Życie każdego człowieka - niezależnie od stanu jego zdrowia psychicznego i fizycznego, od jego pełnosprawności czy wieku - ma nieskończoną wartość. I każde wypełnione jest godnością i pięknem, które przejawia się na tysiąc sposobów
Życie każdego człowieka – niezależnie od stanu jego zdrowia psychicznego i fizycznego, od jego pełnosprawności czy wieku – ma nieskończoną wartość. I każde wypełnione jest godnością i pięknem, które przejawia się na tysiąc sposobów.
Książka „A teraz idę na Maksa. Massimiliano Tresoldi 10 lat w śpiączce i powrót” to prawdziwa oda na cześć życia. Poznajemy w niej niezwykłą historię Maksa, który po wypadku samochodowym znalazł się w stanie wegetatywnym, z którego – jak twierdzili lekarze – miał się nigdy nie wybudzić. Ich zdaniem był „kłodą pozbawioną życia”. Chłopak jednak nie tylko nie umiera w ciągu kilku godzin, jak zapowiadały medyczne prognozy, ale przeżywa 10 długich lat zakończonych przebudzeniem i 10 kolejnych, naznaczonych licznymi postępami w porozumiewaniu się z otoczeniem. To, że żyje, zawdzięcza ogromnej determinacji swojej mamy, nieustannie walczącej o niego i toczącej boje z lekarzami, gminami i opieką społeczną o prawidłową opiekę i rehabilitację dla niego. Jej niesamowita miłość i troska doprowadziła do tego, że stał się cud – Massimilliano po latach „uśpienia” zaczął dawać znaki życia. Oprócz rodziców i rodzeństwa, na drodze ogromnych trudności towarzyszy mu stale aż po dzisiejszy dzień oddane grono przyjaciół i wolontariuszy, którzy swoją obecnością dawali mu towarzystwo, wsparcie, pomagali w pielęgnacji i zapewniali, że jest dla nich ważny. Większość wierzyła, że mimo braku kontaktu z otoczeniem, Maks jest świadomy tego, co się wokół niego dzieje i słyszy to, co do niego mówią. I tak faktycznie było, co Maks potwierdził po przebudzeniu.
Współcześnie wielu kwestionuje wartość życia osób pozostających w śpiączce, a także niepełnosprawnych czy ciężko chorych. Coraz częściej proponuje się eutanazję jako „rozwiązanie” ich sytuacji. Tymczasem Maks wyraźnie zaznacza: „Nigdy nie myślałem o śmierci, nawet kiedy byłem w szpitalu. Bo życie jest wspaniałe. Mam nadzieję, że również ci, którzy nie doświadczyli stanu śpiączki, mogą być tak radośni, jak ja teraz”.
Dziś Massimiliano jest 40-letnim mężczyzną, który wciąż wymaga opieki bliskich i stałej rehabilitacji. Jest jednak zarazem bohaterem walczącym każdego dnia o kolejne postępy w poruszaniu się i mówieniu. I jest człowiekiem, który niestrudzenie głosi wielkość życia na różnego rodzaju spotkaniach i konferencjach w całych Włoszech.
Jego słowa nie pozostają bezowocne. Są źródłem licznych poruszeń i przemiany życia wielu ludzi, czego wyrazem są świadectwa zamieszczone w drugiej części książki. Osoby, które je wypowiadają, często powtarzają, że przebywając z rodziną Tresoldi, automatycznie wkracza się w ich historię i zostaje ich przyjacielem, a sam Maks zachwyca radością i bezpośredniością. Ja także uważam, że zdecydowanie warto go poznać – chociażby właśnie za pomocą tej książki.
opr. aś/aś