Gospodarka: własność i wolność

Rozmowa z Michałem Wojciechowskim, świeckim katolickim profesorem biblistyki, rozmawia Maria Piasecka

Gospodarka: własność i wolność

Maria Piasecka („Jednota”):„Moralna wyższość wolnej gospodarki” to książka, która przyniosła Panu wyróżnienie w ramach nagrody im. Józefa Mackiewicza. W słowach podziękowania powiedział Pan, że zaszczytem jest nagroda w konkursie z mottem: Jedynie prawda jest ciekawa, gdyż starał się Pan w swej książce przekazać prawdę właśnie — przeciwstawiając się „popularnemu fałszowi”. Jaki to fałsz i dlaczego stał się popularny w dzisiejszych czasach?

MW: Chodziło mi o przekonanie, jakoby państwa zabezpieczały ludzki dobrobyt, dbając o świadczenia socjalne. Z tym łączy się drugi przesąd, że ludzie jako jednostki są w sferze gospodarki egoistyczni i szkodliwi, a w związku z tym życie gospodarcze powinno być uregulowane przez dobroczynne państwo.

Taki kolektywizm, głoszony w dziejach przez władców absolutnych, przez lewicę, i przez systemy biurokratyczne, sprzeczny jest ze zdrowym rozsądkiem i z prawdą biblijną. Człowiek jest grzeszny, ale lepiej pracuje w warunkach wolności, ponosząc odpowiedzialność za swoje czyny, niż pod ciągłym nadzorem władzy. To lepiej odpowiada jego naturze i godności. Dlatego Mojżesz wyprowadził kiedyś Izraelitów z Egiptu, gdzie mieli pełną miskę w niewoli.

Jeśli chodzi o świadczenia, to rządy niczego nie produkują, zabierają tylko jednym, by dać drugim, a po drodze sporo zostaje w kieszeniach biurokracji. Jest to nieustanna niesprawiedliwość. Dobroczynność powinna polegać na wolnym działaniu na rzecz potrzebującym, a nie na wyzyskiwaniu pracowitszych i mądrzejszych przez pozostałych. Do tego zaś sprowadza się wyrównywanie szans przez państwa „opiekuńcze”.

Myśl zawarta w Pana książce oparta jest na Biblii. Które jej części były dla Pana szczególnie ważnie oraz inspirujące w kwestii powiązania gospodarki z moralnością a także z kulturą?

Najpierw zauważę, że skoro Biblia nie mówi zbyt często o życiu gospodarczym, poglądy chrześcijan w tej sprawie są zwykle kształtowane przez przesłanki świeckie. Ewentualnie biorą oni pod uwagę naukę Kościoła czy opinie teologów, w protestantyzmie twórców Reformacji. Katolicy polscy sięgają do nauk Jana Pawła II, gdzie zresztą znajdziemy potwierdzenie wyższości wolnej gospodarki (encyklika Centesimus annus).

Niemniej jednak jak zawsze trzeba zacząć od Pisma Świętego. Centralne i kluczowe biblijne przykazanie dla życia gospodarczego jest dobrze znane, gdyż brzmi „nie kradnij!”. Oznacza ono ochronę własności uczciwie nabytej. Ponieważ do istoty własności należy swoboda dysponowania nią, wolność gospodarcza wynika także, choć pośrednio, z tego przykazania. Wolna gospodarka szanująca wolność prywatną jest więc moralnie lepsza, a zarazem, właśnie dlatego, skuteczniejsza w praktyce. Liberalizm powołuje się zwykle tylko na tę skuteczność, ale prawdziwa racja wyższości wolnej gospodarki jest właśnie moralna.

Chciałoby się wierzyć, że kradzież bywa jednak marginesem życia...

Oczywiście nie należy wyobrażać jej sobie jako tylko kieszonkowej. Bardzo groźna jest nieuczciwość biznesmenów wobec kontrahentów, ospale ścigana przez organa władzy. Korupcja i rozmaite przekręty, nieraz legalizowane przez złe prawo, mają jeszcze większą skalę. Największych kradzieży dokonują jednak rządzący przez wyzysk podatkowy. Nic dziwnego, że zdanie Biblii o władzy państwowej jest mocno krytyczne (por. Sdz 9; 2 Sm 8 i 12 itd.).

W Polsce połowa pieniędzy idzie przez sektor publiczny, gdzie jest często marnotrawiona, rozkradana i wykorzystywana niezgodnie z naszymi życzeniami. Przykładem mogą być emerytury: płacimy spore składki, które są natychmiast wydawane, a w zamian dostajemy obiecanki, że kiedyś, kiedyś inny rząd zabierze młodszym, a nam zapłaci. Znacznie więcej byśmy uzyskali oszczędzając w bankach czy inwestując — no i oczywiście dobrze wychowując dzieci.

Troska o powiązanie gospodarki z moralnością obecna jest w tradycji protestanckiej. Zwłaszcza Jan Kalwin rozwijał tę myśl, także przez działalność ekonomiczno-społeczną w Genewie. Walczył ze zbytkiem i bezrobociem, akceptując istnienie kapitału, kredytu, bankowości i handlu. Pisząc o „kupiectwie” podkreślał: gdy człowiek ima się owej profesji, powinien się do niej przyłożyć tak, jak do służby Bożej. Albowiem zaiste nikt nie wywiąże się ze swego powołania, jakikolwiek sposób życia by obrał i jakąkolwiek drogą poszedł, gdyby nie wiedział i nie był całkowicie przekonany, że Bóg jest zadowolony z jego służby. Jak można odczytać przesłanie Kalwina dzisiaj? Kiedy Bóg jest zadowolony ze służby człowieka w dziedzinie wolnej gospodarki?

U Kalwina w Genewie pojawiła się już skłonność do interwencjonizmu państwowego, do regulowania przejawów życia gospodarczego, które mogą pozostać wolne. W tradycji kalwińskiej i purytańskiej występuje ponadto uproszczona idea, że powodzenie materialne jest potwierdzeniem wybrania przez Boga. To bym kwestionował. Natomiast bardzo słuszne jest dostrzeganie w pracy przedsiębiorcy czy kupca, czy w innych zawodach, pewnego powołania, drogi służby Bożej. Sprawdzianem właściwego wyboru tego rodzaju powołania wydaje się pożytek dla bliźnich: kto dzięki swej przedsiębiorczości utrzymuje rodzinę, daje pracę, dostarcza pożytecznych rzeczy klientom, a także przeznacza coś na cele charytatywne, dobrze też służy Bogu.

Niewiele chyba mamy współcześnie prac przekonujących, iż życie gospodarcze nie jest moralnie neutralne. W literaturze pięknej kwestię tę podjął np. Balzak w Ojcu Goriot. Co, prócz Biblii, zainspirowało taki kierunek Pana myślenia? Pisze Pan, że tezy zawarte w Pana książce są echem rozmów z ojcem. Co w tej mierze było dla Pana ważne i jest wciąż aktualne?

Zacznę od tego, że dobra materialne są niezbędne do życia ludzkiego, a tym samym ich wytwarzanie jest po prostu moralnie dobre. Tym samym praca zawodowa, przedsiębiorczość, wynalazczość są wewnętrznie dobre, bo służą konkretnemu dobru bliźnich. Mogą ulec spaczeniu, ale wcale nie muszą.

Ojciec nauczył mnie przede wszystkim kojarzenia związków między przyczyną a skutkiem w dziedzinie ekonomii, które to związki są często zafałszowane. Na przykład dzisiaj wmawia się ludziom, że kryzys jest skutkiem liberalnego kapitalizmu, gdy tymczasem wyniknął on w sposób oczywisty ze szkodliwych i nieuczciwych manipulacji finansowych i prawnych władz USA: ustaw demokratów, działań banku centralnego i kontrolowanych przez państwo instytucji finansowych. Oszukańcza spekulacja pewnych banków wyrosła na tym podłożu. Ojciec pokazał mi też, jaki wpływ na zachowanie ludzi mają złe lub dobre ramy prawne: czyli to, za co odpowiada władza państwowa i do czego jest potrzebna. No i oczywiście od małego wiedziałem, do jakich nonsensów prowadzi socjalizm.

Czy istnieją czynniki, które niszczą zmysł moralny człowieka w sferze gospodarki? Jak się ich wystrzegać?

Człowiek dąży do poprawy życia materialnego i to jest w porządku. Chce utrzymać siebie i rodzinę. Pytanie, jak to czyni. Są w zasadzie dwie drogi do zapewnienia sobie bytu: gospodarcza i polityczna (trzecia metoda to przestępstwo, ale tego nie muszę rozwijać). Na drodze gospodarczej pracuje się, organizuje, tworzy. Na politycznej — wchodzi się w aparat państwowy i korzysta z dóbr wytworzonych przez innych. I tu leży główne niebezpieczeństwo.

Przez dwadzieścia lat liczba rozmaitych funkcjonariuszy publicznych w Polsce wzrosła trzykrotnie. Większość z nich jest więc nieświadomymi pasożytami. Ponadto funkcjonariusze często realizują niesprawiedliwe i zawiłe zasady prawne, stając się prześladowcami obywateli.

W inny sposób korumpuje moralnie państwowe rozdawnictwo. Zamiast lepiej pracować, wyciąga się ręce po świadczenia. Mamy więc miliony fałszywych rencistów i grubo przedwczesnych emerytów, oraz miliony pracowników dotowanych dziedzin gospodarki, którzy mają się lepiej niż pracownicy wolnej strefy. Pochodną tego garbu politycznego na gospodarce jest mała opłacalność wszelkiej przedsiębiorczości, a z tego kolei wynika tragicznie wysokie bezrobocie. Następne skutki to ucieczka na emigrację i unikanie posiadania dzieci.

Ale i Pan, i wielu z nas jest pracownikami państwowymi — czy to źle?

Policjant, żołnierz czy sędzia są oczywiście bardzo potrzebni, gdyż bronią naszego bezpieczeństwa. W ramach systemu biurokratycznego ich skuteczność jednak maleje. Praca nauczycieli czy lekarzy byłaby lepiej zorganizowana, wydajniejsza i bardziej dochodowa w warunkach wolnego rynku. Robią rzeczy pożyteczne, ale gorzej, niż by mogli. Często się demoralizują. Szkoła i szpital często żyją przepisami i wytycznymi władzy zamiast realizacją swoich zadań.

Co mogą uczynić młodzi czytelnicy „Jednoty”, którzy stoją u progu kariery zawodowej — jak mają przeciwstawić się „popularnemu fałszowi” w praktyce?

Uprzedzam, że wymaga to pływania pod prąd. Być uczciwym pracownikiem to oddawać większość swego dorobku fiskusowi. Być uczciwym przedsiębiorcą to stać się ponadto ofiarą szykan czterdziestu państwowych instytucji kontrolnych. Być uczciwym funkcjonariuszem to narażać się na konflikt między moralnym obowiązkiem a niesprawiedliwym prawem. Ale jak to zauważył już Platon, lepiej być krzywdzonym niż krzywdzącym. Istnieje wprawdzie możliwość politycznych działań na rzecz likwidacji panującego u nas ustroju biurokratycznego. Ale i ta droga jest trudna. Wchodzący do partii politycznych wsiąkają w system. Jego krytycy ryzykują szykany. Jednakże Jezus nie obiecywał nam sukcesu, lecz trudy.

Michał Wojciechowski, ur. 1953, jest pierwszym świeckim katolikiem w Polsce, który został profesorem teologii. Zajmuje się głównie studiami biblijnymi, ale także kulturą starożytną i chrześcijaństwem w świecie współczesnym. Opublikował m.in. 24 rozmaite książki, ostatnio „W ustroju biurokratycznym”, „Biblia o państwie”, „Biblijny pogląd na świat” i „Etyka Biblii”. Mieszka z rodziną w Olsztynie.

Źródło: Jednota 2009 nr 11-12, s. 14-15. Publikacja za zgodą wydawcy i autorów.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama