Ks. Jerzy Popiełuszko szedł na śmierć samotny

W tym roku minie 40 lat od zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki. Od 6 czerwca 2010 r. możemy go nazywać błogosławionym. Trwa proces kanonizacyjny, życie toczy się dalej. Powstają parafie i szkoły biorące sobie za patrona kapłana z warszawskiego Żoliborza. Jesteśmy mu winni prawdę jak mało komu. Tak samo, jak jesteśmy winni uwagę i zobowiązanie do wsparcia ks. Michała Olszewskiego.

Kilka dni temu w kościołach czytany był list polskich biskupów przypominający postać bł. ks. Jerzego. Bardzo dobrze. O ile starsi pamiętają go, dla pokolenia średniego i młodych to już tylko postać historyczna, mgliście rysująca się (w świadomie gmatwanej) historii współczesnej. Tym bardziej niezrozumiała, im bardziej wybiela się komunizm i jego wyjątkowo perfidnych admiratorów w postaciach gen. Jaruzelskiego, gen. Kiszczaka czy Jerzego Urbana. Młodzi kupują legendę o ich wyjątkowości i „fajności” – dla wielu kapelan Solidarności to tylko jaskrawy przykład „Kościoła wtrącającego się do polityki”. Dziś, gdyby żył, zapewne szybko zostałby spacyfikowany – niezależnie od tego, co mówił i czego lub kogo bronił.

Powtórki z historii?

Postać tym bardziej warta wspomnienia, że od miesięcy w więzieniu siedzi ks. Michał Olszewski SCJ. Dlaczego? Oficjalnie dlatego, że rzekomo istnieją wątpliwości formalne co do prawa Profeto do ubiegania się o środki z Funduszu Sprawiedliwości, pojawiają się bzdurne, niepoparte faktami oskarżenia o pranie pieniędzy (?), komentarze, że Fundacja Profeto nie miała doświadczenia w realizacji podobnych zadań (?) itp. Sąd kluczy, obronie odbiera prawo wglądu w dokumenty. Media niedawno obiegły zdjęcia ks. Michała – wychudzonego i sponiewieranego. Znane są fakty torturowania kapłana w tzw. areszcie wydobywczym. W niedzielę 29 września w neo-TVP Info były muzyk, celebryta Maciej Maleńczuk w wyjątkowo obrzydliwy sposób kpił z ks. Olszewskiego, „którego zamknęli, to chcieli Popiełuszkę zrobić, tego co sto baniek ukradł, tego egzorcysty od salcesonu”. Nieoficjalnie ks. Michała aresztowano w Wielki Czwartek (!), ponieważ stał się zakładnikiem politycznych rozgrywek Tuska. Zamknięto ks. Michała „ku przestrodze” innych, a przede wszystkim Kościoła, który ma siedzieć cicho i „nie wtrącać” się w meandry „demokracji walczącej”.

Niestety, to się koalicji 13 grudnia udało. Pytają ludzie: gdzie jest prymas? Gdzie biskupi? Dlaczego nie ma głośnego „non possumus”? Być może prowadzone są działania zakulisowe, dyplomatyczne, ale coraz bardzie widać, że taktyka „nieeskalowania konfliktu” nie przynosi zamierzonych efektów, rozzuchwalając coraz bardziej tęczowo-liberalną stronę. Szkoda, że we wspomnianym liście nie zostało wyartykułowane jasne żądanie uwolnienia ks. Michała.

Jakże historia lubi się powtarzać.

Propaganda, usłużne media, które przyklaskują władzy (także z nazwy katolickie, czego przykładem jest wyjątkowo wstrętne klakierstwo „Więzi” czy „Tygodnika Powszechnego” i publikowane tam teksty), paszkwile i kłamstwo, medialne nagonki, ironia posunięta do absurdu – to już było. I powtarza się. I będzie się powtarzać.

Osobiście uważam, iż wszystko, co dotyczy ks. Michała, jest diabelską zemstą za to, co robił, za egzorcyzmy, za dzieła, które prowadził, wolność, którą przywracał ludziom.

Historia bł. ks. Jerzego nie skończyła się. Powraca w nowej odsłonie.

Sam wśród tłumu

Wróćmy jeszcze do przeszłości. Kiedy odnaleziono ciało ks. Popiełuszki, trudno było je rozpoznać, tak było skatowane. Potwierdzają to lekarze, którzy dokonywali obdukcji. O identyfikację został poproszony także Józef Popiełuszko, brat Jerzego, starszy od niego o dwa lata. Do Warszawy przyjechał prosto z Niemiec, gdzie na kilka miesięcy pojechał do pracy. „Dotąd myślałem, że jestem odporny, pracowałem w pogotowiu, jeździłem do wypadków i już niejedno przeżyłem” – wspominał po latach. „Ale w takim stanie człowieka jeszcze nie widziałem. Tak zmasakrowanego, pobitego. Miał charakterystyczne znamię na klatce piersiowej” (M. Kindziuk, „Cuda księdza Jerzego”). Trudno nawet wyobrazić sobie skalę bestialstwa, jakie miało miejsce, zdziczenia esbeków. Brakuje słów.

Cierpienia fizyczne to jednak nie wszystko, co spotykało ks. Popiełuszkę. Szedł na śmierć samotny. Był świadom, że koniec zbliża się wielkimi krokami. W przeddzień uprowadzenia powiedział: „Ja już przeszedłem barierę strachu, już się niczego nie lękam. Jestem gotowy na wszystko”. Miał świadomość osaczenia przez szpicli, opuszczenia przez najbliższe środowisko. Jak wspominają najbliżsi, nawet gdy odwiedzał rodziców w Okopach, towarzyszyła mu esbecka „opieka”. Niszczono go na wszelkie możliwe sposoby, robiono straszliwą czarną propagandę.

Niezrozumienie

Najbardziej bolało ks. Popiełuszkę niezrozumienie przełożonych. Kiedy wracał z przesłuchań w pałacu Mostowskich, szedł z podniesioną głową – nie były go w stanie złamać. Gdy wracał od kardynała Glempa, siadał na krześle w milczeniu, a łzy kapały mu z oczu jak groch. I powtarzał szeptem: „Dlaczego mój ojciec mi to robi, dlaczego?...”. Najprawdopodobniej podczas rozmowy z prymasem w środę 17 października 1984 r. usłyszał słowa, które go totalnie przybiły. O swojej ostatniej rozmowie z ks. Jerzym wspomina prof. Hanna Grabińska. Usłyszała wtedy z jego ust słowa:

„Moi przełożeni powiedzieli mi, że wszystko, co miałem do powiedzenia na Mszach za Ojczyznę, już powiedziałem i więcej nic już nie powiem, a Mszy tych nie będę odprawiał. Dano mi też do zrozumienia, że w ogóle nie powinienem więcej głosić homilii i kazań” – powiedział smutno.

Niejednokrotnie był przez biskupów publicznie napominany, karcony, pomawiany. „Zawoalowana perfidna, wielopiętrowa «gra» toczyła się przed jego śmiercią” – często powtarza Wojciech Sumliński, dziennikarz śledczy, autor wielu opracowań o żoliborskim kapłanie – i w jakiejś mierze toczy się po dziś dzień. Już wiemy, że w otoczeniu prymasa było wielu współpracowników bezpieki, którzy z upoważnienia swoich mocodawców na wszelkie możliwe sposoby próbowali dyskredytować ks. Popiełuszkę. Ilu nazwisk jeszcze nie znamy? Jakie informacje kryją esbeckie akta? Czy kiedykolwiek dane im będzie ujrzeć światło dzienne? Czas pokaże.

27 lutego 1983 r. ks. Jerzy mówił:

„«Postawmy prawdę na świeczniku», jak mówią słowa wiersza. Postawmy życie w prawdzie na pierwszym miejscu, jeżeli nie chcemy, by nasze sumienie porosło pleśnią. Słowa prawdy, życie w prawdzie może kosztować, jest czasami ryzykowne. Ale, jak mówił zmarły prymas kardynał Stefan Wyszyński: «Tylko za plewy się nie płaci. Za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić»”.

To jego testament. Jesteśmy mu winni prawdę jak mało komu.

Tak samo, jak jesteśmy winni uwagę i zobowiązanie do wsparcia ks. Michała Olszewskiego. Nie zrobił nic złego. Na stronie Fundacji Profeto można znaleźć filmy, opisy, sprawozdania, wyjaśnienia, założenia projektu „Archipelag. Wyspy wolne od przemocy”. Nikt niczego nie ukrywa i nie zamierza ukrywać – szerokim echem niesie się idea dobra, wola pomagania pokrzywdzonym w nowoczesny, skuteczny sposób. Do tego był potrzebny ośrodek. Nikt niczego nie chciał ukraść, sprzeniewierzyć.

Ale to nie jest ważne dla koalicji 13 grudnia.

Źródło: Echo Katolickie 40/2024

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama