Czy etyka i polityka mogą wziąć rozwód? Dla katolika-wyborcy to niemożliwe

Polityka nie jest tylko kwestią partyjnych rozgrywek i wyborczych obietnic, bo życie społeczne podlega zasadom etyki tak samo jak prywatne. Biorąc udział w wyborach parlamentarnych wskazujemy konkretnych kandydatów, jednocześnie jednak dokonujemy także istotnych wyborów etycznych.

Jak zauważa w najnowszej „Niedzieli” ks. Jarosław Grabowski, „Nie można być dobrym katolikiem, jeśli nie jest się dobrym obywatelem, dla którego ojczyzna jest też dziedzictwem wiary. Nie można być dobrym politykiem katolikiem, jeśli marginalizuje się Dekalog”. Innymi słowy, życie społeczne, w tym polityka oraz etyka przenikają się nawzajem i nie można ich sztucznie rozdzielać.

Klasyczna, arystotelesowska etyka, mówiła o „złotym środku” jako probierzu wartości moralnej rozmaitych postaw życiowych. Pomiędzy brawurą a tchórzostwem leży cnota męstwa. Między chciwością a rozrzutnością lokuje się roztropna oszczędność. Podobnie jest z każdą inną „cnotą” (czyli sprawnością moralną). Świat współczesny zatracił jednak niemal całkowicie umiar: jesteśmy spolaryzowani i wystawieni na ciągły ostrzał ze strony polityków, influencerów i celebrytów, którzy usiłują nam wmówić, że skrajne rozwiązania są najskuteczniejsze.

Najbardziej ewidentnym przejawem owej skrajności jest kreowanie się na „jedynych sprawiedliwych”, przy jednoczesnym przedstawianiu innych jako zła wcielonego. Tymczasem większość społecznych problemów i wyzwań wymaga roztropnej analizy i kompleksowych, a nie uproszczonych rozwiązań. Uważne wysłuchanie różnych opinii, merytoryczna dyskusja i wyciągnięcie możliwie najlepszych praktycznych wniosków powinno być podstawowym modus operandi nowoczesnego społeczeństwa. Czy tak jest w rzeczywistości? Wystarczy rzut oka na naszą scenę polityczną, na media, żeby przekonać się, że jest wręcz przeciwnie.

Ks. Grabowski pisze ze smutkiem: „Przyglądam się kampanii wyborczej i trudno mi nie ulec gorzkiej refleksji, że dla części uczestników debaty publicznej, choćby się zaklinali, że jest inaczej, żadne z Dziesięciu przykazań Bożych nie ma większego znaczenia; udają oni jedynie szacunek dla drugiego człowieka, a tak naprawdę lekceważą zasady etyczne, są pozbawieni skrupułów sumienia... Ktoś powie: sumienie w polityce? Postawy moralne takie jak uczciwość, prawość? Dla wielu to puste słowa, mrzonki, abstrakcja, pobożne życzenia, żeby nie powiedzieć... naiwność”.

Jeśli brak jest szacunku dla drugiego człowieka, brak chęci na wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia, brak odniesienia do fundamentalnych wartości, jak można w ogóle mówić o podejmowaniu szczegółowych kwestii społecznych czy politycznych? Można wręcz powiedzieć, że znakiem rozpoznawczym obecnej kampanii wyborczej i ogólniej – dyskursu politycznego – jest nieustanne oskarżanie się nawzajem, dzielenie społeczeństwa, stawianie jednych przeciw drugim. Jak w takiej atmosferze skłócenia i oskarżeń można budować wspólne dobro?

Redaktor naczelny „Niedzieli” stwierdza, że „przydałoby się trochę spokojnej i rzetelnej dyskusji, obniżenie temperatury sporów partyjnych, ale także tych toczonych na polskich ulicach, w domach, wśród znajomych i przyjaciół”. Można trzeba by powiedzieć mocniej: nie tylko „trochę”, ale „dużo” spokojnej i rzetelnej dyskusji! Choćby po to, żeby ustalić „protokół rozbieżności”, odwołując się do odmiennych wizji społeczeństwa i różnych systemów wartości. Szczegółowe rozwiązania są bowiem ich pochodną. Jeśli, przykładowo, przedstawiciele danej partii, przekonani są do merytokratycznej wizji społeczeństwa, w przeciwieństwie do solidarnościowej czy egalitarystycznej, powinni to jasno powiedzieć. Tymczasem takie pojęcia w ogóle nie padają w obecnej debacie. Jeszcze bardziej fundamentalnym pytaniem jest to, czy uznajemy wartość życia każdego człowieka – niezależnie od wieku czy sprawności, czy też kierujemy się mętnym pojęciem „jakości życia”. Z tego drugiego podejścia wynika ostatecznie odmowa prawa do życia osób terminalnie chorych (bo ich „jakość życia” jest już bardzo słaba) czy też „niechcianych” dzieci żyjących w łonie matki (bo jaka będzie ich „jakość życia”, gdy od początku są niechciane). I w tej kwestii politycy nie chcą się wypowiadać jasno, lawirując i udzielając tak absurdalnych odpowiedzi jak odwołanie się do referendum. Czy naprawdę sądzą oni, że drogą referendum można ustalić wszystko? W takim razie zrezygnujmy z uniwersytetów, a prawdy naukowe ustalajmy drogą referendum; zrezygnujmy z wymiaru sprawiedliwości – po co sądy, skoro możemy odwołać się do „woli ludu”; darujmy sobie wszelkie egzaminy – niech większość ustala kompetencje kandydatów i tak dalej.

Od etyki nie da się uciec, a kwestie etyczne nie podlegają ustalaniu przez głosowanie. Ks. Grabowski pisze jasno: „dla polityka, który wykluczył ze swojego programu zasady moralne, religia jest tylko elementem dekoracyjnym”. Ale nie tylko dla polityka. Każdy z nas, biorąc udział w wyborach, podejmuje – chcąc nie chcąc – decyzje o wymiarze etycznym. Kiedy pod koniec życia staniemy przed Bogiem, nie usłyszymy pytania: „czy głosowałeś za dwunasto- czy piętnastoprocentowym podatkiem”, ale w uszach naszych zabrzmią słowa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Miejmy to w pamięci!

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama