lat, bardzo podobna. Jeden i drugi pochodzili z porządnych katolickich rodzin. Młody Wojciech Jaruzelski kształcił się w przedwojennym gimnazjum księży marianów w Warszawie na Bielanach. Tym samym, do którego uczęszczał wówczas późniejszy biskup Zbigniew Kraszewski. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy późniejszego dyktatora PRL, gdyby nie wybuch wojny, wywózka na Sybir i powrót do Polski już ramię w ramię z Armią Czerwoną. Podobnie nie wiadomo, jak potoczyłby się los Józefa Oleksego, który chciał zrealizować swoje marzenia o kapłaństwie, kształcąc się w niższym seminarium duchownym w Tarnowie, gdyby komuniści – wśród których Jaruzelski był już znaczącą postacią – nie rozpędzili Oleksemu kościelnej szkoły na rok przed maturą.
Czy można zatem powiedzieć, że obaj padli ofiarą nieludzkiego systemu i ówczesnych wichrów historii? Z pewnością nie w tym sensie, w którym ofiarami wprowadzanego i realizowanego właśnie przez nich systemu byli ks. Popiełuszko, ks. Niedzielak, ks. Zych, ks. Suchowolec, ks. Kotlarz, ks. Kaczyński, tysiące żołnierzy wyklętych, bezimiennych ofiar represji w stanie wojennym i wielu innych. Nie w tym sensie, w którym ofiarą tego systemu był kard. Stefan Wyszyński. I nie w tym nawet, w którym ofiarą tego systemu terroru i kłamstwa jest ciągle abp Stanisław Wielgus! Józef Oleksy piastował eksponowane stanowiska w partii, w rządzie i w parlamencie. Jeździł za granicę, gdy inni stali w kolejkach po chleb i kartkowe masło. W ostatniej rozmowie z Robertem Mazurkiem, opublikowanej w weekendowym wydaniu „Rzeczpospolitej” z 20 grudnia 2014 r., mówi o sobie: „Byłem oportunistą”. Prosto, jak przyłapana na przyprawianiu sobie piersi Jej Ekscelencja w „Seksmisji”. Tylko że PRL nie była słodką komedią.
We wspomnianej rozmowie Oleksy relatywizuje wszystko: własny życiorys, wiarę, prawdę, patriotyzm. Na pytanie o spowiedź odpowiada: „W szpitalu odwiedził mnie abp Głódź, też tam leżał. Położył mi dłoń na ręce. Otwieram oczy, patrzę: biskup. [...] Chciał mnie wyspowiadać. Powiedziałem, że nie policzyłem grzechów, na co odrzekł, że nie muszę. Coś tam mruczał, miałem wrażenie, że się modli”. Oleksy twierdzi, że nie potrzebuje nawrócenia, a jeśli już, to nie chodzi o jakieś wielkie wyznanie wiary, tylko o „dopełnienie życiorysu”. W podobny sposób dopełnił się wcześniej życiorys Jaruzelskiego – też na łonie Kościoła.
Ale najbardziej chyba pouczająca jest odpowiedź na pytanie o katolicki pogrzeb, który jest dla niego oczywistością. „Wszystkie komuchy miały kościelne pogrzeby! Ci, co jeszcze żyją, też będą mieli” – mówi rozbrajająco Oleksy. Jak to rozumieć? Że wcześniej czy później katolicki pogrzeb będą mieć także Kalisz i Kwaśniewski, Palikot i Środa? Że cały ten lewacki antyklerykalizm to zwykły oportunizm i mistyfikacja na użytek gawiedzi? Bo jeśli tak, to Oleksy znowu wiele powiedział o etosie tzw. polskiej lewicy, w której faktycznie nie ma miejsca dla najprawdziwszych ludzi lewicy, jak choćby prof. Ryszard Bugaj.
opr. aś/aś