Katastrofa lotnicza w Katyniu odkrywa przed ludźmi prawdę, zarówno o nowszej, jak i odleglejszej historii
Miałam napisać analityczny tekst o Katyniu, o podwójnych rocznicowych obchodach, o rozmowach premierów Tuska i Putina, o wystąpieniu Prezydenta Kaczyńskiego, które jak się obawiałam, zostanie skrytykowane przez część polskich i zagranicznych mediów.
Zastanawiałam się już nad komentarzem, który ostudziłby nieco zapał polskich dziennikarzy, koniecznie chcących widzieć w spotkaniu premierów Polski i Rosji kolejny przełom. A moim zdaniem przełomu nie było, bo przecież premier Putin nie przeprosił. Co więcej, „utopił„ polskich oficerów w morzu ofiar radzieckich, wypomniał bolszewickich żołnierzy 1920 roku, zmarłych w polskich obozach jenieckich.
Miałam napisać sceptyczny, analityczny tekst...
W sobotę rano 10 kwietnia prezydencki samolot rozbił się, podchodząc do lądowania w Smoleńsku. Zginęli wszyscy.
Stałam w tłumie składających kwiaty przed pałacem na Krakowskim Przedmieściu, modliłam się pod katedrą św. Jana, w której abp Nycz odprawiał Mszę św. Nikt nie przewidział takich mas ludzkich, nikt nie spodziewał się takiego odzewu, przecież Lech Kaczyński nie był lubiany, przecież media i polityczni przeciwnicy lubili kpić z małego prezydenta, jego niemodnych, „ciasnych„, jak pisano, poglądów. Z konserwatywnych, zaściankowych Kaczyńskich podśmiewała się „cywilizowana, liberalna” Europa.
Co takiego nagle się stało? Czy tylko tragiczna śmierć sprawiła, że zobaczono w nim wielkość? Trzeba było katastrofy, żeby politycy zaczęli mówić o spójnej, mądrej wizji polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego?
Na pewno Prezydent nie był ideałem, był człowiekiem z wszystkimi ludzkim słabościami. Nie umiał podobać się mediom, czasem drażnił uporem.
Występujący w moim telewizyjnym programie prezydenci Litwy, Gruzji i Ukrainy mówili jednak o nim jako o prawdziwym przyjacielu, kimś, kto jak niewielu w Zjednoczonej Europie rozumiał potrzebę europejskiej solidarności, doceniał wagę państw, o których wygodnicka Bruksela najchętniej by zapomniała - Ukrainy, Mołdawii, Gruzji.
To jeszcze nie byłoby takie dziwne, ale nagle także zachodni komentatorzy zaczęli mówić o patriotyzmie i mądrości polskiego prezydenta, o tym, że doceniając Unię Europejską, nie ulegał jej we wszystkim, że tam, gdzie uważał za słuszne, potrafił być twardy. Nie z powodu niechęci do zjednoczonej Europy, ale dlatego, że inaczej niż wielu brukselskich polityków widział jej interesy.
Reakcję Polski i Zachodu można uznać za swego rodzaju fenomen. Reakcja Rosji nie mieści się już w tym sformułowaniu. Bardzo boję się używać słowa „przełom”. Szczególnie w polsko-rosyjskim kontekście, ale rosyjski prezydent naprawdę nie musiał na swojej stronie internetowej umieszczać wystąpienia do Polaków w języku polskim, przecież rosyjska i angielska wersja w pełni by wystarczyła. Rosyjski premier nie musiał modlić się razem z Donaldem Tuskiem, a potem spędzać całego dnia w Smoleńsku, by wspólnie z polskim ambasadorem pożegnać trumnę Prezydenta Rzeczypospolitej. Wreszcie jeden z głównych kanałów rosyjskiej telewizji nie musiał w niedzielę emitować filmu „Katyń”. To już nie była niszowa TV Kultura, ale ogólnokrajowy kanał Rassija, co oznacza, że film Andrzeja Wajdy zobaczyła większość Rosjan i oglądała go poruszona nową tragedią, do której doszło na tym samym miejscu po 70 latach.
Chyba nie tylko z powodu tragicznej katastrofy, ale także dlatego, że zginął ktoś będący w dzisiejszym świecie swoistym fenomenem. Uczciwy polityk, dla którego ważniejsze od popularności były jego ideały, poczucie misji, patriotyzm, stare dobre wartości, w które wierzył.
Nie wiem, czy i co przetrwa z tych ostatnich dni, ale bardzo bym chciała, żeby wstrząs, który przeżyliśmy wszyscy i zwykli ludzie, i politycy, stał się początkiem czegoś dobrego. Nie ogólnej zgody, bo ta nie jest możliwa ani w międzynarodowej polityce, ani w normalnej demokracji, ale właśnie stałej pamięci, że trzeba i warto być uczciwym i przyzwoitym.
Tylko tyle i aż tyle.
opr. mg/mg