Statystyki mogą wprowadzać w błąd - co widać szczególnie ostro przy nieudolnych próbach wyciągania na ich podstawie wniosków dotyczących pandemii
Działania rządu w walce z epidemią spotykają się co chwilę z krytycznymi uwagami z różnych stron. Większością z nich nie warto zaprzątać sobie głowy, bo redagowana jest według recepty: wszystko co pisowskie jest złe. Zupełnie inną kwestią jest ostatnia wypowiedź posła Andrzeja Sośnierza - https://dziennikzachodni.pl/koronawirus-w-polsce-rzad-ma-bledne-dane-mowi-andrzej-sosnierz-mamy-150-tys-zakazen-w-walce-z-epidemia-polska-jest-najgorsza-w/ar/c1-14983617 - którą ze względu na osobę autora, jego dokonania jako pełniącego ważne funkcje w ochronie zdrowia a również autora niedawno przedstawionego planu dalszego działania w celu ograniczenia pandemii, nie może pozostać bez rzeczowej analizy. Tym bardziej, że poseł Sośnierz tym razem zbyt swobodnie operuje danymi statystycznymi, a przedstawiony przez jego obraz, właśnie ze względu na autora, może zmylić nieprzygotowanego czytelnika
Zacznijmy od tego, że analizując dane statystyczne obracamy się w sferze danych nie do końca pewnych, co zresztą Andrzej Sośnierz uczciwie przyznaje. Liczby zarówno zakażonych jak i ofiar śmiertelnych można podważać i szacować je na podstawie dowolnie przyjętych kryteriów i założeń. Szczególnie dotyczy to liczby osób zakażonych, gdzie pewność moglibyśmy mieć tylko wtedy, gdyby każdemu obywatelowi przeprowadzano co kilka dni stuprocentowo pewny test na obecność wirusa. A to z wiadomych względów jest niewykonalne. Znacznie pewniejsze są podawane liczby zmarłych aczkolwiek i tu jest pewien margines niepewności. Zbyt mało jeszcze wiemy o przebiegu i drogach zarażeń w tej nowej chorobie, by jednoznacznie przyjmować, że takie a nie inne czynniki wpływają na wielkość wyżej wymienionych liczb. Oczywiście każdy ma prawo do przyjmowania swoich założeń i wyciągania z nich wniosków, jednak wygłaszanie na ich podstawie tak zdecydowanych opinii, jak czyni to Andrzej Sośnierz jest po prostu nieuzasadnione.
Jako kryterium swoich ocen poseł Sośnierz przyjmuje przebieg krzywej zarażeń. Krzywą dla Polski porównuje z krzywymi dla Australii, Wielkiej Brytanii, Włoch i Szwecji. Przypadek Australii jest o tyle nietrafiony, że kraje dalekowschodnie przeżyły nie tak dawno epidemię SARS, spowodowaną podobnym wirusem, miały więc pewne doświadczenia i były przygotowane na nową podobną epidemię. Poza tym położenie i możliwości techniczne pozwoliły na kontrolę ruchu granicznego i ścisłą kontrolę poruszania się i kontaktów osób zarażonych.
Jeśli spojrzymy na wykresy porównujące to, co dzieje się w Polsce z sytuacją w krajach europejskich, to nasza pozycja na pierwszy rzut oka wygląda niewesoło. Nasza krzywa nie spada, podczas gdy w Wielkiej Brytanii i Włoszech dość znacząco obniżył się poziom zarażeń. Gdy jednak bliżej przyjrzymy się tym wykresom, zauważymy, że oprócz krzywej dotyczącej Szwecji, krzywe dla pozostałych krajów przedstawione są w skalach zupełnie innych niż krzywa dla Polski. Włoska skala jest dziesięciokrotnie, a brytyjska czternastokrotnie większa niż polska.
Gdybyśmy nałożyli polski wykres na wykres brytyjski czy włoski, zobaczylibyśmy płaską i niezbyt wykrzywioną linię mieszczącą się poniżej pierwszej kreski wykresu, czyli poniżej tysiąca zarażeń. W tej skali skoki zarażeń w Polsce byłyby niewidoczne. Widzimy wyraźnie, że nawet w fazie spadkowej zarażeń we Włoszech i Wielkiej Brytanii, ich ilość jest wyraźnie wyższa niż w Polsce. Mówić więc o tym, że nasza sytuacja jest gorsza, można jedynie wtedy, gdy przedmiotem analizy jest tylko kształt krzywej przy zupełnym abstrahowaniu od wartości, jakie ta krzywa obrazuje.
To właśnie ta mała ilość przypadków zachorowań w Polsce powoduje, że ogniska zarażeń, jak na Śląsku, nieporównywalnie małe z tym, co wydarzyło się w Bergamo czy Madrycie, zahamowują spadek ogólnej liczby zakażeń w skali kraju lub wręcz powodują jej wzrost.
Na podstawie porównań krzywych zakażeń Andrzej Sośnierz wysuwa wniosek, że sytuacja w Polsce jest gorsza niż w Szwecji, gdzie krzywa wygląda podobnie a nie poniesiono kosztów zamrożenia gospodarki. Kwestia ekonomicznych skutków obostrzeń to temat do zupełnie innej dyskusji, przy czym wcale nie jest tak, że Szwecja nie odczuje kryzysu. Jednak, by porównywać koszty ekonomiczne z kosztami ludzkimi, należałoby przyjąć jakiś współczynnik przeliczeniowy, na przykład ile procent PKB jesteśmy gotowi poświęcić dla tysiąca istnień ludzkich. Cyniczne, ale bez tego takie porównania mają umiarkowany sens
Wróćmy jednak do krzywych i stwierdzenia, że Polska sytuacja jest gorsza niż szwedzka. Z wykresu wynika, że jest dokładnie odwrotnie. Szwecja zgodziła się na gwałtowny wzrost zachorowań, by szybko osiągnąć odporność stadną, co powinno doprowadzić do wygaszenia epidemii. Celem polskich władz było natomiast maksymalnie możliwe spłaszczenie krzywej, aby nie dopuścić właśnie do gwałtownego wzrostu zakażeń i sytuacji, jaką obserwowaliśmy we Włoszech i Hiszpanii, gdzie brakowało respiratorów i miejsc w szpitalach a ciężarówki woziły trumny. Z przedstawionych wykresów widać, że Polska swój cel osiągnęła a Szwecja nie. Jednak nic za darmo i ceną tego polskiego sukcesu będzie to, że zmniejszona w swej skali epidemia trwać będzie jednak dłużej niż gdzie indziej. I to też z wykresu wynika. Podsumowując tę część musimy jednak zdać sobie sprawę że jesteśmy w trakcie pandemii i tak naprawdę nikt nie wie, jak i czym zakończy się ona w poszczególnych krajach, więc cała nasza analiza dotyczy jedynie sytuacji na dzisiaj.
Porównując sytuację w Szwecji mówić, że jest taka sama albo nawet lepsza niż w Polsce można tylko i wyłącznie wtedy, gdy, tak jak Andrzej Sośnierz, przyjmuje się jako jedyne kryterium wygląd krzywej zakażeń, a nie ilość zgonów spowodowanych tą epidemią. A to diametralnie zmienia wynik analizy. Szwecja, kraj o dziesięciomilionowej ludności, a więc prawie czterokrotnie mniejszej niż Polska, ma w tej chwili prawie cztery tysiące ofiar śmiertelnych, według danych WHO na dziś. Polska natomiast zbliża się do tysiąca zmarłych. Gdyby zastosować szwedzkie proporcje, w Polsce musielibyśmy mieć w tej chwili piętnaście tysięcy zmarłych. To właśnie te „brakujące” czternaście tysięcy ofiar jest miarą polskiego sukcesu.
opr. mg/mg