Rozmowa na temat świąt Wielkanocnych
Wielkanoc to zaproszenie do tego, by włączyć się
w najpiękniejszą historię miłości we wszechświecie.
- Księże Marku, pragnę zapytać o sens Świąt Wielkanocnych. Pogłębione rozumienie tych Świąt to przecież ważny sprawdzian bycia chrześcijaninem. Czy Wielki Tydzień jest wielki dlatego, że Chrystus umarł na krzyżu, czy też dlatego, że zmartwychwstał?
Ani jedno, ani drugie wydarzenie nie jest tu najważniejsze...
- Zaczyna się ciekawie. W takim razie co sprawia, że Wielki Tydzień jest wielki?
Otóż najważniejszym powodem świętowania Wielkiego Tygodnia jest to, że Chrystus nas kocha. Na krzyżu zostało zabitych wielu ludzi, ale to nie jest powód do tego, by ich wspominać w liturgii Kościoła. Nawet zmartwychwstanie Jezusa — chociaż wydarzyło się tylko raz w całej historii ludzkości — nie byłoby dla nas ważne, gdyby Ten, który zmartwychwstaje, nas nie kochał. Zmartwychwstanie kogoś, kto nie kocha, nie byłoby powodem do świętowania, ani nie miałoby związku z historią zbawienia. Zmartwychwstanie kogoś, kogo żeśmy skrzywdzili, byłoby raczej powodem do przeraźliwego strachu z naszej strony. I rzeczywiście, spotykając Zmartwychwstałego Jezusa, apostołowie początkowo bali się, gdyż nie byli pewni, czy po tym wszystkim, co ludzie zgotowali Bogu, Syn Boży będzie jeszcze nas kochał. Wielki Tydzień jest wielki dlatego, że ukazuje nam Tego, który kocha człowieka wielką, największą miłością we wszechświecie! Dla dojrzałych chrześcijan jedynym powodem do świętowania jest miłość!
- Wobec tego, dlaczego symbolem chrześcijaństwa jest krzyż a nie na przykład serce?
Otóż symbolem chrześcijaństwa nie jest krzyż! W centrum chrześcijaństwa jest zawsze Chrystus! Dojrzały chrześcijanin nie adoruje krzyża, lecz Tego, który kocha nas nawet wtedy, gdy przybijamy Go do krzyża. Krzyż bez Chrystusa jest dla nas czymś obojętnym w wymiarze religijnym. W przeciwnym przypadku wyznawców Chrystusa trzeba byłoby nazywać „krzyżowcami” (albo „krzyżakami”), a nie chrześcijanami. Pragnę powtórzyć raz jeszcze, że chrześcijaństwo jest religią miłości, a nie religią krzyża czy cierpienia. Naszym zadaniem jest być wiernymi Bogu, Jego miłości, prawdzie i radości. Także wtedy, gdy wierność Bogu, który jest prawdą, miłością i radością, oznaczać będzie dźwiganie jakiejś formy krzyża, na przykład wtedy, gdy ktoś nas krzywdzi lub gdy doświadczamy jakiejś choroby czy innej formy cierpienia. Najbardziej adekwatnym graficznym symbolem chrześcijaństwa jest rzeczywiście serce. Może zbyt rzadko rysujemy właśnie serce na oznaczenie miłości Boga do człowieka. Na szczęście Chrystus jest dla nas nieustannie otwartym sercem. On kocha nas także wtedy, gdy Jego serce przebijamy włóczniami zła i grzechu.
- Z tego, co Ksiądz mówi wynika, że cierpienie wcale nie jest nam do zbawienia potrzebne!?
Ależ oczywiście, że cierpienie nie jest nikomu z ludzi potrzebne ani do świętości, ani do zbawienia. Przy końcu życia doczesnego Chrystus nie zapyta nas w ogóle o to, czyśmy cierpieli. Zapyta nas jedynie o to, czyśmy kochali! Wielki Piątek upewnia nas o tym, że nawet droga krzyżowa pozostaje drogą błogosławieństwa, jeśli tylko trwamy w miłości pomimo cierpienia. Kto kocha — nawet jeśli w ogóle nie cierpi! - ten pozostaje na drodze zbawienia. Kto natomiast cierpi, ale nie kocha, ten znajduje się na drodze rozpaczy doczesnej i wiecznej. Co więcej, to właśnie droga przyjemności, bogactwa czy sławy — jeśli nie jest połączona z drogą ofiarnej miłości — zwykle szybko zamienia się w drogę grzechu, uzależnień i rozpaczy. Pamiętajmy o tym, że każda droga krzyżowa ma swój kres, lecz miłość Boga do człowieka jest bezkresna. Podobnie jak — niestety — wieczny może być egoizm, na jaki skazuje samego siebie ten człowiek, który decyduje się na egoizm doczesny.
- Jednak często powtarzamy twierdzenie, że zbawienie przyszło przez krzyż. Śpiewamy nawet o tym w jednej z bardzo popularnych pieśni wielkopostnych...
To prawda, jednak mamy tu do czynienia ze skrótem myślowym. Zbawienie nie może przyjść przez krzyż, gdyż zbawienie przychodzi od Boga, a tymczasem krzyż wymyślili ludzie. Zbawienie to przynależność do wspólnoty tych, którzy kochają, czyli tych, którzy naśladują Boga. Tego Boga, który kocha, gdyż jest miłością. Zbawienie przychodzi zawsze od Boga. Krzyż Chrystusa (i tylko Jego krzyż!) jest dla nas wyjątkowo cenny nie jako znak cierpienia, lecz jako miejsce, na którym Syn Boży okazał nam miłość do końca, za cenę życia! Zbawienie przyszło przez Miłość, która na krzyżu objawiła się nam w takiej pełni i w sposób tak heroiczny, że każdy z nas ma szansę zachwycić się tą miłością i zacząć kochać. A ten, kto kocha, przyjmuje zbawienie, czyli wchodzi na taką drogę życia, która prowadzi do wiecznego życia w miłości.
- Zauważyłam, że Ksiądz posługuje się w naszej rozmowie słowem „zbawienie”. Tymczasem w Biblii, zwłaszcza w listach świętego Pawła, często pojawia się termin „odkupienie”. Jeśli nie zbawienie, to może w takim razie odkupienie dokonuje się w oparciu o cierpienie, a nie jedynie mocą miłości? Może rzeczywiście trzeba było — jak twierdzą niektórzy teolodzy — by Syn Boży swoim cierpieniem wynagrodził Bogu Ojcu za nasze grzechy i wykupił nas z mocy zła?
Święty Paweł — jak każdy z nas — był dzieckiem swoich czasów. A w tamtych czasach istniało jeszcze niewolnictwo. Było ono okrutną formą poniżenia człowieka stworzonego do życia w wolności dzieci Bożych. Autorzy biblijni mieli świadomość, że istnieje jeszcze bardziej okrutna forma niewolnictwa, a mianowicie pozostawanie w niewoli grzechu. Niektórzy teolodzy w przeszłości rzeczywiście wysuwali hipotezę, że Jezus musiał mocom zła zapłacić za nas jaką formę wykupu albo że musiał wynagrodzić Ojcu za grzechy ludzkości. To były jednak czysto ludzkie spekulacje, oparte na przerzucaniu na Boga postaw typowych dla relacji między ludźmi. Niewolnik musiał się wykupić. Musiał zapłacić coś swemu panu, by uzyskać wolność. Tymczasem wykupienie się z niewolnictwa grzechu nie wymaga niczego innego, jak tylko tego, by zacząć kochać. I tego właśnie uczy nas Chrystus.
- Co w takim razie stanowi istotę Świąt Wielkanocnych?
To proste. Istotą tych Świąt jest zachwycanie się Bogiem, który nad życie kocha człowieka! Wielkanoc to świętowanie najpiękniejszej historii miłości, jaka kiedykolwiek wydarzyła się we Wszechświecie. To historia Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Jezusa, który upewnia nas o tym, że Bóg nie przestaje kochać człowieka nawet wtedy, gdy sam nie jest przez nas kochany, a nawet wtedy, gdy przybijamy Go do krzyża. Najważniejszym powodem do świętowania Wielkanocy nie jest to, że Jezus umarł i zmartwychwstał lecz to, że nas kocha! Wielkanoc to historia przyjaźni silniejszej niż krzywda, cierpienie i śmierć. To historia Skrzywdzonej Miłości, która nas zachwyca, porusza i przemienia. To historia, której nie jesteśmy jedynie świadkami, lecz uczestnikami. Wielkanoc to przecież osobista historia każdego z nas. To właśnie Ty, ja i każdy człowiek jest kochany przez Boga nad życie. Dosłownie! Nie w przenosi!
Wielkanoc to dla każdego człowieka szansa na spotkanie z Bogiem, który ratuje nas od najbardziej podstępnej i niebezpiecznej formy śmierci, jaką jest śmierć niewidzialna z zewnątrz. Śmierć niewidzialna to śmierć, która przybiera postać egoizmu i osamotnienia. To umieranie w nas tego, co Boże i święte. To agonia człowieczeństwa. Ta podstępna, niewidzialna śmierć grozi codziennie każdemu z nas. Wielkanoc jest szansą na radosne spotkanie ze Zmartwychwstałym, który do nas powraca nie po to, by się „pochwalić” swoim zwycięstwem nad śmiercią lecz po to, by nas upewnić o swojej miłości. O tej miłości, która ratuje nas przed każdym rodzajem śmierci: fizycznej, duchowej, moralnej, społecznej...
- Co jest początkiem Świąt Wielkanocnych: Niedziela Palmowa, Triduum Paschalne czy może liturgia Wielkiej Nocy?
Początkiem Świąt Wielkanocnych jest Boże Narodzenie! Syn Boży stał się człowiekiem, mimo że od początku wiedział, jaki los zgotują Mu ludzie tej ziemi, na jak wielką próbę wystawią Boga, który kocha człowieka. Betlejemski żłób oparty był na skrzyżowanych stojakach. To była zapowiedź Golgoty i krzyża. A sam żłób, który stał się kołyską Bożego Dziecięcia, to przecież miejsce, w którym znajdował się pokarm dla zwierząt. To zapowiedź, że przychodzący Bóg-Człowiek stanie się pokarmem dla ludzi.
- Niedziela Palmowa przypomina nam o tym, jak bardzo zmienna jest postawa ludzi wobec Boga, który nigdy nie zmienia postawy wobec człowieka. O tej właśnie postawie Boga do człowieka opowiada Triduum Paschalne, które rozpoczyna się w Wielki Czwartek...
Liturgia Wielkiego Czwartku przypomina nam o niezwykłej fantazji Boga, który kocha człowieka. W czasie wieczornego posiłku Jezus już wiedział, że tej nocy pozwoli się aresztować i skazać na śmierć krzyżową, zarezerwowaną dla największych zbrodniarzy. Już wcześniej arcykapłani próbowali Go aresztować i zabić, lecz Jezus przechodził obok nich z taką mocą i pewnością siebie, że nikt nie śmiał podnieść na Niego ręki. Tym razem wiedział, że już nie będzie się bronił, bo chciał nas upewnić, że kocha nas do końca, na zawsze, za wszelką cenę i zupełnie niezależnie od tego, czy my kochamy. Ale zanim udał się do Ogrójca na ostatnią ziemską rozmowę z Ojcem Niebieskim, w swej niezwykłej wyobraźni miłości znalazł sposób, by z nami pozostać! Odtąd Eucharystia jest miejscem, w którym obecności i miłości Chrystusa mogą doświadczać ludzie ze wszystkich pokoleń i narodów.
Wielki Czwartek to wspomnienie Syna Bożego, który nazywa nas swymi przyjaciółmi i który obmywa nogi uczniom. Odtąd już wiemy, że chrześcijanin nie wierzy w jakąś abstrakcyjną ideę miłości, lecz w najbardziej Niezwykłą Osobę, która kocha najbardziej niezwykłą miłością we Wszechświecie. Chrześcijaństwo to nie wiara w jedną z licznych doktryn religijnych, ale to zaufanie do Jedynego Zbawiciela człowieka. To zaufanie na życie i śmierć.
- Eucharystia to najbardziej niezwykły sakrament. Większość pozostałych sakramentów udzielana jest w czasie sprawowania Eucharystii. Czy można w prosty sposób wyjaśnić znaczenie tajemniczo brzmiącego słowa „sakrament”?
Tradycyjnie definiujemy sakramenty jako skuteczny i widzialny znak niewidzialnej łaski. Takie określenie może być jednak dla wielu osób mylące, gdyż wzięte jest ze świata rzeczy, a nie osób, a ponadto sugeruje niemal magiczne działanie sakramentów, a zatem działanie niezależne od świadomości i współpracy człowieka. Z tego względu warto opisywać sakramenty święte w sposób, który respektuje fakt, że każdy z sakramentów najpierw i przede wszystkim oznacza spotkanie Boga z człowiekiem. W perspektywie personalistycznej sakramenty to powtarzanie w naszych czasach tego, czego dokonywał Chrystus wobec ludzi, których spotykał w czasie swojej widzialnej obecności na ziemi. On przemawiał wtedy z mocą, uzdrawiał chorych, odpuszczał grzechy pokutującym, umacniał ludzi szlachetnych, upominał błądzących. Wszystkim pomagał iść drogą nawrócenia i świętości. Uczył realistycznie myśleć i mądrze kochać. Przywracał nadzieję. Wyjaśniał sens ludzkiego życia a także sens Dziesięciu Przykazań.
To wszystko Chrystus czyni również w naszych czasach i będzie czynił w każdej kolejnej epoce. Sakramenty to moc wychodząca z Chrystusa, który żyje na wieki. To arcydzieła miłości Boga, który działa w ustanowionym przez siebie Kościele na znak swego nowego i wiecznego przymierza z ludźmi. Celem sakramentalnego spotkania jest umocnienie człowieka Bożą obecnością, prawdą i miłością, aby każdy z nas mógł żyć w sposób błogosławiony i radosny, czyli święty. Skutki sakramentów nie pojawiają się w sposób magiczny, ale zależą od usposobienia i dojrzałości człowieka, który spotyka się z Bogiem w danym sakramencie.
- W Wielki Piątek upewniamy się o tym, że jak daleko jest śmierć od życia, tak Bóg jest blisko człowieka...
Bardzo trafnie ujęłaś tę radosną prawdę o bezwarunkowej i nieodwołalnej obecności Boga w życiu człowieka! Przybity do krzyża Syn Boży potwierdza raz na zawsze, że każdego z nas kocha w każdej sytuacji i do końca. Bóg traktuje nasz los doczesny i wieczny ze śmiertelną powagą! Stwórca gotów jest zapłacić dosłownie każdą cenę, byle tylko pomóc nam w przyjęciu Jego miłości i w dorastaniu do świętości. Jezus Chrystus - Całkowicie Niewinny i Najbardziej Skrzywdzony w dziejach ludzkości — wziął na siebie krzyż cierpienia po to, by nikt z nas krzyża już nie dźwigał. To jest Jego marzenie! Jeśli Mu uwierzymy i zaczniemy odnosić się do siebie nawzajem z taką miłością, jakiej On nas nauczył, to z powierzchni ziemi znikną wszystkie krzyże i cierpienia. W Wielki Piątek upewniamy się o tym, że Bóg obdarzył nas nie tylko prawdziwym życiem, ale też prawdziwą wolnością. Aż tak prawdziwą, że jesteśmy w stanie w śmiertelny sposób skrzywdzić Nieśmiertelną Miłość. Tylko wtedy, gdy dysponujemy aż tak prawdziwą wolnością, jesteśmy w stanie dokonywać rzeczywistych wyborów. Możemy zdecydować się na to, by kochać. Bezwolne marionetki nie mogą nikogo skrzywdzić i nikomu nie zadają cierpienia. Ale też nikogo nie są w stanie pokochać.
Ponieważ dysponujemy prawdziwą wolnością, to jesteśmy naprawdę odpowiedzialni za to, co czynimy z otrzymanym od Boga skarbem życia. Każdy z nas decyduje nie tylko o swojej teraźniejszości, lecz także o swojej wieczności. Bóg nigdy nie lekceważy naszego losu. W Wielki Piątek uczynił aż za dużo po to, by każdy z nas z powagą potraktował własne istnienie. Tymczasem wielu ludzi lekceważy swój los oraz los bliskich sobie osób. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś z nas postępuje w oparciu o coś tak zawodnego, jak subiektywne przekonania albo gdy kieruje się popędami, instynktami czy uczuciami zamiast prawdą, miłością i odpowiedzialnością.
- W Wielki Piątek odkrywamy coś wyjątkowo ważnego: Ten, który jest najbardziej niewinny w historii ludzkości, jest jednocześnie Tym, który najbardziej kocha...
Tak! Dzięki Chrystusowi, który najbardziej kocha, krzyż - znak zbrodni, okrucieństwa i hańby — stał się znakiem miłosiernej miłości i nadziei nawet wbrew nadziei. Bóg zupełnie zaskoczył nas wtedy, gdy zdecydował się przyjąć nie tylko ludzkie ciało, ale też ludzki krzyż. Odtąd krzyż zastanawia i zdumiewa człowieka w każdej epoce i w każdej cywilizacji. Krzyż stał się bowiem wyrazem tajemnicy, która jest większa od krzyża. Jednocześnie krzyż pozostaje znakiem niepokojącym, bo przecież krzyż Chrystusa nie jest tym samym, co krzyż złoczyńców, którzy razem z Nim zostali ukrzyżowani.
Święty Paweł miał świadomość tego, że głosi Chrystusa Ukrzyżowanego, który dla jednych ludzi jest głupstwem, a dla innych zgorszeniem. Gorszą się krzyżem ci, którzy marzą o przemocy miłości, czyli o zwycięstwie dobra nad złem kosztem wolności i godności człowieka. Bóg tak „kochający” rzeczywiście nigdy by się nie pozwolił ukrzyżować. Ale też nie byłby Bogiem, który jest miłością i który poważnie traktuje nas i naszą wolność. Z kolei za głupstwo uważają krzyż Chrystusa ci, którzy szydzą z Ukrzyżowanego, gdyż są wyznawcami znacznie mniejszej „miłości”. Głoszą miłość na miarę ich własnego serca oraz ich własnych aspiracji: miłość niewierną i niepłodną, miłość prymitywną i odwołalną. Taka mała i rozrywkowa „miłość” też z pewnością nigdy nie pozwoliłaby się przybić do krzyża.
Jako źródło mądrości i umocnienia mogą traktować krzyż wyłącznie ci ludzie, którzy zrozumieli logikę Bożej miłości. Tej miłości, która jest cierpliwa i łaskawa; która nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, która nie cieszy się z niesprawiedliwości lecz szuka prawdy, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma; która nigdy nie ustaje (por. I Kor 13, 4-8). Tylko taka miłość silniejsza jest niż grzech i śmierć. I o taką właśnie miłość wszyscy zostaniemy zapytani wtedy, gdy przejdziemy z życia do Życia i gdy staniemy twarzą w twarz z Bogiem-Miłością.
Jednakże również ci, którzy chlubią się krzyżem Chrystusa, stoją przed zadaniem nieustannego zagłębiania się w tajemnicę krzyża Syna Bożego, a także w tajemnicę krzyża ludzi tej ziemi. Ten drugi krzyż, nasz ludzki krzyż, często okazuje się jeszcze trudniejszy do zrozumienia niż ten z kalwaryjskiego szczytu. Łatwo tu o uproszczenia, o naiwność, a nawet o bezduszne interpretacje. Chrystus wolał się raczej pozwolić przybić do krzyża niż wycofać miłość do człowieka. Jego krzyż jest konsekwencją wiernej miłości.
- Jaki sens mają w takim razie krzyże i cierpienia człowieka?
Czasami również te nasze, ludzkie krzyże są ceną za miłość: za miłość małżeńską, rodzicielską, kapłańską, za miłość odpowiedzialnego wychowawcy i wiernego przyjaciela, za miłość patrioty i człowieka sprawiedliwego, za miłość człowieka, który wprowadza pokój, który przebacza, który kocha nawet nieprzyjaciół, który staje się dla innych bezinteresownym darem z samego siebie, który kocha tak, jak Chrystus nas pierwszy pokochał. Wtedy krzyż jest rzeczywiście ceną za miłość, ceną za naśladowanie Chrystusa, a droga krzyżowa nie odbiera nam pokoju, jakiego ten świat dać nie może.
Jednak nasze ludzkie krzyże nie zawsze są ceną za miłość, a ich dźwiganie nie zawsze oznacza kroczenie drogami trudnego błogosławieństwa. Czasami krzyż, który dźwiga człowiek, jest ceną za grzech. Taki krzyż może nie skończyć się nawróceniem, czyli zmartwychwstaniem miłości lecz może prowadzić do kolejnych upadków. Może zniechęcić, załamać, odebrać resztki nadziei. Może pogrążyć w rozpaczy albo prowadzić do buntu. To o takich właśnie krzyżach mówią najchętniej stacje telewizyjne i radiowe. To takie właśnie krzyże opisują z okrutną dokładnością współcześni dziennikarze: „poprawni” politycznie i „nowocześni”. Dla nich jedynym tematem tabu jest dobro, prawda i piękno. Mają oczy, a nie widzą, że to właśnie ich gazety i ich artykuły zachęcają kolejne pokolenie ludzi do powtarzania dramatu minionych pokoleń. Tacy ludzie kpią sobie nie tylko z Chrystusowego krzyża, ale też z krzyża drugiego człowieka. A w obliczu cierpienia, do którego sami się przyczyniają, mówią o „milczeniu” Boga i o tym, że to On jest winny za wszelkie zło tego świata.
Tymczasem to nie Bóg zsyła nam krzyże. On zsyła nam jedynie Swojego Syna, który jest Miłością i Prawdą. Wszystko inne nie jest dziełem Boga. Bóg jest niewinny i to nie On wymyślił krzyż. Krzyż wymyślili ludzie. Ludzie uważani za cywilizowanych i postępowych. Ci, którzy mieli władzę na tej ziemi. Każdy człowiek, dla którego Ukrzyżowany jest zgorszeniem lub głupstwem, wkłada nowy ciężar krzyża na własne ramiona i na ramiona drugiego człowieka. I będzie nadal zsyłał cierpienie sobie samemu i innym ludziom dopóty, dopóki będzie przekonany, że bez pomocy Boga potrafi odróżnić dobro od zła. Dopóki — jak syn marnotrawny — będzie odchodził od Ojca w pogoni za iluzją łatwego szczęścia. Dopóki cierpienie i rozczarowanie nie otworzą mu oczu. Dopóki nie pokocha Boga, który jest miłością.
Ukrzyżowany Jezus upewnia nas o tym, że wiele jest dróg, które prowadzą do nieszczęścia, ale do szczęścia prowadzi jedynie droga miłości. Bóg pozwolił przybić się do krzyża po to, byśmy w Boży sposób radzili sobie z cierpieniem, które nigdy nie pochodzi od Niego. To nie droga krzyżowa lecz droga kłamstwa i egoizmu jest drogą przekleństwa. Chrześcijanin kocha nawet tych, którzy zadają mu cierpienie, ale nie kocha cierpienia.
- Czy w obliczu niewinnego cierpienia człowiek wierzący w Boga ma prawo wykrzyczeć swój ból w obliczu Boga, który przecież nigdy nie zsyła nam cierpienia?
Oczywiście, że ma takie prawo. Ma nawet prawo jeszcze większe — prawo do buntu wobec niewinnego Boga. To całkiem zrozumiałe, że gdy skrzywdzi nas człowiek albo gdy krzywdzimy samych siebie, to biegniemy z naszym cierpieniem i z naszymi pytaniami do Tego, który rozumie i kocha człowieka. Do kogóż innego mielibyśmy wtedy iść? Im bardziej niewinne dotyka nas cierpienie, tym bardziej nas ono boli. Na szczęście Jezus to wielki realista. On sam przecież wykrzyczał wobec Ojca swój bunt na krzyżu: Boże mój, czemuś mnie opuścił? To był jednak tylko bunt w sferze emocji. Jezus bowiem świetnie wiedział o tym, że Ojciec nigdy Go nie opuścił i nie opuści! Właśnie dlatego po wykrzyczeniu bólu, Jezus potwierdza swoje nieodwołalne zaufanie wobec Ojca: W ręce Twoje oddaję ducha mego!
- Czy można powiedzieć, że Noc Zmartwychwstania to święto Największej Miłości w dziejach człowieka?
Z całą pewnością tak właśnie jest! Stwórca nie tylko zapoczątkował historię ludzkości wtedy, gdy stworzył nas na swój obraz i podobieństwo i gdy tchnął w nas coś z siebie, a zatem coś ze swojej miłości. Dla Boga historia stworzenia pozostanie na zawsze historią miłości. A gdy pierwsi ludzie zgrzeszyli i odeszli od Boga, wtedy Stwórca zamienił pełną miłości historię stworzenia w jeszcze bardziej pełną miłości historię zbawienia! Nie jest więc czymś przypadkowym to, że w liturgii Wielkiej Nocy czytamy biblijne opisy dziejów człowieka. Na początku tych dziejów Bóg objawia nam prawdę o naszej sytuacji doczesnej. Ponieważ jesteśmy naprawdę wolni, to stoimy wobec prawdziwego wyboru: możemy pójść drogą błogosławieństwa i życia lub drogą przekleństwa i śmierci. Bóg czyni wszystko, byśmy wybrali drogę błogosławieństwa i życia. Najpierw daje narodowi wybranemu Dekalog właśnie po to, by wychodząc z jednej niewoli, nie wpadł w następną niewolę, w niewolę jeszcze bardziej podstępną, w niewolę grzechu. A gdy nadchodzi pełnia czasów, Bóg sam staje się Drogą! Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Syn Boży upewnia nas o tym, że warto kochać zawsze i za każdą cenę. Miłość bowiem zawsze jest i będzie zwycięska!
- W Niedzielę Wielkanocną czytamy Ewangelię o pustym grobie...
Pusty grób, do którego przebiega Piotr i Jan, to nie tylko pierwszy znak, jaki Zmartwychwstały kieruje do swoich uczniów. To także symbol przerażającej pustki, w jaką popadają ludzie wtedy, gdy brakuje wśród nich Boga. Bez Boga wszystko wydaje się człowiekowi puste, bezsensowne i przeraźliwe. Bez Boga stajemy się tak bezradni i zagubieni, jak małe dziecko nagle pozbawione kochających rodziców. Możemy przetrzymać każdą próbę i każde cierpienie pod jednym warunkiem: że z nami jest Ten, który kocha i który uczy kochać. Zmartwychwstały Jezus świetnie o tym wie i dlatego pozostaje z nami na zawsze po to, byśmy każdego dnia od nowa mogli doświadczać Jego miłości. On codziennie zaprasza nas do tego, byśmy stawali się Jego uczniami.
Być uczniem Chrystusa to być tym, który kocha. Oto najkrótsza definicja chrześcijanina: ten, który kocha! Jednak przy tak syntetycznej definicji pojawia się uzasadnione pytanie: a co to znaczy kochać? Niezawodną odpowiedzią jest Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Chrystus! Kochać to naśladować Jego słowa i czyny. Kochać to — podobnie jak On — z radością wspierać ludzi szlachetnych, stanowczo upominać błądzących i z nieustraszoną odwagą demaskować ludzi faryzejskich i cynicznych. Dojrzały chrześcijanin to zatem ktoś nie tylko niezwykle dobry, ale też niezwykle mądry! W tym podwójnym wymaganiu - dobrej mądrości i mądrej dobroci — dostrzegamy po raz kolejny wielki realizm chrześcijaństwa. Bóg nie proponuje nam łatwych sposobów na życie, gdyż takie sposoby nie istnieją. Stwórca proponuje nam sposoby prawdziwe radzenia sobie z twardą rzeczywistością, w której żyjemy. A sposoby prawdziwe muszą być skomplikowane, podobnie jak skomplikowany jest każdy z nas oraz jak skomplikowani są bliźni, których Jezus poleca nam kochać aż tak bardzo, jak próbujemy pokochać samych siebie.
- Wielki Poniedziałek przynosi nam w liturgii opis pierwszego spotkania Zmartwychwstałego Chrystusa ze swoimi uczniami...
A dokładniej z kobietami, które szukały Go o świcie pierwszego dnia po szabacie. Przypomnijmy, że w tym czasie przerażeni, rozczarowani i zastraszeni apostołowie zamknęli się w Wieczerniku, a dwóch uczniów postanowiło już z samego rana opuścić Jerozolimę, udać się na prowincję, do Emaus, i zapomnieć o wszystkim. To nie przypadek, że Zmartwychwstałego spotykają najpierw kobiety, a nie mężczyźni. Bóg jest miłością i dlatego w każdej sytuacji najłatwiej spotykają Go ci, którzy najbardziej kochają. Nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się już zamknięte w grobie. Szukanie Boga i spotykanie się z Bogiem w najtrudniejszej nawet sytuacji to najważniejszy przejaw geniuszu kobiety!
Wszystkim kobietom i mężczyznom tej ziemi Zmartwychwstały powtarza słowa, które wypowiedział w ów wielkanocny poranek: Nie bójcie się! Oto ja pozostaję z Wami! Chrystus powraca do nas po zmartwychwstaniu nie po to, by się „pochwalić”, że żyje i że śmierć nie ma już nad Nim władzy lecz by nas upewnić, iż Bóg nadal kocha człowieka. Jego marzeniem jest to, byśmy Go naśladowali, czyli byśmy tak mądrze myśleli i tak dojrzale kochali, jak On nas tego nauczył. Tylko wtedy Jego radość może trwać w nas i być pełna już tu i teraz, w warunkach życia doczesnego.
- Drugi dzień Świąt Wielkanocnych przypomina nam o tym, że największe nawet uroczystości mają swój kres i że trzeba powrócić do codzienności...
To prawda. Niektórzy ludzie boją się powrotu do codzienności, bo ona bywa w ich życiu szara, a czasem nawet bolesna i dramatyczna. Na szczęście Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Jezus upewnia nas o tym, że w błogosławiony sposób można żyć w najtwardszej nawet rzeczywistości. Jeśli tylko kierujemy się Jego prawdą i Jego miłością, gdyż naprawdę cieszyć może nas tylko to, co jest prawdziwe i dobre. Kto trwa w przyjaźni z Bogiem i dorasta do świętości, ten w najtrudniejszej nawet rzeczywistości przeżywa swoje istnienie jako święto bez końca.
- Dziękuję za rozmowę.
opr. mg/mg