Od czterech lat Katalończycy poważnie rozważają możliwość oderwania się od Hiszpanii. Madryt zrobi jednak wszystko, aby nie stracić najbogatszej prowincji kraju
Od czterech lat Katalończycy poważnie rozważają, czy ich prowincja powinna oderwać się od Hiszpanii. Madryt zrobi wszystko, by nie stracić najbogatszej prowincji kraju.
Stolica Apostolska 6 listopada wyznaczyła na arcybiskupa Barcelony Juana Jose Omella Omella (69 lat), dotychczasowego zwierzchnika hiszpańskiej diecezji Calahorra. Nowy metropolita stolicy Katalonii nie jest Katalończykiem, aczkolwiek mówi biegle w rodzimym języku tej krainy. Wobec rozpalającego umysły hasła niepodległości abp Omella Omella reprezentuje postawę umiarkowaną: nie opowiada się za secesją Barcelony i Madrytu, ale też z sympatią odnosi się do katalońskiego ruchu narodowego, który w ostatnich latach zyskuje na popularności. Arcybiskup, zwany hiszpańskim Maradiagą (od nazwiska kardynała z Hondurasu), jest też zaufanym współpracownikiem papieża Franciszka, co pozwala przypuszczać, że Watykan z uwagą śledzić będzie rozwój wydarzeń w Katalonii. Nominacja nowego metropolity Barcelony jest sygnałem, że Kościół nie zamierza angażować się po żadnej ze stron sporu wokół kwestii niepodległości Katalonii.
Dotychczasowy metropolita Barcelony, abp Lluís Martínez Sistach, już trzy lata temu, osiągnąwszy wiek emerytalny (w Kościele 75 lat), złożył na ręce papieża swoją rezygnację z urzędu. Nie została ona przyjęta, co można uznać za akt dystansu Stolicy Apostolskiej wobec politycznego sporu na temat katalońskiej niepodległości. Sistach pełnił swoją funkcję, zanim jeszcze mieszkańcy Katalonii podzielili się wokół tej kwestii, i wobec bieżących wydarzeń zajął postawę mediatora. W sytuacji narastającego konfliktu, kandydatów do następstwa po nim upatrywano dotąd w dwóch przedstawicielach przeciwstawnych obozów. Antonio Cañizares Llovera, obecny arcybiskup Walencji, a do ubiegłego roku prefekt watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, znany jest jako zdecydowany przeciwnik oderwania Katalonii od Hiszpanii. Jego nominację na stanowisko arcybiskupa Barcelony gorąco popierał rząd w Madrycie. Z kolei bp Joan-Enric Vives jest zwolennikiem katalońskiego ruchu narodowego i zdecydowanie opowiada się za hasłami niepodległościowymi. Przez hiszpański rząd Vives nie jest mile widziany także z innego powodu: jako biskup pirenejskiego miasteczka Seu d'Urgell nosi tradycyjny tytuł współksięcia Andorry (drugim jest każdorazowy prezydent Francji). Madryt od pewnego czasu wywiera presję, by przejąć od katolickiego biskupa tytuł zwierzchnictwa nad Andorrą.
Kwestia niepodległości Katalonii stała się gorącym punktem sporu między Barceloną a Madrytem w 2011 r., w kilka miesięcy po zwycięstwie zwolenników secesji w lokalnych wyborach. Wtedy to prezydent prowincjonalnego rządu Arturo Mas zapowiedział, że w przyszłym referendum głosowałby za oderwaniem Katalonii od Hiszpanii. Dzisiaj Mas, jako zwolennik konstytucyjnych metod działania, krytykowany jest przez katalońskich radykałów. Niepodległościowcy, świetnie zorganizowani, rosną w siłę. W wyborach do parlamentu Katalonii, przeprowadzonych 27 września tego roku, partie niepodległościowe zdobyły 48 proc. głosów, podczas gdy przeciwnicy niepodległości uzyskali 42 proc. W postulowanym przez prezydenta Masa referendum, przeprowadzonym w listopadzie ubiegłego roku, secesję Katalonii poparło ponad 80 proc. głosujących, jednak przy frekwencji niewiele przekraczającej 40 proc. Partie przeciwne niepodległości prowincji wezwały do bojkotu referendum, nie uznał go także rząd Hiszpanii. Poparcie dla hasła niepodległości nie rozkłada się równomiernie: podczas gdy Barcelona i inne większe miasta opowiadają się raczej za utrzymaniem związku z Hiszpanią, zdecydowana większość miasteczek i gmin wiejskich chce zerwania z Madrytem.
W liczącej ponad 7,5 mln mieszkańców Katalonii mówi się powszechnie po katalońsku. Uznawana za język odrębny od hiszpańskiego, mowa katalońska legitymuje się pokaźnym dorobkiem literatury, której korzenie sięgają średniowiecza. Po katalońsku mówi się zresztą nie tylko w Katalonii, ale też w sąsiedniej prowincji Walencja. Katalończycy mają długą tradycję odrębności politycznej — jej symbolem jest królestwo Aragonii. Z tych powodów przez cały okres przynależności do Hiszpanii Katalończycy przechowali wyraźną świadomość własnej kultury. W 1978 r. prowincji przyznano autonomię, której zakres jest stopniowo poszerzany. Dziś nie zadowala to jednak połowy katalońskich obywateli, którzy chcieliby pełnej suwerenności. Druga połowa, zachowując przywiązanie do katalońskiej kultury i języka, woli pozostać w państwie hiszpańskim.
Impulsem do zyskania popularności ruchu na rzecz secesji był światowy kryzys ekonomiczny. Obywatele zamożnej Katalonii, która wypracowuje większy od średniego odsetek hiszpańskiego dochodu narodowego, upomnieli się wtedy o więcej praw politycznych. Od 2012 r. każdego 11 września na ulice Barcelony wylega masowa demonstracja zwolenników niepodległości. „Narodowy dzień” upamiętnia rocznicę zdobycia wiernej Habsburgom Barcelony przez Burbonów z Madrytu, co dokonało się w 1714 r., podczas hiszpańskiej wojny sukcesyjnej. Dla większości Hiszpanów jest to wydarzenie z odległej historii, natomiast zwolennicy katalońskiej secesji promują je, budując w ten sposób własną narodową legendę.
Rządząca koalicja partii niepodległościowych — nacjonaliści i lewicowi separatyści — doprowadziła do przyjęcia znaczących aktów, uchwalonych przez parlament w Barcelonie. W styczniu 2013 r. w deklaracji suwerenności Katalonii znalazł się zapis, dający obywatelom prowincji prawo decydowania o politycznej przyszłości ich regionu. Zapis ten rząd w Madrycie zakwestionował jako niekonstytucyjny. Dlatego po kolejnych wygranych wyborach we wrześniu tego roku, niepodległościowcy zapowiedzieli, że w ciągu miesiąca uchwalą nową konstytucję Katalonii. Ma ona w majestacie prawa umożliwić prowincji wystąpienie z Hiszpanii.
Ruch na rzecz niepodległości reprezentowany jest przez całą gamę stronnictw, od prawej do lewej, podobnie podzielona politycznie jest orientacja prohiszpańska. Jednak katalońscy katolicy, w swojej masie, skłaniają się raczej ku hasłom niepodległościowym. Silnym ośrodkiem propagowania tych idei jest historyczne opactwo w Montserrat. To katalońska Jasna Góra, obiekt kultu czarnej figury Matki Bożej. W 1881 r. La Morenita, jak zwą ją Katalończycy, ogłoszona została patronką Katalonii. Opat Josep Maria Soler w styczniu 2014 r. zapowiedział nawet, że Stolica Apostolska wkrótce uzna katalońską niepodległość. Wypowiedź tę zdementowano w Watykanie. Za oderwaniem od Hiszpanii optuje też popularna zakonnica, dominikanka Lucia Caram.
Papież Franciszek w czerwcu ubiegłego roku zabrał głos w sprawie ewentualnej niepodległości Szkocji i Katalonii, mówiąc że oba kraje powinny z rozwagą podchodzić do problemu secesji. Przyznając, że „są ludy o tak różnych kulturach, że nie da się ich trwale skleić” — tutaj papież powołał się na przykład Jugosławii — podkreślił jednocześnie, iż należy odróżniać dążenie do niepodległości, którego celem jest wyzwolenie, od separatyzmu, jakiego nadrzędnym celem jest secesja sama w sobie. Jako pierwszy, pozytywny przykład, pochodzący z Argentyny Franciszek wymienił państwa Ameryki Łacińskiej, które w pierwszej połowie XIX w. wywalczyły sobie niepodległość od Hiszpanii.
Negatywnego przykładu papież nie wskazał. Kościół współczesny odszedł już daleko od stanowiska, według którego działanie na rzecz samostanowienia jest buntem przeciw legalnej władzy. Wyrazem tego stanowiska było m. in. potępienie powstania listopadowego przez Grzegorza XVI i krytyka powstania styczniowego przez Piusa IX. Tymczasem prawo do życia w niepodległym państwie jest częścią prawa człowieka do wolności, a przecież wolność jest jedną z naczelnych wartości chrześcijaństwa. Kościół katolicki dba tylko, by owo prawo do samostanowienia nie realizowało się kosztem nowych podziałów wewnątrz obdarzonego niepodległością narodu.
opr. mg/mg