Bronimy naszych sumień

Rozmowa z prof. Januszem Gadzinowskim, neonatologiem, pediatrą i jednym z pierwszych sygnatariuszy "Deklaracji wiary"

Bronimy naszych sumień

Panie Profesorze, nie zawahał się Pan przed podpisaniem „Deklaracji wiary” lekarzy?

Nie, ani przez moment. Wręcz przeciwnie — łączą mnie z nią szczególne relacje. W połowie lutego dr Wanda Półtawska zwróciła się bowiem do mnie listownie, jako do członka Papieskiej Akademii Życia, abym poparł „Deklarację wiary”. Przy tej okazji miałem zaszczyt, również na prośbę pani doktor, być konsultantem przy tworzeniu projektu dokumentu. Moje uwagi ograniczyły się jednak wyłącznie do drobnych zmian redakcyjnych, ponieważ absolutnie nie chciałem ingerować w ducha tego dokumentu. Sama inicjatywa, duch „Deklaracji” i jej treść w 99,99 proc. należą do pani doktor Półtawskiej.

I to wystarczyło za najlepszą rekomendację.

Pani doktor stwierdziła, że słyszała z ust św. Jana Pawła II wyraźny apel, iż oczekuje on od lekarzy, aby ci bardziej wyrażali swój katolicki światopogląd. Według papieża środowisko medyczne zbyt często milczy w sytuacji, kiedy dzieją się sprawy, które są niezgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego. Papież mówił o tym w dość emocjonalny sposób.

Dr Półtawska napisała nawet, że miała wyrzuty sumienia z powodu niepodjęcia tego wezwania natychmiast. I dopiero zbliżająca się kanonizacja Jana Pawła II przypomniała jej tę sprawę. Pomyślała wówczas, że to byłby dobry prezent dla papieża właśnie na kanonizację. Natomiast ja po prostu zareagowałem na wezwanie Jana Pawła II przekazane ustami pani doktor. I to jest moja główna motywacja podpisania „Deklaracji”.

Nie spodziewał się Pan negatywnych konsekwencji w związku z „Deklaracją wiary”?

Absolutnie żadnych. Bo jakie mogą być negatywne następstwa dla lekarza, który od 40 lat praktykuje swój światopogląd? I cóż takiego może się w moim postępowaniu zmienić z powodu podpisania się pod taką deklaracją? Nic. Zresztą wszyscy ci ludzie, którzy się pod nią podpisali, nie ochrzcili się przecież tego samego dnia, tylko praktykują wiarę od wielu lat, a zatem jedynie wyrazili swój światopogląd. Nie sądziłem więc, że może to stanowić dla kogoś jakikolwiek problem, a już tym bardziej, że spotka się z tak gwałtownym atakiem.

Tymczasem przeciwko sygnatariuszom „Deklaracji” wytoczono najcięższe działa.

Wydaje mi się, że ta niesłychana zmasowana kampania agresji jest potrzebna tylko jakimś politykom i środowiskom antyklerykalnym, bo nie sądzę, aby ktoś rozsądny stawiał tak absurdalne zarzuty, jak np. „To teraz nie będą nam podawali leków przeciwbólowych” — co  usłyszałem niedawno w telewizji — albo „To teraz nie będzie przeszczepów narządów wewnętrznych”. Przy tak absurdalnych wypowiedziach istnieją dwie możliwości: albo ktoś nie zna nauczania Kościoła katolickiego, albo jest po prostu niewiarygodnie tendencyjny. Przecież to sam Chrystus nauczał poprzez przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, to Chrystus uzdrawiał i to Kościół katolicki przed dwa tysiące lat wybudował tysiące szpitali dla chorych i cierpiących.

Zatem „Deklaracja wiary” niewiele zmienia w wykonywaniu zawodu lekarza?

Uważam, że ona nic nie zmienia! Jeśli ktoś uprawiał medycynę uczciwie i zgodnie z zasadami etyki lekarskiej, to nic się nie zmienia. Dlaczego więc atakuje się ludzi, którzy chcą kierować się sumieniem i uczciwością?! Niech ci, którzy atakują, skierują raczej ostrza swojej krytyki przeciwko nieuczciwie praktykującym lekarzom, biorącym łapówki i mieszającym sferę publicznej ochrony zdrowia z prywatnymi gabinetami — tutaj jest naprawdę wiele do zrobienia.

Zamiast tego szuka się „haków” na katolickich lekarzy.

To jest mieszanka bzdur w stylu informacji, że któryś z sygnatariuszy „Deklaracji” wykonał kiedyś badania prenatalne. Ale przecież to nie jest grzech. Grzechem jest jedynie użycie ich w niegodnym i niezgodnym z nauczaniem Kościoła katolickiego celu, czyli w kierunku przerwania życia ludzkiego w łonie matki. Jeśli ktoś wykonuje badanie prenatalne, żeby umożliwić np. stosowanie leczenia wewnątrzmacicznego płodu, to nic w tym złego. Nie można przecież oskarżać młotka o to, że można nim zabić człowieka, skoro miliony ludzi przybijają tym młotkiem gwoździe. I to jest takie celowe mieszanie, budzenie niepotrzebnej sensacji, jątrzenie dla doraźnych korzyści politycznych. Ktoś najwyraźniej potrzebuje amunicji, żeby strzelać w kierunku katolików.

Nie od dziś wiadomo, że klauzula sumienia jest solą w oku dla rozmaitych „demokratów”.

Rozmawiałem niedawno na ten temat z konstytucjonalistą prof. Wojciechem Łączkowskim, który jednoznacznie potwierdził, że Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje prawo do posiadania światopoglądu, głoszenia tego światopoglądu i życia według niego — przy założeniu oczywiście, że nie jest to światopogląd zbrodniczy. Jeśli zatem ktokolwiek postuluje zniesienie klauzuli sumienia, to znaczy, że działa wbrew prawu. Okazuje się jednak, że lekarze rzeczywiście mają dziś coraz większe problemy z egzekwowaniem wolności swojego sumienia. Najlepszym przykładem jest tutaj historia prof. Bogdana Chazana, który kilka lat temu stracił pracę w Instytucie Matki i Dziecka, ponieważ odmówił wykonania aborcji. To są rzeczy, które nie mają prawa zdarzyć się w cywilizowanym świecie.

Co więcej, samorząd lekarski uważa, że obowiązująca obecnie klauzula sumienia jest i tak za słaba.

Owszem, Naczelna Rada Lekarska zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego przepisy dotyczące klauzuli sumienia, argumentując, że nakładają one na lekarza, który chce skorzystać z klauzuli, ciężar zagwarantowania uzyskania przez pacjenta danego świadczenia u innego lekarza lub w innej placówce. Zdaniem NRL „czyni to iluzorycznym prawo do wolności sumienia”. I ja się z tym argumentem zgadzam. Bo dlaczego ja mam polecać instytucję czy osobę, która postępuje niezgodnie z moimi zasadami? To już pogwałca moje sumienie.

Prezes NRL Maciej Hamankiewicz zaproponował jednak dość sensowne rozwiązanie: skoro w Polsce są różni lekarze i różni pacjenci, to niech samo państwo wskazuje listę lekarzy i placówek, w których pacjent może poddać się zabiegowi, którego wykonania odmawia lekarz powołujący się na klauzulę sumienia.

Ktoś stwierdził celnie, że gorszy jest lekarz bez sumienia niż bez czystych rąk.

W tym kontekście tym bardziej więc należy docenić „Deklarację wiary”, bo jest to swoista deklaracja miłości i chęci pomagania ludziom według określonych moralnych zasad. Pacjenci powinni się wręcz cieszyć, że jest aż tylu ludzi, którzy taki pogląd reprezentują. Tymczasem ktoś, kto nie chce być tylko lekarzem urzędnikiem, ktoś, kto deklaruje, że chce szanować życie, spotyka się nagle z atakami lewicowych polityków, żądających, aby Narodowy Fundusz Zdrowia zerwał kontrakty z lekarzami, którzy podpisali „Deklarację wiary”. Tylko gdzie tutaj jest jakieś uchybienie przepisów NFZ?

Podobnie nie mogę zrozumieć ataku „Gazety Wyborczej” na prof. Stefana Oleszczuka z Lublina, która zażądała odwołania go z funkcji Wojewódzkiego Konsultanta ds. Ginekologii i Położnictwa właśnie z powodu podpisania „Deklaracji”. To jest jakieś kompletne nieporozumienie, żeby nie używać słowa „terror”.

Ależ tak, to jest terror!

No cóż, jeśli ktoś żąda zerwania kontraktu z lekarzem albo usunięcia go z zajmowanego stanowiska, oznacza to podcięcie podstaw materialnego bytu. To już jest coś więcej niż tylko presja psychiczna, to nawoływanie do stosowania metod iście terrorystycznych.

Ministerstwo Zdrowia także nie próżnuje. Niedawno stwierdziło, cytuję: „Jeśli komuś wiara nie pozwala być lekarzem, to nim nie będzie”...

Ta wypowiedź wiceministra zdrowia Sławomira Neumanna jest skrajnie wroga i stanowi kolejną bezprawną próbę zastraszania lekarzy powołujących się na klauzulę sumienia. Ale ja naprawdę nie widzę, aby klauzula sumienia zmuszała nas do jakichkolwiek działań niezgodnych z etyką lekarską. Wprost przeciwnie — mam prawo praktykować, a to ministerstwo musi rozwiązać problem, jeśli lekarz powoła się na klauzulę sumienia.

Po takiej ministerialnej wypowiedzi lekarze zaczynają się jednak bać.

Niektórzy uważają, że „Deklaracja wiary” była niepotrzebna, bo wywołała tylko ataki na ludzi myślących po katolicku. Nie wierzą, że to przyniesie dobry efekt. Mogą nie wierzyć. Ja osobiście odwiodłem wiele osób od in vitro i aborcji — i jeżeli każdy z tych 3 tys. podpisanych ludzi będzie faktycznie postępował zgodnie z „Deklaracją wiary”, to nie wierzę, żeby to nie przyniosło pozytywnych następstw. Po prostu nie wierzę. Dzięki tej sprawie już zresztą udało się skonsolidować nasze środowisko, wiemy, że te kilka tysięcy osób myśli tak samo.

A jeżeli ktoś boi się i chce się wycofać, ja nie mam o to pretensji. To są często młodzi ludzie, zależą od kontraktu NFZ, mają rodziny na utrzymaniu. Mogę im tylko powiedzieć: Pamiętajcie, że „Deklaracja wiary” jest spełnieniem woli Jana Pawła II. Jeżeli wierzycie w jego autorytet i w jego świętość, to praktykujcie medycynę w zgodzie z własnym sumieniem, żeby nie zrodziło się w was uczucie pogardy dla samych siebie.

Pamiętajcie, że „Deklaracja wiary” jest spełnieniem woli
Jana Pawła II. Jeżeli wierzycie w jego autorytet i w jego świętość,
to praktykujcie medycynę w zgodzie z własnym sumieniem,
żeby nie zrodziło się w was uczucie pogardy dla samych siebie

Prof. dr hab. Janusz Gadzinowski jest kierownikiem Katedry i Kliniki Neonatologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, wojewódzkim konsultantem ds. neonatologii oraz członkiem Papieskiej Akademii Życia i członkiem Rady Społecznej przy Arcybiskupie Poznańskim. W latach 90. był również rektorem Akademii Medycznej w Poznaniu, krajowym konsultantem ds. neonatologii i przewodniczącym „Programu opieki perinatalnej w Polsce”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama