Oślica Balaama, czyli o kazaniach w kościele

Dlaczego kazania w wielu parafiach kojarzą się ludziom z nudą, rozwlekłością i natrętnym dydaktyzmem?

"Idziemy" nr 39/2009

Renata Bakuła

Oślica Balaama, czyli o kazaniach w kościele

Dlaczego kazania w wielu parafiach kojarzą się ludziom z nudą, rozwlekłością i natrętnym dydaktyzmem? Przecież homilia według greckiego źródłosłowu ma być nawiązywaniem wszelkich kontaktów z ludźmi. Homiletikos to po grecku: miły, towarzyski.

Pewien ksiądz usiadł w konfesjonale w czasie Mszy. Nie miał penitentów, więc trochę z konieczności słuchał kazania kolegi – celebransa. Zdziwienie mieszało się ze złością, gdyż kaznodzieja mylił wątki, popełniał rażące błędy językowe i wydawało się, że nigdy nie skończy. Gdy ksiądz miał już wyjść z konfesjonału, podszedł do niego mężczyzna od początku Mszy stojący w kościele. Jakież było zdziwienie spowiednika, gdy okazało się, że impulsem do pojednania z Bogiem po wielu latach było właśnie to „niefortunne” kazanie.

Historyjka ta uczy pokory i dystansu. Uświadamia, że charakteryzując i oceniając – także krytycznie – kazania, należy uwzględnić odbiorcę – jego sytuację, wrażliwość, emocje. Często bywa przecież tak, że to właśnie my – słuchacze jesteśmy rozproszeni i zamknięci na Słowo. O tym jednak pewnie napisze któryś z księży.

I jeszcze jedno zastrzeżenie. Ze względu na potrzeby tekstu publicystycznego będę używać zamiennie słów kazanie i homilia. Mam jednak świadomość, że ich znaczenia nie są synonimiczne.

Wzorowe, więc trudne

Spróbuję odwołać się do własnego doświadczenia parafialnego, rekolekcyjnego, pielgrzymkowego, a także zawodowego. Pracuję jako polonistka w szkole prowadzonej przez zakonników. Od kilku lat przekazuję moim uczniom także wiedzę z retoryki. Wydaje się, że powinnam w kwestii kazań być specjalistką.

Z kazaniami jest trochę tak jak z uczniami. Po latach pamięta się albo tych wzorowych, albo tych, najdelikatniej mówiąc, „trudnych”. Pamiętam najkrótsze kazanie, wygłoszone w Środę Popielcową w kościele akademickim na KUL-u. Ksiądz powiedział tylko jedno zdanie: „Przepuść Panie, przepuść, KUL-owi swojemu” i… usiadł.

Do dziś pamiętam też początek pielgrzymkowej konferencji o rodzinie: „Byli sobie dziad i baba – bardzo starzy oboje”.

Na pewno każdy kaznodzieja chce trafić do odbiorcy. Nie wszystkim, niestety, to się udaje. Niezależnie jednak od charyzmy i talentu każdy ksiądz może i powinien nauczyć się rzemiosła, posiąść podstawowe umiejętności retoryczne i słuchać tych, do których mówi!

O tym, że kościół jako instytucja dostrzega problem – a może kryzys? – homiletyki, świadczy utworzenie, jedynej w Polsce, Szkoły Kaznodziejów w Krakowie. Jej kierownikiem jest ks. prof. Wiesław Przyczyna. Już kilka lat temu zauważał, że główną wadą kazań jest oderwanie od życia i rozwlekłość. Diagnoza nadal aktualna. Wiele kontrowersji wzbudziła zredagowana wspólnie z ks. Maciejem Kubiakiem książka, wydana w 2008 r. w Księgarni Świętego Wojciecha, „Ściągać czy nie ściągać? O pomocach do homilii i kazań”. Wynika z niej, że rośnie procent kapłanów ściągających homilie z sieci. Opanowali do perfekcji opcję „kopiuj/wklej” i… mów bez zrozumienia. Podobnie jak moi uczniowie, nie umieją oni korzystać z dobrych wzorów, a przecież gotowe materiały mogą być pomocą i inspiracją w przygotowaniu własnej wypowiedzi.

Treść, czyli co pomyśli głowa

O czym ma być kazanie? Najprościej mówiąc, o Panu Jezusie i Ewangelii, czyli Dobrej Nowinie. Dobrą homilię powinny charakteryzować dwie cechy: wierność Bogu i znajomość problemów człowieka. Tematem może być więc wszystko, co dotyczy ludzkiego losu. Często słyszę opinię: „znów ksiądz politykował na kazaniu”. Mnie także rażą kazania bezpośrednio odnoszące się do bieżącej polityki, w których padają nazwy konkretnych partii czy nazwiska polityków. Jednak polityka rozumiana jako „roztropna troska o wspólne dobro” może i powinna być tematem kazań.

Najgorzej jednak jest wtedy, gdy w kazaniu brak wyraźnie sprecyzowanego tematu. Księży gubi dość powszechne mniemanie, że zawsze coś się powie. Nauczyciele, szczególnie z długim stażem, też tak często myślą. Brak tematu to jeden mankament, ale za dużo wątków – też niedobrze. O takich „przeładowanych” kazaniach ks. Jan Twardowski żartobliwie pisze:


”homilie jak ciężkie indyki
jakby ktoś przyszedł porozmawiać z nikim…”
(z wiersza „Bez indyków”)

Słuchacz choruje potem na „niestrawność” i… omija kościół szerokim łukiem.

Lekarstwem może być przemyślana, trójdzielna kompozycja – jak w szkole – wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tylko raz słuchałam tak przygotowanego kaznodziei, który zapowiadał w punktach treść homilii i konsekwentnie się ich trzymał. Dzięki niemu usłyszałam też o św. Efremie. Modlitwą do niego rozpoczynała się każda homilia rekolekcjonisty, a jej mądre słowa włączyłam do porannego pacierza:


Panie i Mistrzu mojego życia,
uwolnij mnie od gniewu, krytyki i szemrania,
od niezdrowej ciekawości, ambicji i czczych rozmów.
Udziel mi ducha prostoty, pokory, cierpliwości i miłosierdzia.
Błagam Cię, spraw, abym poznał moje wady oraz grzechy
I nigdy nie osądzał moich braci.
Panie mój i Boże, bądź uwielbiony na wieki wieków. Amen.

Forma, czyli „język giętki”

Wielowątkowe kazanie z natury rzeczy jest nie tylko mało komunikatywne, ale i długie. Lepiej, by u słuchacza zostało uczucie niedosytu niż ulgi: „dobrze, że już skończył”. Wydaje mi się, że homilia nie powinna zdominować innych części liturgii. Z mojego doświadczenia wynika, że 10–12 minut to optymalny czas. Wyjątkiem mogą być kazania okolicznościowe, wygłaszane w czasie uroczystości religijnych lub religijno-państwowych. Wtedy można sobie pozwolić na bardziej rozbudowaną wypowiedź.

Posługiwanie się językiem zrozumiałym dla odbiorców to kolejny – poza zwięzłością – podstawowy postulat w literaturze homiletycznej. Tyle teoria, a w praktyce? Kazania są albo przeładowane terminami teologicznymi, albo mówione językiem zbyt potocznym. Pierwszy „teologiczny żargon” jest po prostu niezrozumiały, drugi często zbyt ubogi, a nawet prymitywny, żeby wyrazić prawdy wiary.

Przestrzegam też przed przerostem formy nad treścią. Atrakcyjność tak, ale nie za wszelką cenę! Zawsze warto zadać sobie pytanie, czemu mają służyć użyte w kazaniu „ozdobniki” czy pokazywane gadżety. Część winy ponoszą też odbiorcy przyzwyczajeni przez media do tego, co atrakcyjne i zabawne. Księża starają się odpowiedzieć na takie zapotrzebowanie, niestety, nie zawsze fortunnie i… zamiast głosić Słowo, zabawiają wiernych. Ci z kolei są oporni i odporni na poważne i głębsze przemyślenia.

Oczywiście, język trzeba dostosować do słuchacza, ale umiar i w tym względzie byłby wskazany. Językoznawca profesor Jerzy Bralczyk radzi nie tylko kapłanom: „Myśl o tym, o czym mówisz, nie tylko o tym, jak mówisz – inaczej zatracisz prawdziwość i spontaniczność”. Ja dodam jeszcze – bez tych cech nie będziesz wiarygodnym świadkiem i uczniem Jezusa A On:


„… na śmierć rozebrany
bosy,
prosi o słowa świeże
wilgotne od rosy”
(ks. J. Twardowski, inny fragment wiersza „Bez indyków”)

Forma i treść, czyli odpowiedzialność za Słowo

Na koniec jeszcze coś z „polonistycznego podwórka”, czyli poprawność językowa. Błędne akcentowanie, błędy w odmianie wyrazów i budowie zdań, to tylko niektóre z uchybień.

Drodzy kaznodzieje! Starajcie się „włączać” (NIE włanczać) wiernych w śpiew. W ogłoszeniach zaś poinformujcie o nabożeństwie odprawianym po prostu w maju (a NIE „w miesiącu maju”). Zachęcajcie, aby wziąć (NIE wziąść) w nim udział.

Homilia czy kazanie to nie są tylko zwykłe rodzaje przemówień – nie można zapomnieć o ich głównej funkcji, przepowiadaniu Słowa Bożego. Ryzyko niezrozumienia czy nawet odrzucenia jest w nią wpisane. Nawet św. Paweł narzekał na słuchaczy, a oni zarzucali mu, że mówi zbyt rozwlekle. Wygląda na to, że od czasów Apostoła Narodów niewiele się zmieniło.

W mojej ocenie księża mówią coraz lepsze homilie. Jest wielu kaznodziejów charyzmatycznych, przykuwających uwagę, skłaniających do refleksji, odpowiedzialnych za Słowo. Zdarza mi się jednak słuchać kazań słabych, nieprzemyślanych i płytkich. Co robię, żeby powściągnąć emocje? Korzystam z rady mojego szkolnego kolegi, dziś jezuity i przypominam sobie historię opisaną w Księdze Liczb (22,1–25). Świadomość, że Pan Bóg przemówił nawet przez oślicę Balaama bywa krzepiąca, a na pewno pomaga ukoić skołatane nerwy i wytrwać do końca liturgii.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama