Czy papieska wizyta na Ukrainie w 2001r. była katalizatorem przemian, które doprowadziły do "pomarańczowej rewolucji" w 2004?
Polscy obserwatorzy pomarańczowej rewolucji na Ukrainie porównują ją często do szesnastomiesięcznego „karnawału" „Solidarności" w latach 1980-81. Wszyscy podkreślają, że nie byłoby Sierpnia'80 bez pielgrzymki Jana Pawła II do Polski rok wcześniej. Niewielu jednak zauważa wpływ na ukraińskie wydarzenia papieskiej wizyty we Lwowie i w Kijowie w 2001 roku.
Żeby zrozumieć znaczenie podróży Jana Pawła II dla Ukraińców, należy uświadomić sobie kontekst, w jakim znalazł się ten kraj po proklamowaniu w 1991 roku niepodległości. Większość elit i społeczeństwa rosyjskiego nie pogodziła się bowiem z istnieniem „samostijnej" Ukrainy. Nie do przyjęcia jest dla nich fakt, że Kijów, nazwany przez Michaiła Bułhakowa „matką ruskich miast", leży poza granicami „matuszki Rossiji".
Moskiewscy politycy i politolodzy często traktują Ukrainę jako państwo sezonowe, a nawet wręcz jako „wybryk historii". Rosyjska historiografia kwestionuje zresztą nie tylko państwowość, ale i samą ideę ukraińskiej narodowości. Aleksander Sołżenicyn powtarza tezę o „trójjednym narodzie", w skład którego wchodzą Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy. Ci ostatni przedstawiani są często jako Małorosjanie, czyli „Rosjanie z pewnym defektem językowym". Przywoływane są też XIX-wieczne teorie księcia Wołkogońskiego, który nazywał powstanie narodu ukraińskiego „austriacką intrygą".
Tego typu propaganda nie pozostaje bez wpływu na mniej świadomych narodowo Ukraińców, wywołując w nich kompleks niższości, w Rosjanach z kolei rozbudzając poczucie wyższości wobec sąsiadów. To wszystko nakłada się na dziesięciolecia przymusowej rusyfikacji Ukrainy w czasach sowieckich, kiedy samo posługiwanie się językiem ukraińskim było traktowane jako oznaka nieokrzesania, braku ogłady i niskiego wykształcenia. Z kolei mówienie po rosyjsku nobilitowało i świadczyło o przynależności do światlejszych warstw społeczeństwa.
Sowiecka propaganda deprecjonowała nie tylko ukraiński język, lecz również XX-wieczne dążenia niepodległościowe Ukraińców. To prawda, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) miały charakter radykalnie nacjonalistyczny i współdziałały z Trzecią Rzeszą, kremlowscy propagandyści stawiali jednak znak równości między faszyzmem a całą tradycją narodowowyzwoleńczą Ukraińców. W ten sposób każdy zwolennik „samostijnej" Ukrainy automatycznie zaliczany był w poczet nazistów.
Przez dziesięciolecia nad Dnieprem i Dniestrem starano się wtłoczyć ludziom do głów, że Ukraińcy są niepełnowartościowym narodem, a synonimem ukraińskiego patrioty jest prymitywny faszysta. Po upadku komunizmu tego typu „czarny PR" (jak mówią w byłym ZSRR) skończył się na Ukrainie, ale nie w Rosji, gdzie nadal rozpowszechniany jest negatywny stereotyp południowego sąsiada. Niemal zawsze rola największego głupka i tępaka w rosyjskich programach satyrycznych i kabaretach zarezerwowana jest dla Ukraińca.
Wielu mieszkańców Ukrainy wiązało swoje nadzieje z Zachodem, ale stamtąd również nie doczekali się należytego wsparcia. Sporo oczekiwali oni zwłaszcza po wizycie w Kijowie latem 1990 roku ówczesnego prezydenta USA George'a Busha seniora. Związek Sowiecki trzeszczał w szwach, a oni spodziewali się, że amerykański przywódca poprze ich niepodległościowe aspiracje. Tymczasem Bush przestrzegł przed rozpadem ZSRR i nakłaniał Ukraińców, by powstrzymali się z ogłaszaniem wolności.
Zupełnie inaczej zachował się Jan Paweł II, który przybył na Ukrainę w przededniu dziesiątej rocznicy proklamowania niepodległości państwa. Podczas swej pielgrzymki jak nikt do tej pory publicznie dowartościował naród ukraiński. Przede wszystkim mówił w ich ojczystym języku - w tym języku, który pogardliwie nazywano „chochłackim", i którego przez wiele lat kazano się Ukraińcom wstydzić. Świadkowie zaręczają, że mową ukraińską posługiwał się poprawniej od prezydenta Leonida Kuczmy.
Poza tym Ojciec Święty w swych homiliach przedstawił wizję ukraińskiej historii i tradycji, przy której Moskwa przestawała być „starszym bratem", a stawała się „młodszą siostrą". Papież przypomniał, że chrystianizacja Rusi rozpoczęła się w 988 roku w Kijowie - a było to w czasach, kiedy na miejscu dzisiejszej Moskwy szumiały lasy. Rodowód współczesnych Ukraińców wywiódł od potężnej Rusi Kijowskiej. Nie tylko stwierdził, że Kijów jest kolebką chrześcijaństwa wschodniej Słowiańszczyzny, lecz również porównał to miasto do Jerozolimy, a Dniepr do Jordanu. Korzenie duchowe Rusi Kijowskiej wywodził natomiast z cywilizacji europejskiej.
Podsumowując papieską homilię, znany ukraiński politolog, profesor Bohdan Osadczuk, stwierdził: „To największy komplement, jaki Ukraińcy usłyszeli w swej historii. Bez wątpienia takie słowa będą dużym impulsem do samoidentyfikacji Ukraińców. Nikt jeszcze tak nad Dnieprem nie mówił w ciągu ostatnich dziesięciu lat, nikt nie wzniósł się do tej pory na takie wyżyny intelektu, dokonując syntezy dziejów ukraińskich w kontekście chrześcijańskim i cywilizacji europejskiej".
Osadczuk, nawiązując do papieskich uwag o potrzebie uczciwości w życiu społecznym i politycznym, dodał też: „Nie należy się spodziewać, że nad Dnieprem nagle wybuchnie raj moralny, ale jestem przekonany, że te wszystkie wypowiedzi zasieją ziarno. Myślę, że te napomnienia na stale wejdą do nowego katechizmu moralności w polityce. Papież dał silny oręż do rąk zwalczających nieuczciwość i brak moralności. To przyczyni się w dłuższej perspektywie do umoralnienia polityki, do zmiany języka, choćby między władzą a opozycją na Ukrainie".
W czasach kiedy wielu politologów, na czele z profesorem Samuelem Huntingtonem, pisze, że Ukraina, podzielona między prawosławny Wschód i katolicki Zachód, skazana jest na rozpad, Jan Paweł II głosi, że wręcz przeciwnie -jest ona powołana do syntezy Wschodu i Zachodu. To, co w ustach innych jest przekleństwem, dla Papieża staje się błogosławieństwem. W Kijowie Ojciec Święty mówił, że szczególnym powołaniem Ukrainy jest bycie „granicą i bramą między Wschodem i Zachodem", „uprzywilejowanym skrzyżowaniem różnych kultur, punktem spotkania między bogactwami kulturalnymi Wschodu i Zachodu".
Sama pielgrzymka Jana Pawła II unieważniła zresztą sztywny rzekomo podział na prawosławny Wschód i katolicki Zachód. Okazało się bowiem, że przeciwko papieskiej wizycie na Ukrainie protestowali tylko hierarchowie prawosławni wierni patriarchatowi moskiewskiemu, natomiast przedstawiciele dwóch innych Cerkwi prawosławnych - autokefalicznej i patriarchatu kijowskiego - powitali Jana Pawła II z radością. Ten sam podział - za i przeciw Moskwie, a nie za i przeciw Watykanowi - powtórzył się później podczas pomarańczowej rewolucji.
Pomarańczowa rewolucja kierowała się od początku logiką syntezy Wschodu i Zachodu, którą przedstawił wcześniej Ojciec Święty, w odróżnieniu od logiki
starcia Wschodu z Zachodem, której pozostawał wierny obóz ukraińskich oligarchów i rosyjskich „technologów politycznych".
Sprawdziły się słowa Bohdana Osadczuka, że papieska pielgrzymia stanie się dużym impulsem do samoidentyfikacji Ukraińców. Niewątpliwie wzmocniła ona ich tożsamość i dumę narodową oraz dodała wiary we własne siły.
Widać już wyraźnie, jak zmienia się klimat mentalny i światopoglądowy na Ukrainie. Jeszcze niedawno korespondenci, mówiąc o podziale w tym kraju, przedstawiali Zachód jako niewielki kadłubek, ograniczony do trzech obwodów: lwowskiego, tarnopolskiego i iwano-frankowskiego. Zaraz za Zbruczem miał się natomiast rozciągać ogromny obszar zrusyfi-kowanego i zsowietyzowanego Wschodu. Teraz w dziennikarskich relacjach to Wschód zredukowany został do rozmiarów kadłubka - do obwodów: donieckiego i luhańskiego.
Ta zmiana pokazuje, że mimo wielu lat przymusowej rusyfikacji bitwa o ukraińską świadomość narodową i jej europejski kształt nie została przegrana. Nie sposób przecenić roli, jaką odegrał w tym Jan Paweł II.
opr. mg/mg