O propagandowości prasy polskiej
Przyzwyczajenia z czasów komunizmu nadal ciążą nad kształtem prawie całej prasy polskiej. Chętniej oferuje ona opinie niż informacje. Tymczasem niedobór informacji jest dotkliwym hamulcem dla polityki i gospodarki.
Pozorny banał: najdalej posunięta deformacja umysłów przez komunizm miała miejsce wśród tych, którzy służyli jego propagandzie. Stosunkowo częściej przychodzą do propagandy ci, którzy w nią choć trochę wierzą i stosunkowo częściej ulegają jej ci, którzy są w niej stale zanurzeni. Tak i więc było z dziennikarzami w Polsce, czego statystycznym świadectwem liczba partyjnych — a także bardzo znaczny procent niewierzących, większy chyba niż w jakiejkolwiek innej grupie zawodowej. Analogiczne tendencje występowały wśród nauczycieli, też widzianych przez PZPR jako narzędzia indoktrynacji.
Ów gatunek dziennikarzy znajduje dziś oczywiście zajęcie w bardzo licznych, najczęściej brukowych, pismach należących do nomenklatury. Te jawnie lub dyskretnie zwalczają prezydenta, rząd, „Solidarność”, partie z niej wyszłe i Kościół (im też zapewne zawdzięczał niezłe notowania w opinii publicznej kontraktowy sejm). Na tym jednak problem się nie kończy.
Przyzwyczajenie do tendencji propagandowych prasy sprzyja też partyjnemu stronniczemu charakterowi pism nowo powstałych czy przejętych. Nie chodzi mi o pisma, które wprost akcentują opinie, lecz te, które to maskują. Trudno mieć poważniejsze wątpliwości do tego, że „Gazeta Wyborcza” jest organem Unii Demokratycznej (albo raczej jednej z frakcji wewnątrz niej, [a potem Unii Wolności]), a nie gazetą niezależną nastawioną na pełną obiektywną informację. Nie jest to wcale wyjątek, lecz reguła, inna gazeta może forsować PC, inna KPN itd.; telewizja szarpana jest przez sprzeczne wpływy polityczne, z przewagą lewicy.
Dogadza to i naczelnym, i zespołom dziennikarzy, obytych z taką metodą, a wreszcie wielu czytelnikom, którzy chcą w gazecie znaleźć nie prawdę, złożoną i czasem niemiłą, lecz potwierdzenie swoich poglądów. Przykładem mogą być losy obiektywnego, informacyjnego tygodnika „Spotkania”, którego nakład był stosunkowo niewielki (i który w końcu upadł).
Podobnie zachowują się pojedynczy dziennikarze. Część pozostaje i przy formie i przy treści tego, co dotąd pisali, oczerniając wszystko, co się w Polsce zmienia na lepsze. Część zmienia treść, pozostając przy formie, w śmieszny czasem sposób kadząc nowej władzy; także ci, co komunistami nie byli, nieraz uprawiają propagandę na ich sposób. Kłamstwo i plagiat spotyka się dość często.
Inni wreszcie, widząc, że znikli dotychczasowi mocodawcy, a zapanowała wolność prasy, pojmują ją w ten sposób, że oprócz poglądów naczelnego głosić chcą własne i po swojemu urobić czytelnika. Często są to oczywiście poglądy wzięte z komunizmu (demagogia wokół świadczeń społecznych, antyklerykalizm), z wypaczonej kultury zachodniej (kult pieniądza, pornografia), z własnej osobowości (np. czarnowidztwo, poparcie aborcji). Ale nawet gdy są całkiem słuszne, opinia nadal ma pierwszeństwo przed informacją. Skarżyli się podobno zachodni eksperci, że dziennikarze rumuńscy nie pojmują wcale różnicy między tymi dwoma. Czy tylko rumuńscy?
Dochodzi do tego nagminna niesprawność zawodowa, nieumiejętność zebrania i oceny informacji, czy to z terenu, czy od fachowców, czy ze źródeł pisanych. Stronniczość często pojawia się w opisie wycinkowym czy w korzystaniu z jednego tylko źródła. A przecież zawód dziennikarza polega na zbieraniu i przekazywaniu INFORMACJI. Na tym opiera się cała nowoczesna prasa na świecie. Ma ona swoje polityczne upodobania, stronniczych felietonistów i oczywiście właścicieli. Fundamentem fachowym i etycznym dziennikarstwa pozostaje jednak prawdziwość i kompletność informowania.
Propagandowość prasy odczuwa się najsilniej w tym, co dotyczy życia publicznego w Polsce. Zadziwia tu umiejętność subtelnego nieraz przekręcania programów, wypowiedzi, złożonych okoliczności... Obiektywni dziennikarze częściej zajmują się czym innym, zagranicą czy powiedzmy, kulturą. Albo piszą książki, albo zmieniają zawód...
Nacisk na opinie podgrzewa naturalnie emocje odbiorców, wyzwała lęk i agresję, zaburza obraz rzeczywistości, i bez tego złożony i trudny. Brukowce ze swej strony odciągają od niej uwagę poprzez sensacyjne bzdury, ucząc szukania w słowie drukowanym nie wiadomości, lecz czytadła. Stan prasy, telewizji i radia wydaje się naczelną przyczyną nieznajomości faktycznych intencji i programów sił politycznych, osób kandydatów do parlamentu, praw projektowanych i już uchwalonych, elementów sytuacji gospodarczej. [Wladza korzysta z okazji i mnóstwo informacji skrzętnie ukrywa.] Polska jest krajem ludzi niestarannie (i nieelastycznie) wykształconych a zarazem słabo poinformowanych. Takie społeczeństwo nie potrafi wybrać prawidłowo ani w dziedzinie politycznej ani gospodarczej. Ani się douczyć. Tymczasem wielu słusznie sądzi, że postęp i sukces nie zależy głównie od kapitału, surowców, ilości pracy, lecz od wiedzy: wykształcenia, dostępu do informacji i umiejętności jej użycia. (1991)
Stare nawyki. Najwyższy Czas! 1991 nr 51/52, ss. 10
Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001
opr. mg/ab