Za garść złotówek

Na Ukrainie jest wojna i kryzys gospodarczy - w Polsce nadzieja na lepsze życie. Ale też i mnóstwo wyzyskiwaczy, żerujących na pracownikach najemnych

Za garść złotówek

Na Ukrainie jest wojna, niepewność i pikująca w dół hrywna, w Polsce nadzieja i szansa na lepsze życie, choćby nawet „na czarno”. Ale i tacy, którzy te nadzieję potrafią bezwzględnie wykorzystywać.

Dzięki złagodzeniu w ostatnich latach przepisów nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy mają ułatwiony dostęp do rynku pracy w Polsce. Dotyczy to zwłaszcza obywateli Ukrainy, Białorusi, Rosji, Mołdawii, Gruzji i Armenii, którzy mogą korzystać z tzw. promesy zatrudnienia w trybie uproszczonym. Wystarczy tylko, że potencjalny pracodawca z Polski złoży w urzędzie pracy oświadczenie o „zamiarze powierzenia wykonywania pracy” obywatelowi jednego z wyżej wymienionych państw. Na tej podstawie łatwo już uzyskać wizę na pobyt w Polsce. Owa uproszczona procedura zawiera tylko jedno obostrzenie: zwolnienie z obowiązku posiadania zezwolenia na pracę obejmuje okres nieprzekraczający sześciu miesięcy w ciągu roku. Chętnych jest bardzo wielu. Im bardziej napięta sytuacja, zwłaszcza na Ukrainie, tym częściej decydują się na przyjazd do Polski, rozłąkę z rodziną i konfrontację z nową, często zupełnie nieznaną im rzeczywistością. A ta nie zawsze jest kolorowa.

Legalni

— Na Ukrainie jest bardzo wielu pracowników różnych branż, którzy z powodu zerwania relacji  gospodarczych z Rosją od miesięcy nie wychodzą do pracy, a jeśli pracują, to zarabiają po 150 dolarów miesięcznie. Oni muszą wyjechać, żeby przeżyć — mówi Marcin Kutkiewicz, menadżer jednej z dużych firm z branży logistyczno-transportowej, która zdecydowała się szukać pracowników za wschodnią granicą. Powód? W Polsce brakuje dziś wykwalifikowanych kierowców, bo większość  rodaków z branży wyjechała za chlebem na Zachód. Firma, w której pracuje Kutkiewicz, doszła do wniosku, że skoro problemem nie są koszty pracy, tylko brak wykwalifikowanej kadry, to zaproponuje wszystkim wynagrodzenie i opiekę socjalną dokładnie na takich samych warunkach, bez żadnych rozróżnień narodowościowych. Okazało się jednak, że to wcale nie jest norma na rynku pracy.   

— Kiedy zaczęła się rekrutacja, zderzyliśmy się w Kijowie z murem ogromnego dystansu, niewiary i braku zaufania wynikających ze smutnych doświadczeń z wcześniejszych kontaktów z polskimi pracodawcami. Większość Ukraińców, z którymi rozmawialiśmy albo sama padła ofiarą oszustwa, albo słyszała o takich przypadkach — opowiada Kutkiewicz i podaje przykład mężczyzny, który był w jego firmie na rozmowie, ale zdecydował się ostatecznie podjąć pracę u innego przewoźnika. Po jakimś czasie zadzwonił, że chce z tamtej firmy odejść, bo ma tak skonstruowaną umowę, że nie dostaje pieniędzy, co najwyżej jakieś symboliczne sumy. Kiedy jednak zakomunikował dotychczasowym pracodawcom o swoim zamiarze, ci nie pozwolili mu wrócić do Polski, tylko zaczęli przerzucać na trasy w różnych częściach Europy. Polski kierowca w takiej sytuacji zostawiłby samochód na parkingu, wrócił na własną rękę i poszedł ze skargą do inspekcji pracy. W tym przypadku jest jednak inaczej. — Ten człowiek chce u nas pracować, ale boi się pracodawcy, ma lęk przed każdą pieczątką i mundurem. I jest straszony przez dotychczasowego pracodawcę, że jeśli samowolnie wróci do Polski, zostanie deportowany na Ukrainę, cofną mu wizę, a jako karę za zerwanie umowy nie wypłacą należnego wynagrodzenia — mówi Kutkiewicz.

To jeden ze sposobów, za pomocą których nieuczciwi pracodawcy wykorzystują nieznajomość polskiej rzeczywistości wśród cudzoziemców ze Wschodu, brak wiedzy i pewien zakorzeniony w nich głęboko strach przed administracją i urzędnikami państwowymi, wywodzący się jeszcze z realiów sowieckich. Efekt? Państwowa Inspekcja Pracy wylicza, że pracodawcy często nie wypłacają lub rażąco zaniżają wynagrodzenia cudzoziemcom, nie płacą za nich żadnych składek, nie przestrzegają zasad BHP, albo po prostu zatrudniają bez jakiejkolwiek umowy, bez świadczeń i bez ustawowych ograniczeń czasu pracy.

Nielegalni

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów nieuczciwych praktyk wobec cudzoziemskich pracowników jest historia Ukraińca, któremu polski pracodawca założył konto bankowe, a jednocześnie podczas podpisywania dokumentów bankowych przyznał sobie pełnomocnictwo do wypłacania środków z tego konta. „W razie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy mógł udowodnić, że przelewa pracownikowi środki zgodnie z umową, a jednocześnie drugą ręką wybierać sobie te środki z bankomatu” — kręci z niedowierzaniem głową Roman Kutkiewicz.

Ogólnie jednak zasada jest taka, że im bardziej specjalistyczna branża, im lepszych fachowców potrzebuje, tym oszustwa i gorsze traktowanie są rzadsze. Większa skala nadużyć dotyczy najczęściej najbardziej prostych prac, które mogą wykonywać wszyscy — sprzątania, zbierania owoców, pomocy budowlanej itp. I to w tych sektorach inspektorzy PIP najczęściej notują także przypadki nielegalnej pracy cudzoziemców — bez umowy, bez pozwolenia na pracę, albo bez ważnej wizy pobytowej. „Czasami pośrednik obiecuje, że praca będzie legalna, ale już na miejscu okazuje się, że jest inaczej. Dla mnie to już nie jest żadnym zaskoczeniem. A jak ktoś mówi od razu, że robota będzie na czarno, to też nikt nie protestuje. (...) Każdy chciałby oczywiście pracować legalnie, ale bierzemy to, co nam oferują. Inaczej znajdą kogoś innego na nasze miejsce” — tłumaczyła Nadia z ukraińskiego Iwano-Frankowska cytowana przez portal wdolnymslasku.pl.

Z takim nielegalnym pracownikiem można już w zasadzie postępować według własnego uznania. Z reguły zarabiają więc oni dużo mniej i pracują w znacznie gorszych warunkach niż „legalni”. Niekiedy przybiera to ekstremalne formy, rodem z pamiętnych obrazków z suszarni pomidorów pod włoskim Rimini. Tyle tylko, że teraz to Polacy stają się stroną prześladującą. Jakiś czas temu TVP pokazała wstrząsający materiał z jednego z takich „obozów pracy” na Opolszczyźnie, gdzie grupa Ukraińców i Tajów pracowała przy uprawie sadzonek kwiatowych po kilkanaście godzin na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Mieszkali w koszmarnych warunkach uwłaczających godności ludzi, upchnięci jak zwierzęta — „hotelem” była zaadaptowana naprędce część biurowa i magazynowa nieczynnego elewatora zbożowego. Szef firmy tłumaczył, że to po prostu „noclegownia dla pracowników”, która nie musi spełniać wymogów hotelowych. Tenże sam pracodawca trzymał pod kluczem paszporty swoich pracowników, a przy tym wypłacał im jedynie niewielkie zaliczki. Nielegalni pracownicy dostawali... jeden grosz od sadzonki. Najlepsi zarabiali w ten sposób około 100 zł miesięcznie.

Stałe koszty

Nie wiadomo jak duża jest skala takich nadużyć, bo tak naprawdę trudno nawet oszacować liczbę cudzoziemców pracujących dziś w Polsce. A na pewno nie wszystko mówią suche dane statystyczne. Oficjalnie w 2014 r. pracodawcy złożyli 387,4 tys. oświadczeń o zamiarze zatrudnienia na czas określony obywatela obcego państwa (z czego zdecydowana większość dotyczyła obywateli Ukrainy). To o 64,5 proc. więcej niż w roku poprzednim. Do tego dochodzi jednak nieznana liczba osób podejmujących pracę zarobkową „na czarno”. Pewien ogląd na ten temat mogą dać dane Państwowej Inspekcji Pracy, z których wynika, że nielegalne wykonywanie pracy wykazała co druga kontrola. Najwięcej nieprawidłowości stwierdzono w mikroprzedsiębiorstwach, czyli firmach zatrudniających do dziewięciu osób, a niewiele mniej w firmach zatrudniających do 50 osób — głównie w budownictwie i rolnictwie.

Kary za zatrudnianie nielegalnych pracowników albo łamanie przepisów pracy nie są jednak duże — od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Dla niektórych pracodawców jest to wręcz stały koszt, który z góry wliczają w swoją działalność. Tak naprawdę jednak nie o kary tu idzie, tylko o zmianę sposobu myślenia i zwykłą dobrą wolę pracodawcy. „To jest coś, co nazwałbym społeczną odpowiedzialnością biznesu. Są tacy, którzy wywieszają sobie banery „firma odpowiedzialna społecznie”, bo zasadzili gdzieś sto świerków, a jednocześnie zatrudniają ludzi na śmieciówkach. A to chyba nie na tym polega. Nie na sadzeniu drzewek, tylko na uczciwym zatrudnianiu ludzi — nieważne, Polaków, czy Ukraińców” — apeluje Kutkiewicz.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama