Niby opinia publiczna

O badaniach opinii publicznej

Co rusz częstują nas wynikami badań opinii publicznej na tematy polityczne. Jak oceniani są politycy, partie, poszczególne decyzje? Moja rada: nie zwracać na te sondaże większej uwagi. W lepszym razie dają one wyniki niedokładne albo mało znaczące, w gorszym fałszywe. Dlaczego tak się dzieje?

Po pierwsze, gdy czytamy różne wyniki w procentach, często nie bardzo wiadomo, czego te procenty dotyczą. Powiedzmy, że mamy tabelki popularności poszczególnych polityków lub instytucji. Żeby zrozumieć wynik trzeba wiedzieć, o co dokładnie pytano. Inny będzie wynik, gdy spytać o ocenę pozytywną bądź negatywną, inny przy pytaniu o poparcie, inny, gdy chodzi o sprawność, jeszcze inny przy sympatii. Gdy pytać o ocenę dodatnią bądź ujemną, są dwa sposoby podawania wyników: albo procent ocen dodatnich, albo procent głosów dodatnich minus procent głosów ujemnych. Gdy ktoś ma 51 procent zwolenników a 49 procent wrogów, napiszą mu 2 procent...

Po drugie, badacze opinii publicznej popełniają błędy w metodzie. Dużym problemem jest dobranie takiej grupy ankietowanych, żeby była ona dobrą reprezentacją ogółu mieszkańców Polski. Sondaże uliczne bądź telefoniczne dają wyniki nieprawdziwe. Żeby wyniki były coś warte, trzeba spytać co najmniej tysiąc osób i to w taki sposób, żeby proporcje płci, wieku, miejsca zamieszkania, wykształcenia, nie różniły się od ogólnopolskich. Ale i wtedy może być parę procent błędu.

Po trzecie, zadający pytania ankieterzy nieraz wpływają na odpowiedź — albo ankietują osoby z własnego środowiska o podobnych poglądach.

Po czwarte, pytani często nie bardzo rozumieją, o co chodzi, albo nie mają zdania. Ankieter popycha ich do odpowiedzi, a oni rzucają cokolwiek, według tego, co ostatnio słyszeli. Jutro mogliby odpowiedzieć inaczej.

Po piąte, pytani starają się jak w szkole udzielić odpowiedzi chcianej przez pytającego. Gdy o wiarę pytali w ankiecie socjologowie z uczelni katolickiej, 96 procent podawało się za wierzących; gdy socjologowie z uczelni państwowej albo z radia — od 87 do 93 procent; gdy socjologowie z PZPR — poniżej 80 procent. Gdy pytać o ocenę polityka chwalonego ostatnio w telewizji, wiele osób podaje ocenę pozytywną, bo krępuje się przyznać, że go nie chce. I odwrotnie, jeśli prasa i telewizja atakują kogoś lub coś, zwolennicy niechętnie się przyznają (np. zwolennicy ujawniania agentów). Przed wyborami do sejmu głosujący na komunistów wstydzili się do tego przyznawać przy ankietach, tak że dawały one wyniki zaniżone.

Po szóste, wyniki są po prostu fałszowane. Jeśli przed wyborami podać, że jakaś partia jest na czele, a jakaś inna daleko w tyle, niezdecydowani wybiorą tą pierwszą. Popierając Unię Demokratyczną „Gazeta Wyborcza” oznajmiała przed wyborami, że parcia ta ma 20—25 procent głosów. Żeby przyciągnąć niezdecydowanych. Faktyczne poparcie było dwa razy mniejsze! Natomiast Wyborcza Akcja Katolicka uzyskała dwa razy więcej niż dawały jej sondaże. Znaczy chciano od niej odstraszyć.

W nowej ordynacji wyborczej do wejścia do sejmu jest wymagane od każdej partii uzyskanie w całej Polsce przynajmniej 5 procent głosów. Zobaczy Państwo, że przed wyborami pojawią się sondaże, według których Porozumienie Centrum, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, Porozumienie Ludowe, „Solidarność”, Unia Polityki Realnej itd. będą ocenione na 3—4 procent. W ten sposób będzie się wmawiać ich zwolennikom, że te partie mają małe szanse i że ściągnie to te partie w dół [i dokładnie tak się stało!].

Trzeba więc wybierać to, co słuszne, a nie to, co „popularne”. A sondaże przedwyborcze powinny zostać po prostu zakazane. (1992)

[P.S. Ostatnio wyniki sondaży są na ogół bardziej adekwatne — może z wyjątkiem notowań UW — tylko czy to ankieterzy się dostosowali do ankietowanych, czy odwrotnie, ankietowani do wyników sondaży? Na jedną osobę głosującą na Unię Polityki Realnej spotykam stale dwie-trzy takie, które by ją poparły, gdyby miała szansę...].

Niby opinia publiczna. Tygodnik Północny 1992 nr 20, ss. 4

opr. mg/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama