Prof. Nowak: obserwujemy dzisiaj zjawisko dużo szersze niż atak tylko na religię. To atak na zdrowy rozsądek

To, co dzieje się obecnie w Polsce, nie napawa optymizmem i zaczyna przypominać czasy przedrozbiorowe. Skłócenie wewnętrzne, oglądanie się na zagranicę, tendencje antychrześcijańskie, wojna kulturowa. Czy okażemy się tym razem zdolni do społecznej refleksji, czy też jak nasi przodkowie pogrążymy się na długi czas w politycznym i społecznym nieładzie? Mimo wszystko jest jeszcze nadzieja, stwierdza prof. Andrzej Nowak.

W jakim miejscu jesteśmy dziś jako naród? Czy to, co dzieje się w przestrzeni publicznej, napawa optymizmem czy raczej pesymizmem?

Prof. Andrzej Nowak: Kogoś, kto źle życzy Polsce, nasze położenie może napawać optymizmem. Mnie natomiast i – jak przypuszczam – dużą część naszych współobywateli stan państwa, głębia jego destrukcji w imię wojny plemiennej, którą narzuca w tej chwili władza wykonawcza, musi niepokoić. Podobnie jak musi niepokoić pewnego rodzaju widoczna bezradność tego rządu, który już od ponad roku przejął odpowiedzialność za Polskę, choćby w dziedzinie tak prostej do zmierzenia, ocenienia jak gospodarka. Widać – w porównaniu z tym, co działo się wcześniej – fatalne wyniki budżetu, największych spółek Skarbu Państwa, a to niewątpliwie będzie rzutowało na poziom życia współobywateli. Ale są też sprawy być może nawet ważniejsze, czyli kwestia bezpieczeństwa zewnętrznego Polski, która jest efektem gwałtownych przemian zachodzących zarówno za naszą wschodnią granicą wskutek agresywnej polityki imperialnej Rosji, jak i kryzysu w Niemczech, Francji, wznawiającej się na wielką skalę wojny na Bliskim Wschodzie. Widać, że robi się groźnie. W tej sytuacji w Polsce potrzeba jakiegoś uspokojenia, złagodzenia tej wewnętrznej wojny i przywrócenia pewnego rodzaju mobilizacji społecznej do działania na rzecz umocnienia naszej ojczyzny na ten bardzo trudny czas. Jak widać, obecna władza realizuje zupełnie inne plany.

Dlaczego my, Polacy, jesteśmy tak bardzo skłóceni? Czy lata historii, wewnętrznych konfliktów, które prowadziły nawet do rozbiorów, niczego nas nie nauczyły?

Początek tego zjawiska opisywałem w tomie szóstym „Dziejów Polski”. W drugiej połowie XVII w. kryzys wiary w zdolność Rzeczpospolitej do radzenia sobie z coraz potężniejszymi wyzwaniami zewnętrznymi (potop szwedzko-moskiewsko-brandenbursko-kozacki) sprawił, że część elit zaczęła szukać wzorów poza Polską, dochodząc do pewnego rodzaju granicy, za którą było zerwanie wspólnoty z ojczyzną. Potwierdzają to wypowiedzi przedstawicieli elit typu: „niech król Francji przyśle tutaj gubernatora, bo my sami nie potrafimy rządzić”, „niech nas w ogóle wcielą do Francji czy innego państwa, bo Polacy sami nic nie umieją zrobić”. Te nastroje mające swój początek w końcu XVII w., pogłębiają się w wieku XVIII – nie bez własnych win polskich oczywiście. One nakładają się na procesy cywilizacyjne, w których zachód Europy swoją polityką kolonialną, imperialną tworzy nie tylko system realnego podporządkowania innych krajów jako peryferii tego systemu imperialnego z centrami we Francji, Prusach, Anglii czy Holandii, ale również wytwarza pewnego rodzaju strukturę mentalną. To sposób wyobrażenia świata, w którym jego panowie mieszkają na zachodzie Europy, na wschodzie zaś – rzekomi półbarbarzyńscy, mający jedynie słuchać poleceń od tych, co „wiedzą lepiej”, a ulokowani są na salonach w Paryżu czy giełdzie w Londynie. To równocześnie zaczyna być przyjmowane przez część elit polskich jako pewnego rodzaju model życia, tzn. część z nich akceptuje to i uznaje, że jedynym sposobem utrzymania pozycji elitarnej w społeczeństwie polskim jest właśnie funkcja naśladowców i wykonawców tego, co dyktują salony zachodnie, nie bacząc na interes Polski. Wybierają więc nowoczesność przeciwko Polsce. Bo Polska zawsze jest w takim ujęciu strupieszała, nienowoczesna, przede wszystkim katolicka – a to się bardzo nie podoba elitom zachodnim, które walczą z katolicyzmem od XVIII w., od hasła Voltera: „ecrasez l'infame”, czyli „wymażmy tę hańbę, wymażmy Kościół katolicki”.

W naszym kraju niedawno publicznie zapowiadano opiłowywanie katolików – przed nami trudne czasy?

Tendencje antychrześcijańskie, antykatolickie w szczególności, niewątpliwie się nasilają – właśnie od XVIII w. Część polskich elit naśladuje te zachowania, chcąc po prostu podlizywać się na wszelkie sposoby tym wzorcom nadawanym przez owe antychrześcijańskie i antypolskie w gruncie rzeczy elity części Zachodu. Wciela się więc tę politykę coraz brutalniej. Nadzieję na zahamowanie tego procesu daje jednakże to, co wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych, czyli obecnie najważniejszej części Zachodu. W demokratycznych wyborach wygrał kandydat, który jasno opowiada się przeciwko pogłębianiu tego procesu, jakim jest ideologiczne szaleństwo antyreligijne. To może przyhamować tempo tych niebezpiecznych procesów w skali całego Zachodu.

Realizują się słowa św. Antoni z Padwy: „Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i gdy zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, powstaną przeciw niemu mówiąc: jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny”? Osoby, które sprzeciwiają się atakom na Kościół, pewnym ideologiom, są określane mianem nietolerancyjnych...

Myślę, że obserwujemy dzisiaj zjawisko dużo szersze niż atak tylko na religię. To atak na zdrowy rozsądek. Bo jak inaczej nazwać np. głoszenie choćby tej nieskończonej już chyba ilości płci, którą każdy w każdej chwili może sobie wybrać i zmienić, fanatyczną wiarę w to, że zmiana polityki klimatycznej w kilku europejskich krajach może wpłynąć na sytuację globalnego ocieplenia, podczas gdy człowiek z całą pewnością nie ma na nią wpływu wyłącznego? Jak nazwać szaleństwo ataku na język, gdzie na siłę wynajduje się coraz to nowe formy zastępujące tradycyjne? Czymże innym jest walka z najprościej rozumianą wolnością słowa, zdrowym rozsądkiem, co jest tak rozpowszechnionym dzisiaj zjawiskiem. Ale myślę, że dochodzimy do granicy, bo widać narastające zniecierpliwienie, zniechęcenie zwykłych ludzi, obywateli – nie tylko w Polsce, ale i Niemczech, Francji, Włoszech, Stanach Zjednoczonych – przeciwko temu szaleństwu. To budzi nadzieję, że może ten proces zostanie zatrzymany.

Przed nami wybory prezydenckie – jakiej głowy państwa potrzebujemy na dziś?

Potrzebujemy prezydenta, który będzie w stanie przynajmniej załagodzić ten konflikt wewnętrzny, który Polskę rozrywa. To niesłychanie trudne zadanie, ale cieszę się, że przynajmniej jeden kandydat taki program zgłosił. To będzie bardzo trudne, jednak w pewnym sensie tak jawi się pierwsze i najważniejsze zadanie prezydenta. Druga kwestia to silny charakter, który nie poddaje się żadnej władzy zewnętrznej – czy to partii, czy czynnikom zewnętrznym. To dwie podstawowe cechy.

Patrząc na historię, ale i teraźniejszość, na sytuację geopolityczną świata – jak rysuje się nasza przyszłość? Konflikt Rosja – Ukraina wciąż nam zagraża?

Wielokrotnie przekonałem się o mądrości uwagi, że wszystko będzie inaczej, niż to sobie w tej chwili wyobrażamy.

Zabrzmiało pesymistycznie...

Dlaczego? Inaczej nie znaczy gorzej. Myślę, że polityka Rosji Władimira Putina jest bardzo przejrzysta i jasno deklarowana – to program reimperializacji całej przestrzeni dawnego Związku Sowieckiego i odzyskania dominacji na obszarze, który mu dawniej podlegał. Z całą pewnością ta reimperializacja nie zatrzyma się gdzieś na linii Donu czy Dniepru, ale będzie starała się wciągnąć także Polskę pod kontrolę rosyjską lub podzielić się nią z tradycyjnym partnerem Rosji w tej dziedzinie, czyli Niemcami. I ten drugi wariant jest chyba nawet bardziej prawdopodobny. Do tego Putin nawiązuje cały czas i wzywa niemieckich partnerów: podzielmy się odpowiedzialnością za Europę Wschodnią. Ale, na szczęście, to wcale nie musi się Putinowi udać...

Czego życzyłby Pan sobie i rodakom na nowy rok?

Życzyłbym bardzo serdecznie tego, ażeby – jak już wspomniałem – wszystko ułożyło się inaczej niż przewidujemy w tej chwili. By ułożyło się w pomyślną przyszłość dla Polaków jako narodu i dla każdego z osobna. By ułożyło się w scenariusz odnowy chrześcijańskiej Europy ojczyzn, w której odnajdziemy zdrowy rozsądek, korzenie naszej wielkiej tradycji, kultury, w której odnajdziemy siebie jako godnych ludzi w XXI w.

Źródło: Echo Katolickie 51/2024

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama