Kampania medialna 'Przekażmy sobie znak pokoju' budzi uzasadniony sprzeciw. Jest pełna przekłamań i manipulacji
Kampania medialna "Przekażmy sobie znak pokoju" budzi uzasadniony sprzeciw. Jest pełna przekłamań i manipulacji
Kampania medialna „Przekażmy sobie znak pokoju” budzi uzasadniony sprzeciw. Jest pełna przekłamań i manipulacji. A jej ukryte cele łatwo odczytać nie tylko przez porównanie z tym, co się działo niedawno w wielu państwach Zachodu. Tam również zaczynało się od rozmiękczania opinii publicznej, od wezwań do tolerancji dla środowisk gejowskich, a kończyło się wprowadzeniem gejowskich „małżeństw” i oddawaniem im dzieci do adopcji. Na ukryte cele kampanii wskazują także wypowiedzi w spocie reklamowym. Misza Czerniak, jeden z przedstawicieli gejowskiego stowarzyszenia „Wiara i Tęcza”, mówi wprost, że od kiedy zaakceptował swój homoseksualizm i otworzył się na związek ze swoim partnerem, może być sobą i wielbić za to Boga. Chodzi zatem o zmianę podejścia Kościoła do związków homoseksualnych, do grzechu sodomii oraz do całej ideologii gejowskiej.
Swój cel autorzy i promotorzy kampanii chcą osiągnąć m.in. przez wywołanie w Kościele kompleksu winy. Ludzie tracą wtedy moralne prawo do obrony swoich racji. Miejsce rozsądku zajmuje w nich wyolbrzymiona i ciągle niezaspokojona potrzeba zadośćuczynienia. Chodzi więc o wmówienie katolikom, że ich Kościół ma na sumieniu dyskryminację osób homoseksualnych. Wobec tego winien jest im przeprosiny i zadośćuczynienie. Spece od socjotechniki i reklamy doskonale wiedzą, że kompleks winy jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi presji i manipulacji.
Manipulacją jest stawianie znaku równości między homoseksualizmem a ideologią gejowską, propagowaną i wyznawaną jedynie przez skrajną część tego środowiska. W rzeczywistości nie ma konfliktu między Kościołem i homoseksualistami jako takimi. W Katechizmie Kościoła Katolickiego z roku 1992 znajdujemy zobowiązanie do traktowania osób homoseksualnych z „szacunkiem, współczuciem i delikatnością” i unikania wobec nich „jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”. Równocześnie Kościół z całą stanowczością podkreśla, że to wszystko nie może oznaczać aprobaty dla seksu homoseksualnego ani dla takowych związków. Nie ma zresztą wyboru, jeśli chce się poważnie traktować słowa Pisma Świętego, że „mężczyźni współżyjący ze sobą Królestwa Bożego nie odziedziczą”. (1 Kor 6,9)
We kampanii chodzi o akceptację ideologii gejowskiej. Jej znakiem jest sześciobarwna opaska na nadgarstku męskiej dłoni obejmowanej dłonią kobiecą, opasaną różańcem. W ideologii gejów ich skłonność seksualna jest czymś, co ma określać ich tożsamość i co manifestują z dumą. Ze względu na swoje skłonności domagają się przywilejów. Tymczasem większość homoseksualistów, podobnie jak osób heteroseksualnych, swoje inklinacje erotyczne traktuje jako sprawę absolutnie intymną i nie zamierza się z nimi obnosić. A jeśli nawet skłonności te stały się sprawą publiczną, to zdecydowanie odcina się od gejowskich żądań. Wymownym tego przykładem był udział francuskich homoseksualistów w akcji „Manife pour tous” przeciwko wprowadzeniu homoseksualnych „małżeństw” i adopcji przez nie dzieci. Można też wspomnieć jasną deklarację znanych z homoseksualizmu kreatorów mody Dolce&Gabana, którzy opowiedzieli się przeciwko homoseksualnym „małżeństwom” i homoseksualnemu rodzicielstwu. Sarkastycznie odwołali potem swoje wypowiedzi pod presją gejowskiego lobby.
Szczególnej uwagi wymaga zaangażowanie w gejowską kampanię środowisk „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku”, „Więzi” i związanego z nią „Kontaktu”, identyfikujących się jako reprezentanci tzw. „Kościoła otwartego”. Czy wyjaśnieniem ich zaangażowania w podstępną wobec Kościoła kampanię jest finansowanie jej przez fundację George’a Sorosa? Tego samego, który wylansował koncepcję „Kościoła otwartego” jako elementu jego utopii „społeczeństwa otwartego”. A swoją drogą: dlaczego niektóre środowiska kościelne tak ochoczo przyjmują za swoje określenia wymyślone dla nich przez wrogów Kościoła? Był w PRL-u „Kościół postępowy” i „Kościół patriotyczny”, teraz mamy „Kościół otwarty”. Bardziej otwarty na żądania środowisk gejowskich, niż na głos Biblii, Stolicy Apostolskiej czy Konferencji Episkopatu Polski. W ubiegłym roku przedstawiciele tego środowiska zażądali nawet sprostowania treści komunikatu Konferencji Episkopatu Polski (!), w którym była mowa o niebezpieczeństwie realizowanej przez nie ideologii. Czy pokusa służby dwom panom może się skończyć inaczej, niż o tym mówił Chrystus w Ewangelii?
"Idziemy" nr 38/2016
opr. ac/ac