Putin testuje świat

Od kilku miesięcy Władimir Putin testuje Europę, Amerykę i cały Zachód. Testuje też samego siebie

Putin testuje świat

Fot. World Economic Forum
/commons.wikimedia.org/ CC BY-SA 2.0

Od kilku miesięcy Władimir Putin testuje Europę, Amerykę i cały Zachód. Testuje też samego siebie. Te ostatnie testy najlepiej zdaje oczywiście on sam. Wcześniej ponad dekadę zabrało mu zdominowanie Rosji i jej opinii publicznej. Dziś miłość wyznają mu publicznie nawet rosyjskie nastolatki. A on jest łasy na ich słowa.

Badania wykazały, że po opanowaniu przez Rosjan Krymu 80 proc. obywateli Rosji bezwarunkowo popierało wszelkie posunięcia Putina. Przeciętny Rosjanin cieszy się, że ma pracę, otrzymuje stałe wynagrodzenie, a dach nie wali mu się na głowę. Całą swoją wiedzę o świecie czerpie z państwowej telewizji. Rozsadza go duma na myśl, że z Rosją znów się liczą w świecie. Niegroźne mu zachodnie sankcje, bo po nich rubel się jeszcze... umocnił. A wszystko to dzięki geniuszowi prezydenta.

Taki przekaz dominuje w publicznych mediach Rosji. Władimir o media umie dbać. Z informacji Barbary Włodarczyk, korespondentki TVP w Moskwie, wynika, że główny odpowiedzialny za proputinowską propagandę w publicznej telewizji zarabia ok. 300 tys. zł (!) miesięcznie, jego podwładni zaś — niewiele mniej. Rosyjski kanał anglojęzyczny Russia Today rozsiewa prymitywną i nachalną propagandę na cały świat. Dziennikarze stacji są opłacani nie gorzej niż dziennikarze brytyjskiej BBC.

Dominujący ton rosyjskich komentatorów na temat Ukrainy i Krymu wskazuje, że panuje tam nieopanowany chaos i bezprawie. Rośnie na wielką skalę przestępczość i zagrożenie obywateli. A wszystkiemu winni są ci, którzy rozpętali Majdan — głównie za amerykańskie pieniądze. Podobnie za PRL, w stanie wojennym, telewizja przedstawiała „Solidarność”. Stare chwyty propagandowe, jak widać, sprawdzają się w każdym czasie.

Dominuje też strategia psychozy. W sprawie ukraińskiej gospodarki dowiadujemy się, że Ukraina jest bankrutem, a koszty życia jej mieszkańców niebotycznie wzrosną. Cały kraj czeka krach ekonomiczny. Nie ma też co liczyć na Zachód, bo ukraińscy liderzy będą brutalnie ze sobą walczyć, a część z nich to amerykańska agentura. Taki ton coraz częściej słyszymy zresztą także w polskich mediach i w słowach coraz liczniejszych polityków. Czyż nie brzmi on znajomo?

Opinia Władimira Putina o rozpadzie Związku Sowieckiego i o tym, że było to najtragiczniejsze wydarzenie, jakie mogło spotkać Rosję, padła nie bez powodu. Gdy objął władzę, krok po kroku budował powrót na światową scenę. Skwapliwie wykorzystał dwie nieudolne prezydentury Baracka Obamy i trzecią już — bardzo miękką wobec Rosji — kadencję Angeli Merkel w Niemczech. Obserwował politykę prowadzoną przez największych światowych graczy Zachodu i wyciągał odpowiednie wnioski. Gdy trzeba było, udawał cwaną gapę. Taką, co to daje się ucywilizować i omotać globalnymi biznesowymi układami.

A jednocześnie robił swoje. I ostatecznie wpuścił resztę graczy w ich własną pułapkę. Osiągnął swój cel, gdy kanclerz Niemiec Gerhard Schröder na politycznej emeryturze przeszedł za grube miliony dolarów na jego garnuszek, zmieniając się w pracownika Gazpromu. Kolejny etap na drodze do zwycięstwa to moment, gdy Angela Merkel hucznie świętowała z nim i innymi urzędnikami unijnymi otwarcie Gazociągu Północnego na Bałtyku. Szczytem był rok 2009, gdy Barack Obama ogłosił reset polityki amerykańsko-rosyjskiej.

Wisienką na torcie (przepraszam za dosadność) okazała się katastrofa smoleńska. Gdy w maju 2010 roku na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Krakowa nie przyjechali ani Angela Merkel, ani Barack Obama. Ten ostatni akurat był zajęty, gdyż rozgrywał partię golfa, a niemiecką kanclerz zatrzymał pył wulkaniczny. Nie było trzeba wiele, by zrozumieć, jak wielka obojętność towarzyszy Polakom ze strony wielkich nieobecnych. Wysłali — świadomie lub nie, to już nieważne — sygnał, który Władimir umiał odczytać.

Poza tym wyraźnie widać, że między Merkel i Putinem jest „chemia”. Jakiś rodzaj pozawerbalnego zrozumienia i przedziwnej sympatii. Choć — przyznajmy — jako strona dominująca zaznacza się rosyjski prezydent. Z licznych gestów i języka ciała można odczytać, że to Merkel wyraźnie emabluje przywódcę Rosji. To on ma do niej jakiś nieodgadniony klucz. I nic to nie znaczy, że nazywana jest carycą Europy.

Wcześniejsze zostawienie Polski samej sobie, rzucane przez Unię coraz to nowe ekonomiczno-gospodarcze kłody, mogły utwierdzić Putina w jego poczuciu bezkarności i milczącego przyzwolenia wielkich tego świata na jego zagrywkę z Ukrainą. Wie już, że może sobie pozwolić na ustawianie politycznej szachownicy, i to nie tylko u swoich sąsiadów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama