Kolejna reforma

Skierowany do Sejmu projekt zmian w ordynacji wyborczej idzie niewątpliwie w dobrym kierunku, rewolucji jednak nie czyni. Ponadto kryje w sobie pewną wewnętrzną sprzeczność

Skierowany do Sejmu projekt zmian w ordynacji wyborczej idzie niewątpliwie w dobrym kierunku, rewolucji jednak nie czyni. Zmiany nie idą tak daleko, jak mogłyby pójść, a poza tym projekt zawiera pewną wewnętrzną sprzeczność. Nie na poziomie zapisów prawnych, lecz w sferze określenia celu proponowanych zmian i sposobów jego osiągnięcia.

Projekt zapowiada likwidację jednomandatowych okręgów wyborczych i wprowadzenie wszędzie wyborów proporcjonalnych. Celem ma być zapewnienie większej różnorodności poglądów wśród radnych. I choć jestem zwolennikiem okręgów jednomandatowych, rozumiem wybór takiego priorytetu. Jednocześnie przewidziane jest zmniejszenie ilości mandatów w okręgu wyborczym, a to powoduje efekt zupełnie odwrotny do uprzednio opisanego.

Mała ilość mandatów oznacza, że zabraknie ich dla mniejszych ugrupowań, pomimo przekroczenia przez nie progu wyborczego. Tak działa stosowany w Polsce (i nie tylko) sposób przeliczania oddanych głosów na mandaty, że im więcej mandatów do zdobycia, tym większe szanse dla małych komitetów wyborczych. Zmniejszenie ilości mandatów do podziału spowoduje, że w radach reprezentowane będą tylko największe ugrupowania i zdążać to będzie do znacznego ograniczenia różnorodności i wytworzenia się systemu dwupartyjnego. Słowo „dwupartyjny” należy wziąć tutaj w cudzysłów, bo w wyborach komunalnych często lokalne komitety zdobywają więcej głosów niż ogólnopolskie partie.

Szkoda, że autorzy projektu nie wyszli poza fałszywą alternatywę: okręgi jednomandatowe albo wybory proporcjonalne i nie zaproponowali systemu zwiększającego wpływ wyborców na skład rad gmin, miast i powiatów. Takie systemy działają już w niezbyt odległych krajach i można je dostosować do polskich warunków bez wymyślania prochu.

Ważną i pozytywną zmianą jest nowy sposób wyboru członków Państwowej Komisji Wyborczej. Ta instytucja wymagała przewietrzenia i nowe zasady to umożliwiają. Zapowiadają one odejście od wyznaczania członków przez prezesów najwyższych sądów spośród ich sędziów, czyli mieszania w tym samym kotle, i wprowadzenie wyboru 7 na 9 członków przez Sejm spośród prawników, mających kwalifikacje do wykonywania zawodu sędziego, czyli w praktyce spoza TK, SN i NSA.

Zmiany te umożliwiają wprowadzenie pewnego pluralizmu wśród członków PKW. A jeśli dodać do tego wybór „sejmowych” członków w sposób wymuszający obecnosć w PKW kandydatów zgłoszonych przez opozycję, to jest to to, o co chodzi. Obecność osób rekomendowanych przez różne i opozycyjne wobec siebie ugrupowania zdecydowanie zmniejsza możliwość zgodnego wpływania na wynik wyborów a tym samym zwiększa zaufanie do wyników pracy takiego gremium.

Szkoda, że twórcy projektu nie poszli za ciosem i nie zwiększyli roli „czynnika społecznego”, czyli udziału w pracach komisji wyborczych wyższego szczebla, łącznie z PKW, przedstawicieli komitetów wyborczych.

Dwudniowe wybory i głosowanie korespondencyjne znacznie zwiększają możliwość fałszowania wyborów, słusznie więc z nich zrezygnowano.

Pozostałe, techniczne zmiany w organizacji wyborów, jak przeźroczyste urny, internetowa transmisja z lokali wyborczych, czy liczenie oddanych głosów przez całą komisję jednocześnie, zwiększają transparentność procesu wyborczego i zaufanie wyborców, wpływają jednak w mniejszym stopniu na wiarygodność wyników prac komisji wyborczych. Nic nie zastąpi uczciwości jej członków i ich wzajemnego kontrolowania się.

A właśnie najmniej istotny szczegół — przeźroczyste urny wywołał najwięcej krytycznych wypowiedzi opozycji. Można to zrozumieć, bo do czegoś trzeba się przyczepić, by nie wyszło na to, że PiS stworzyło dobry projekt. Niemniej przypominanie, że przeźroczyste urny stosowane są w Rosji i wyciąganie z tego wniosku o zamiarze fałszowania wyborów, można rozpatrywać jedynie w kategoriach zaburzeń psychicznych.

A poważnie: niestety, autorom projektu zabrakło chyba odwagi, by sięgnąć po istniejące rozwiązania umożliwiające wyborcy sprawdzenie, czy jego głos został właściwie policzony, przy zachowaniu tajności głosowania.

Podsumowując: projekt Prawa i Sprawiedliwości rzeczywiście zwiększa przejrzystość wyborów i ogranicza możliwości ich fałszowania. Pozostawia jednak niedosyt i wrażenie niedopracowania. I tak już pewnie pozostanie. Zbliżający się termin wyborów uniemożliwia rozpatrywanie innych rozwiązań. Może następnym razem?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama