W polityce interesy mogą być rozbieżne, można jednak osiągać wspólne cele, o ile potrafimy się zgodzić co do zasadniczych wartości. Z tym jednak coraz gorzej
Uczestniczyłem przed tygodniem w międzynarodowej konferencji na temat roli Kościoła w transformacji ustrojowej w Europie Centralnej. Spotkanie odbywało się w węgierskim Ostrzyhomiu. Uczestniczyli w nim naukowcy, politycy, dziennikarze i duchowni z Czech, Polski, Słowacji i Węgier, czyli z Grupy Wyszehradzkiej. Dobrze, że równolegle do współpracy politycznej krajów naszego regionu, którą symbolizuje Wyszehrad, w ostrzyhomskim Centrum św. Wojciecha odbywają się spotkania chrześcijan z tych krajów. Już sama osoba tego świętego łączy nasze cztery narody.
Spotkanie w Ostrzyhomiu odbywało się równolegle z trwającym w Budapeszcie IV Szczytem Demograficznym, na którym zabrakło premiera Mateusza Morawieckiego. Oficjalnym powodem jego nieobecności miała być konieczność zajmowania się sporem z Czechami o funkcjonowanie kopalni i elektrowni Turów. Według komentatorów politycznych było to tłumaczenie niepełne, ponieważ nasz premier nie chciał się spotykać ze swoim czeskim odpowiednikiem Andrejem Babišem, zwłaszcza w trakcie trwającej w Czechach kampanii wyborczej. Jakby na złość Morawieckiemu węgierski premier Viktor Orban na lotnisku osobiście witał Babiša kwiatami. Nie pierwszy to raz, kiedy nasi „bratankowie” zachowują się niezgodnie z oczekiwaniami polskich władz. Wspomnijmy choćby głosowanie 27:1 w sprawie reelekcji Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, wyjazdową sesję V4 w Izraelu w czasie naszego skonfliktowania z tym krajem czy umowy energetyczne Orbana z Putinem. Ale Węgrzy, jak to w jednym z wywiadów u nas mówiła ambasador tego kraju w Warszawie dr Orsolya Zsuzsanna Kovács, prowadzą konsekwentnie politykę „prowęgierską” i trzeba się z tym pogodzić. Może nawet trzeba się tego od Orbana uczyć.
Na szczęście ostrzyhomskie spotkanie toczyło się bez odniesień do politycznych zgrzytów w ramach V4. Z łatwością znajdowaliśmy to, co nas łączy, a zwracanie uwagi na istniejące różnice miało tylko jeden cel: żeby się lepiej zrozumieć. Szczególnie dotyczyło to roli Kościoła w transformacji ustrojowej 1980—1989. Rola Kościoła w Polsce była przecież nieporównywalna z tym, co miał wówczas do powiedzenia Kościół w innych krajach naszego regionu, a pozycja Prymasa Tysiąclecia w narodzie polskim i w Kościele powszechnym — nieporównywalna z rolą prymasa Czech czy Węgier. Wynikało to nie tylko z osobowości naszego prymasa, ale również z wyjątkowych doświadczeń Kościoła w Polsce, zwłaszcza w zaborze rosyjskim i pruskim, czego nie doświadczyli nasi południowi sąsiedzi. Ważniejsze było jednak to, co nas łączy, czyli dziedzictwo Chrystusowej Ewangelii, św. Wojciecha i św. Jana Pawła II. To jest wspólne dziedzictwo wartości, których chcemy bronić w Europie i na nich budować naszą wspólnotę narodów. Bo wspólnota interesów jest jakoś uzależniona od polityki przejściowo rządzących elit, prócz tego każdy naród może mieć w tej samej sprawie inne interesy, dlatego wspólnota interesów z natury nie może być trwała. Trwała może być tylko wspólnota wartości — mimo różnicy interesów. W tej dziedzinie Polska — jeśli tylko nie odetnie się od swoich korzeni — wciąż ma swoim sąsiadom i całej Europie wiele do zaoferowania. Obok św. Wojciecha także św. Jan Paweł II pozostaje w tej sferze postacią ikoniczną, a jego przesłanie jest wciąż aktualne.
W kolejnym Dniu Papieskim muszą smucić nagłe wolty w wykonaniu niektórych przedstawicieli naszego życia publicznego. Postraszeni zablokowaniem unijnych funduszy samorządowcy z Podkarpacia, Małopolski, Świętokrzyskiego i Lubelszczyzny na apel rządu PiS wycofują się z uchwał chroniących naturalną rodzinę i młodzież przed ideologią LGBT. Dwaj niegdysiejsi posłowie prawicy: Paweł Poncyljusz i Paweł Kowal w pracach nad legalizacją tzw. związków partnerskich prześcigają nawet Roberta Biedronia. A wyraźnie sfrustrowany szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski karci kard. Kazimierza Nycza za jego jednoznaczny sprzeciw wobec homoseksualnych „małżeństw”. Wypowiedzi metropolity warszawskiego w tej sprawie są — w interpretacji posła — sprzeczne z nauczaniem papieża Franciszka, a także nie pasują do hierarchy, którego Gawkowski komplementuje, że „często wypowiada się mądrze”. Dlatego kard. Nycz najwyraźniej dostał szansę na „poprawę”. Wątpię, aby chciał z niej skorzystać. Bo prócz interesów są jeszcze niezmienne wartości
opr. mg/mg