Z Lepperem po kraju

Dlaczego Samoobrona zyskuje w sondażach?

Uczciwie mówiąc, jednym realnym efektem sprawy Rywina jest, jak dotąd, rehabilitacja Jerzego Urbana mianowanego "sumieniem lewicy".

Narzekanie na jakość polskiego życia politycznego jest zajęciem tyleż powszechnym, co mało oryginalnym. Ponure chamstwo i niekompetencja, alianse zawierane dla kilku stołków czy kilku głosów w Sejmie zdają się być na porządku dziennym. Prasa przyzwyczaiła nas już do tego, że każdego dnia mamy okazję czytać o aferach, które w większości państw zachodnich doprowadziłyby do upadku rządu. A demonstranci - od policjantów, po zwolnionych niesłusznie robotników - krzyczą pod budynkami władzy: złodzieje, złodzieje, złodzieje...

W takiej atmosferze wyrasta wódz, lider i zbawca. Ten, który od początku wskazywał na złodziejstwo i pleniące się zło. Ten, który nigdy nie splamił się udziałem we władzy. Po prostu Andrzej Lepper.

Kiedy czyta się kolejne sondaże wskazujące na wzrost notowań Samoobrony i nieustająco wysoką pozycję Andrzeja Leppera w rankingu społecznego zaufania (a wierzy mu około 40 procent obywateli), to najchętniej odpowiadamy, iż wybierają go zawiedzeni, nieprzystosowani, niezamożni i tak dalej. A w głowie jawi się obraz niedomytego i zapijaczonego knajaka w gumofilcach. Pysznie - nie ma się czego obawiać, przecież tacy ludzie to jednak margines narodu. Otóż taki obraz jest kompletnie nieprawdziwy. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy przed wyborami moja córka, wówczas uczennica dość elitarnego liceum, opowiedziała mi, jak w najbardziej snobistycznym, warszawskim ogólniaku podczas uczniowskich prawyborów większość młodzieży zagłosowała właśnie na Leppera. A zabawa z licealistami została potraktowana bardzo poważnie. Do szkoły zjechała większość partyjnych liderów. Przemawiali, odpowiadali na pytania... "Zagłosowali na Samoobronę przez przekorę i dla żartu"? - dopytywałem się córki. - Nie. Jak najbardziej serio - brzmiała odpowiedź. Lepper był jedynym, który zamiast mowy-trawy rozmawiał z uczniami normalnym językiem, jedynym, który mówił o problemach rzeczywiście istotnych dla uczniów. Młodzi ludzie zachowali się racjonalnie. Podobnie jak wielu wyborców Andrzeja Leppera. Wcale nie należących do lumpenproletariatu. To w dużej części ludzie aktywni, którzy próbowali coś zrobić, założyć jakiś biznes, stanąć samodzielnie na nogi, co w rezultacie się nie powiodło. Czasem z powodów obiektywnych, a czasem w wyniku zderzenia z biurokracją lub łasymi na łapówki czynownikami. Nie bez powodu w klubie parlamentarnym Samoobrony jest najwięcej ludzi zamożnych, a także osób ściganych przez komorników lub sądy za nie zapłacone długi. Bo oni właśnie zagrali w grę rynkową i przegrali.

"Oni już byli"

Andrzej Lepper wyruszył w podróż po Polsce. Bez telewizyjnych kamer, bez zbytniego rozgłosu ma dziesiątki spotkań. Z wprawą zawodowego demagoga wyczuwa nastroje audytorium i obiecuje każdemu to, czego mu najbardziej potrzeba. Kiedy przyjeżdża do zwolenników SLD, to grzmi o potrzebie opodatkowania Kościoła, kiedy publiczność jest bardziej konserwatywna, to broni narodowych wartości. I wylicza złodziei, którzy rozkradli Polskę, dodając, że Balcerowicz musi odejść, a Leszek Miller, którego Samoobrona ratowała z niejednej parlamentarnej opresji, jest szkodnikiem. Do elity wrogów sprawnie dopisał wicepremiera Hausnera, a największy atut uczynił z hasła "oni już byli". W efekcie zyskuje nadzwyczajny poklask. Ludzie mający kłopoty z uzyskaniem pracy, a częściej jeszcze obawiający się jej utraty, zmęczeni korupcją i wreszcie cała ogromna rzesza obywateli przekonanych, iż klasa polityczna to szkodliwy pasożyt na zdrowym ciele narodu, daje się uwieść Lepperowi. Nie oszukujmy się. Lider Samoobrony kolejny atut w swojej kampanii uczyni z naszego wejścia do Unii Europejskiej. Miało być lepiej, a jest gorzej - powie. I całkowicie pokryje się to z powszechnym odczuciem. Bo będzie gorzej, przynajmniej dla części ludzi. Inni zaś przeczytawszy, iż jest gorzej, chętnie się zgodzą. Mechanizm budowania popularności Andrzeja Leppera z historii już znamy. Tak dochodził do władzy Adolf Hitler - politolodzy chętnie sięgają po podobieństwa stylu. A jeszcze bardziej jest to widoczne w wypadku rosyjskiego demagoga Władimira Żyrynowskiego. Ta sama gra na frustracji i zmęczeniu społecznym. Ta sama sprawność w posługiwaniu się argumentami. Ta sama umiejętność wzbudzania zbiorowych emocji.

Lepper jest niebezpieczny także dlatego, że nie ma programu. Opowieści o aresztowaniu wszystkich złodziei można sobie między bajki włożyć. Poglądy Leppera to mieszanka taniego etatyzmu z epoki gospodarki planowej z socjalistyczną mitologią równościową. Nic więcej. Przede wszystkim to jednak koncepcja wodza, który jednoosobowo zbawi Polskę. Koncepcja podważająca fundamenty demokracji. A kiedy dodamy do niej lepperowy rusofilizm i autentyczne przekonanie, że szansa Polski jest na Wschodzie, to otrzymamy mieszankę piorunującą, mogącą podważyć fundamenty polskiej demokracji.

Styl to polityka

Aby pokonać jeżdżącego po kraju Leppera, potrzebny jest sojusz mediów, uczciwych ruchów politycznych, organizacji obywatelskich, a także Kościoła. Sojusz skierowany nie tylko, a nawet nie przede wszystkim przeciwko Lepperowi, a przeciwko nieuczciwości w życiu publicznym. Najnowsze przykłady działań zachęcających do głosowania na Samoobronę, dosłownie z ostatnich dni - to koalicja rządowa z klubem Romana Jagielińskiego oraz dalszy ciąg afery Rywina. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z klasycznym przykładem politykierstwa. Za stanowiska kupuje się klub złożony z parlamentarnych wyrzutków, ludzi już to będących pod śledztwem prokuratorskim, już to obciążonych zarzutami politycznej niesprawności. Klub złożony głównie z emigrantów z SLD i Samoobrony. Na kilka głosowań to się opłaci. Na dłużej oznacza postępującą kompromitację polityki jako ohydnej korupcyjnej gry. I druga sprawa - słynne twarde dyski z komputerów Aleksandry Jakubowskiej. Czarno na białym widzimy z zapisów odzyskanych przez komputerowców, iż osoby zajmujące najwyższe stanowiska w państwie kłamały, zeznając pod przysięgą, że zaprzeczały oczywistym faktom. I nadal na swoich stanowiskach pozostają. Jakoś nie widać nawet, by zostały obłożone towarzyską infamią. Uczciwie mówiąc, jedynym realnym efektem sprawy Rywina jest, jak dotąd, rehabilitacja Jerzego Urbana mianowanego "sumieniem lewicy". Cóż, jaka lewica - takie sumienie, powie ktoś. Obawiam się wszakże, że to, co się dzieje, może być fragmentem niegłupio pomyślanego politycznego planu. Planu opartego na nadziei na sukces Samoobrony, przeciwko której będą musiały się zjednoczyć wszystkie "cywilizowane" siły polityczne. Tym sposobem skompromitowana SLD stałaby się nagle sojuszniczką PiS-u i Platformy Obywatelskiej. Już raz taki manewr się udał, kiedy Aleksander Kwaśniewski wyprowadził postkomunistów z izolacji, oferując Lechowi Wałęsie pomoc w obaleniu rządu Jana Olszewskiego. Nie powtarzajmy tamtego błędu. I przyglądając się politykom, zwracajmy uwagę na styl ich działania. Jeśli tego nie zrobimy, to premier Lepper nam pokaże.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama