Europa na naszych oczach zmierza ku wielkiemu zbiorowemu (wspomaganemu) samobójstwu. Eutanazja, przedstawiana jako wyraz „współczucia”, jest w istocie wyrazem rezygnacji, nihilizmu i całkowitego porzucenia etyki na rzecz ekonomii i estetyki. Gdy styl i komfort życia staje się ważniejszy niż samo życie, nic dziwnego, że życie traci sens.
Pierwszym europejskim krajem, który radykalnie zliberalizował przepisy dotyczące eutanazji, była Holandia. Dwadzieścia lat później tą samą drogą idą kolejne europejskie kraje. Z głębokim smutkiem pisze o tym Evert van Vlastuin, redaktor naczelny jednego z holenderskich portali chrześcijańskich. Jako protestant nie posługuje się wprawdzie terminem „cywilizacja śmierci”, ale trudno nie dostrzec zbieżności jego obserwacji z tym, przed czym przestrzegał Europę Jan Paweł II.
„Znikła u mnie gorycz śmierci”
Van Vlastuin wychodzi w swym felietonie od cytatu z 1 Sm 15,32. Amalekicki król Agag zwraca się do Samuela słowami: „Naprawdę znikła u mnie gorycz śmierci”. Skąd takie odważne wyznanie – w obliczu ciążącego na nim wyroku śmierci? Wyjaśnienie znajdujemy w następnym wersecie: Agag mieczem swym „czynił bezdzietnymi kobiety”. To swego rodzaju eufemizm opisujący okrucieństwo Agaga, jego całkowity brak szacunku dla życia. Ale w tych słowach zawarta jest ważna prawda: ten, kto nie szanuje cudzego życia, nie będzie też umiał dostrzec wartości swego własnego. Choć brzmi to jak tautologia, cywilizacja śmierci prowadzi ostatecznie do śmierci. Najpierw pożera niewinne ofiary – najsłabszych członków społeczeństwa, aby w końcu pochłonąć także tych, którzy chętnie składali w ofierze cudze życie.
Holenderski dziennikarz ubolewa nad tym, że w jego własnym kraju debata na temat eutanazji to już właściwie przeszłość. W latach 90-tych XX wieku można było podnosić ten temat; od kiedy w 2002 roku eutanazja została zalegalizowana, traktowana jest jako coś oczywistego, coś, o czym nie warto rozmawiać.
A jednak warto i trzeba.
Holandia, a za nią – cała Europa
To, co stało się w Holandii, dzieje się na naszych oczach w kolejnych krajach europejskich. Słowenia w tym właśnie miesiącu otwarła drzwi dla wspomaganego samobójstwa. W zeszłorocznym referendum opowiedziało się za tym 55 procent głosujących (przy frekwencji zaledwie 41 proc.). Wspomagane samobójstwo w tym roku zalegalizowały Francja i Wielka Brytania. Austria zrobiła to już w 2022 roku. W Niemczech po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. systematycznie wzrasta liczba wspomaganych samobójstw (w 2024 r. było to prawie tysiąc przypadków), choć brak jest ustawy regulującej tę kwestię. We Włoszech szczególnie gorliwym promotorem eutanazji stał się region Toskanii, korzystając z furtek prawnych pozwalających działać niezależnie od władz państwowych. Wygląda na to, że kolejne włoskie regiony pójdą w jego ślady. Projekt ustawy eutanazyjnej oczekuje na rozpatrzenie na Cyprze. Nad analogicznymi projektami debatują władze Islandii i Irlandii. W Portugalii wspomagane samobójstwo zostało wprowadzone ustawą parlamentarną w 2023 r., pomimo poważnych zastrzeżeń ze strony tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego i dwukrotnego weta prezydenta. Obecnie trwa batalia prawna i do ustawy wprowadzane są poprawki, aby uzgodnić ją z portugalską konstytucją.
Można by wyliczać dalej, kierunek wydaje się jednak oczywisty: na naszym kontynencie kraj za krajem liberalizuje prawo, zezwalając na eutanazję czy też wspomagane samobójstwo. Trzeba więc postawić pytanie: dlaczego? Czyżby Europa zatraciła instynkt samozachowawczy i zamiast troszczyć się o przetrwanie, o dobrostan swych obywateli, oferuje im rozwiązanie pozorne: odbierzcie sobie życie, a wasze problemy znikną.
Quo vadis, Europo?
Odpowiedź na pytanie, dokąd zmierza cywilizacja śmierci, a w szczególności – Europa, znajdziemy… u Sienkiewicza. Tak, właśnie w jego powieści Quo vadis, której wartość Europa uznała 120 lat temu, przyznając jej autorowi Nagrodę Nobla. Dziś dzieło to jest wprawdzie na polskiej liście lektur szkolnych (w klasie ósmej), jednak jego przesłanie wydaje się nie docierać do czytelników. Co więcej, przewodnicząca Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów (SNaP) Irmina Wardak w zeszłym roku postulowała usunięcie tej książki z listy lektur, rzekomo z powodu tego, że jest „niezrozumiała” dla współczesnego ucznia i „zabija w nim pasję czytania”. Doprawdy? To nie wszechobecne media elektroniczne, ale Quo Vadis zabija w uczniach pasję czytania? Jeśli tak uważają poloniści, to nic dziwnego, że uczniowie stają się wtórnymi analfabetami. Zamiast wprowadzać uczniów w świat kultury, która przez długie wieki kształtowała Europę i Polskę, według przewodniczącej SNaP, nauczyciele powinni podsuwać im lektury „o problemach współczesnej młodzieży”. To przykład naiwnej lewicowej mentalności, która zakłada, że problemy rozwiązuje się nie poprzez odniesienie do trwałych zasad i wartości, ale przez samo ich omawianie i niekończący się „dialog”. Nic dziwnego, że uczniowie wychowani w takiej szkole za kilka lat w referendum opowiedzą się za legalizacją eutanazji. Holendrzy dawno już wycofali ze szkół klasykę literatury, a efekty tej edukacji możemy właśnie obserwować. Na marginesie – rację przyznać można polonistom, którzy zwracają uwagę na dramatyczny stan czytelnictwa w Polsce (statystyczny Polak czyta zaledwie 0,6 książki rocznie), ale to temat na inny artykuł.
Dlaczego warto nadal czytać Quo vadis? Choćby po to, żeby zestawić ze sobą życiowe postawy dwóch bohaterów: Marka Winicjusza oraz Petroniusza. Pierwszy z nich to młody rzymski patrycjusz, który zakochał się w chrześcijance Ligii, pochodzącej z barbarzyńskiego plemienia Ligów. Pod wpływem tej miłości ostatecznie przeżywa głęboką przemianę wewnętrzną i przyjmuje wiarę swojej wybranki. Jego wuj, Petroniusz to arystokrata, doradca Nerona, niekwestionowany „arbiter elegantiae”. Z jego zdaniem, jeśli chodzi o kwestie kultury i stylu, liczy się nawet despotyczny cesarz. Ostatecznie jednak to postawa Marka Winicjusza prowadzi do zwycięstwa, podczas gdy życie Petroniusza kończy się śmiercią samobójczą.
Co sprawiło, że młody Winicjusz miał siłę stawić czoła trudom, prześladowaniom i nie wyrzekł się swych przekonań nawet w obliczu zagrażającej mu śmierci? Dlaczego Petroniusz, uznany autorytet, ugina się w obliczu tej samej sytuacji i odbiera sobie życie?
Gdy bliżej przyjrzymy się życiowej postawie Petroniusza, trudno nie dostrzec tego, że jego życiowa perspektywa nie sięga poza horyzont doczesności. Liczy się dla niego to, co piękne, przyjemne, miłe dla oczu i uszu. Jest stuprocentowym estetą. Estetyka nie jest czymś złym; tam jednak, gdzie zaczyna górować nad etyką, wszystko zaczyna się walić. Można to porównać do pięknej budowli, w której nie zadbano o porządne fundamenty. Być może przez krótki czas cieszyć będzie oczy, prędzej czy później jednak runie, nie wytrzymując próby czasu.
Marek Winicjusz, choć znacznie młodszy, mniej doświadczony życiowo, potrafi odnaleźć w sobie tę siłę, której zabrakło Petroniuszowi. Cóż to za siła? Skąd się w nim wzięła? To moc wiary, współgrająca z siłą naturalnej, ludzkiej miłości. Jedno wzmacnia drugie i pozwala oprzeć się największym nawet przeciwnościom. Sama ludzka miłość to za mało. Petroniusz też ma swoją Eunice, która z miłości do niego razem z nim decyduje się na samobójstwo. Chodzi więc o coś więcej o uczucie – chodzi o perspektywę, w której nasz wzrok sięga poza to, co doczesne. Dopiero w tej perspektywie człowiek dostrzega swoją prawdziwą godność; patrząc z tej perspektywy potrafi oprzeć się tyranom; śmierć postrzegana z tej perspektywy nie jest uwolnieniem od nieznośnego cierpienia, ale bramą prowadzącą do spotkania z Bogiem.
To właśnie na postawie Winicjusza, zdolnej przetrwać dziejowe wichry i kaprysy despotów, zbudowana została Europa. Dziś natomiast porzuca swe etyczne i religijne fundamenty i idzie drogą Petroniusza. Życie ma być piękne, wygodne i bogate, pełne przyjemnych przeżyć. Gdy pojawia się trud i „nieznośne” cierpienie, nie warto już żyć i trzeba prawnie zagwarantować możliwość „godnego” odejścia. Jednak samobójstwo nie ma w sobie nic z godności, wbrew twierdzeniom tych, którzy je propagują. Przeciwnie: oznacza wycofanie się, rezygnację z afirmacji swojej godności.
Jeśli nie Winicjusz, to może... Kępiński?
Nawet gdyby uznać argument, że dla współczesnej młodzieży Quo vadis jest zbyt „odległą kulturowo” lekturą, wystarczy sięgnąć do wydanej przed zaledwie kilku laty biografii wybitnego polskiego psychiatry, Antoniego Kępińskiego (autorstwa Wojciecha Wierciocha i Jolanty Szymskiej-Wiercioch), aby zrozumieć różnicę między jedną a drugą postawą. Doktor Kępiński cierpiał na nieuleczalny nowotwór, sprawiający mu ogromne cierpienie. Zamiast jednak odebrać sobie życie, ostatnie lata i miesiące, które mu pozostały, poświęcił na jeszcze intensywniejszą pracę – z łóżka szpitalnego. To właśnie w tym okresie powstały jego najważniejsze dzieła, na których wychowało się całe pokolenie polskich psychiatrów: Rytm życia, Poznanie chorego, Schizofrenia, Psychopatologia nerwic i inne. Jego biografię czyta się jednym tchem, jak najlepszą powieść. Zapewne dlatego, że doktor Kępiński wiedział, co znaczy dobrze żyć, rozumiał wartość życia, cechował się olbrzymią empatią wobec pacjentów i nie przyszłoby mu do głowy jako rozwiązanie życiowych problemów i cierpień proponować samobójstwo.
Quo vadis Europo? Czy pójdziesz dalej drogą Petroniusza? Czy jest dla ciebie jeszcze szansa na opamiętanie? Czy stać cię na to, aby wczytać się w literaturę, na której wyrosłaś, odkryć na nowo swe kulturowe i duchowe fundamenty, czy będziesz tylko dyskutować o bieżących problemach, mniemając jak sztubak z gimnazjum, że przeszłe pokolenia były głupie i nie wiedziały, jak żyć, a ty doznasz nagłego olśnienia i zbudujesz ziemski raj? Jeśli pójdziesz za Petroniuszem, wiedz, jaki jest kres tej drogi: wielkie zbiorowe samobójstwo.