Wojna o aborcję

„No to mamy wojnę” – twierdzą uczestnicy protestów. Przeciw komu lub czemu ta wojna? Przeciw Konstytucji, której niedawno ci sami protestujący bronili?

No to mamy wojnę, jak zapowiada poseł Jachira. Pani poseł charakteryzuje się tym, że nie do końca wie co mówi, więc z tą wojną bym nie przesadzał. Kiedy piszę ten tekst, mamy wylew wulgarnego chamstwa zionącego nienawiścią i atakującego brutalnie wszystkich, których nie lubi, często bez związku z deklarowanym powodem tego ataku. No bo jaki jest logiczny związek bezczeszczenia kościołów z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego? Czy to biskupi zasiadają w Trybunale, czy sędziowie powoływali się na naukę Kościoła?

Nie wiem, czy te protesty są początkiem większej fali, czy jej kulminacją. Nie zmienia to jednak mojej oceny, że jest to wykorzystywanie kolejnego pretekstu do destabilizacji państwa. I nie jest to tylko polski problem. Wystarczy spojrzeć na Amerykę, gdzie wykorzystano problem rasowy do wprowadzenia chaosu. W Polsce mieliśmy wcześniej podobne sytuacje, że wspomnę sławetny ciamajdan, wykorzystywanie rzekomego łamania praworządności do wszczynania burd. Każdy pretekst jest dobry.

Jasne, każdemu wolno protestować. Tylko przeciwko czemu i komu ci zadymiarze protestują i co chcą osiągnąć? Cały ocean nienawiści wylewa się na rządzących i Kościół. A oni nie mają kompetencji, by unieważnić wyrok TK. Ten wyrok jest ostateczny i żadne protesty tego nie zmienią.

Akurat Prawo i Sprawiedliwość, wbrew przedwyborczym obietnicom, nie zrobiło w tej kwestii praktycznie nic, nie licząc podpisów grupy posłów pod pytaniem do Trybunału. Społeczne projekty ograniczenia aborcji PiS skutecznie topił w procedurach sejmowych, bardziej dbając o los zwierzątek żyjących w zbyt małych klatkach niż rozrywanych na kawałki dzieci. Poparcie episkopatu dla tych projektów też było — powiedzmy — mało entuzjastyczne. Wydawało się, że Trybunał również będzie pracował nad tym problemem tak długo aż wszyscy o nim zapomną. Tak jednak się nie dało i — chcąc nie chcąc — wydał w końcu wyrok.

A wyrok mógł być tylko jeden, bez względu na poglądy sędziów na temat aborcji. Inny byłby obrazą logiki, zasad stanowienia prawa i elementarnego poczucia przyzwoitości. Trybunał nie rozpatrywał tego, czy aborcja jest dobra, czy zła, czy, kiedy i jak można ją przeprowadzić, bo do tego nie ma kompetencji. Rozpatrywał tylko i wyłącznie czy aborcja eugeniczna jest zgodna z Konstytucją. Tak brzmiało pytanie posłów i tylko takie kompetencje ma Trybunał Konstytucyjny. A tu sprawa jest jasna. Skoro art. 38 Konstytucji mówi o ochronie życia każdego człowieka, nie można samowolnie ograniczać tej ochrony ze względu na stan jego zdrowia. Zdanie przeciwne generowałoby konsekwencje w postaci uznania jednych ludzi za podlegających ochronie ich życia a drugich nie. Takie dzielenie na życie warte życia i jego nie warte Europa już przerabiała.

Nie mogę nie napisać, że konsekwencją błyskawicy z logo protestujących mogą być dwie błyskawice z mundurów znanej formacji gorliwie eliminującej mniej wartościowe istnienia. Złośliwe porównanie? Pewnie tak, lecz, z drugiej strony, ktoś to logo wymyślił. Czy nie miał takich skojarzeń? Ciekawy jestem.

Ruszyła też machina medialna, by przykryć brak logicznych i prawnych argumentów ckliwymi opowieściami o torturach kobiet, tak jakby poród był jakąś szczególną formą tortury; mieszaniem hierarchii wartości, półprawdami i zwykłymi kłamstwami.

Tym największym jest kłamstwo o prawie kobiet do wolnego wyboru. Używanie tego argumentu sprowadza dyskusję do poziomu nielicznych już autochtonów w Nowej Gwinei niekojarzących ciąży z uprzednim aktem seksualnym. Ojcem dziecka jest ten, na którego terenie ono się urodzi. Sąsiednie plemiona wiedzą już skąd się biorą dzieci a polscy działacze pro choice jeszcze do tego nie doszli. Ciąża nie jest kwestią wyboru, lecz konsekwencją wyboru dokonanego wcześniej. Przypomnę, że wyrok Trybunału nie dotyczy ciąż z gwałtu, bo nie o to pytali posłowie.

Natychmiast po ogłoszeniu wyroku media odkurzyły zapomnianą już Alicję Tysiąc, swego czasu gwiazdę wojujących feministek. „Prawie straciłam wzrok” — mówi opisując swoje cierpienia i przegraną z polskim prawem walkę o możliwość dokonania aborcji ze względu na groźbę utraty wzroku. Powetowała to sobie sowitym odszkodowaniem wywalczonym na szczeblu europejskim.

Manipulacja wielowątkowa. Po pierwsze „Prawie czyni różnicę”. Pani Alicja nie straciła jednak wzroku a więc rację mieli lekarze nie widzący takiego niebezpieczeństwa, a nie pani Tysiąc. Po drugie: ewentualna aborcja przeprowadzona zostałaby ze względu na zagrożenie zdrowia matki, a nie wady płodu, co było treścią wyroku TK. To zupełnie inne kwestie. Zdrowie córki pani Tysiąc nie było kwestionowane i urodziła się ona zdrowa. Dziś powinna mieć tyle lat, by ze zrozumieniem czytać i słuchać, jak jej mamusia bohatersko walczyła, by móc ją zabić.

W rozmowie z radiem RFM niedoszła Rzecznik Praw Obywatelskich wiła się jak piskorz, by nie odpowiedzieć na pytanie czy respektuje wyrok TK. Zarzuciła Sejmowi, że uchylił się od debaty w tej sprawie a wynik takiej debaty byłby dla niej bardziej do przyjęcia niż wyrok Trybunału. Pani niedoszła rzecznik zapomniała, że to właśnie Sejm wybrał sędziów TK i powierzył im rozstrzyganie takich kwestii. A mylenie debaty sejmowej, gdzie tworzy się prawo drogą ścierania się różnych racji i poglądów z czysto prawną oceną zgodności uchwalonego prawa z Konstytucją dowodzi trafności decyzji o niewybraniu jej na urząd RPO.

To tylko kilka przykładów kłamstw i manipulacji, jakimi podjudzana jest rozwścieczona dzicz w amoku atakująca wszystko co jej się źle kojarzy. Jedyny cel protestów, jaki można od nich usłyszeć, to „je*ać” i „wypie**alać”. Do głowy tym neobolszewikom nie przyjdzie, że nawet gdy „wypierdolą” PiS i spalą wszystkie kościoły, wyrok TK dalej będzie obowiązywać tak długo, jak długo obowiązywać będzie obecna Konstytucja. I to przeciw niej powinni protestować. Jednak z krzyczeniem „je*ać Konstytucję” mają pewien problem, bo jeszcze wczoraj skandowali „Kon-sty-tu-cja!” i traktowali ją jak absolutną świętość.

Co dalej? Pojawiły się propozycje szukania kompromisu. To raczej mrzonki. Jak taki kompromis miałby wyglądać? Jedna strona żąda całkowitego zakazu zabijania dzieci, podczas gdy druga opowiada się za swobodą w tym zakresie. To jaki kompromis? Można zabijać tylko w połowie? TK wyraźnie zakazał rozróżniania ze względu na stan zdrowia.

Rozwiązaniem, dopuszczalnym w świetle wyroku TK, mogłoby być zamieszczenie w nowej regulacji przepisów w duchu §150 Kodeksu Karnego. Mówi on o eutanazji a jego p.2 brzmi: „W wyjątkowych wypadkach sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.” Oczywiście nie można przepisać tego dosłownie, choćby dlatego, że w Polsce kobieta nie była i nie jest karana. Karze podlega jedynie fizyczny wykonawca aborcji.

Prawo powinno każdą aborcję traktować jak zabójstwo, bo każda aborcja nim jest. Powinno mieć jednak trochę wyrozumiałości dla zrozpaczonych ludzi, dotkniętych ogromną tragedią. Bo, że są to wielkie tragedie, nie ulega wątpliwości.

Z drugiej strony, regulacje należy tak uszczegółowić, by w miarę możliwości zapewniały wyrozumiałość tylko dla ekstremalnych przypadków a nie stanowiły furtki dla zabijania dzieci np. z zespołem Downa albo wręcz dla aborcji na życzenie, bo takie niebezpieczeństwo też istnieje.

A więc wilk syty i owca cała? Skądże! Wilk nigdy nie będzie syty, bo jego celem nie jest załatwienie tej czy innej kwestii a ciągłe podburzanie do chaosu i paraliżu państwa. Do wzbudzania ślepej nienawiści, podziału Polaków tak, by walcząc z sobą utracili instynkt samozachowawczy. To już kiedyś przerabialiśmy. Na ślepej nienawiści nie można zbudować niczego pozytywnego a ziejący nią tłum, krzycząc o wolności, wpada w straszniejszą tyranię, co wielokrotnie pokazała historia. Ale o to właśnie chodzi inspiratorom tych zadym i ich mocodawcom. Dążą do tego konsekwentnie już ponad dwudziestu lat.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama