Modlitwa liturgiczna a modlitwa prywatna

Modlitwa liturgiczna wydaje się być niejako odrębnym światem - przeciwstawnym modlitwie osobistej. A jednak jeden i drugi rodzaj modlitwy powinny wzajemnie się dopełniać i czerpać z siebie nawzajem

Modlitwa liturgiczna a modlitwa prywatna

Zagadnienie stosunku wzajemnego, modlitwy liturgicznej i modlitwy prywatnej wypłynęło w całej swej jaskrawości przed paru dziesiątkami lat, kiedy odradzający się nurt życia liturgicznego spotkał się z urobioną przez ostatnie stulecia postawą duchową o cechach wybitnie indywidualistycznych. Zderzenie musiało nastąpić i faktycznie nastąpiło, znajdując swój wyraz w całym szeregu polemik nieraz dość ostrych i zażartych. „Szło nowe”, ale to nowe płynęło z najstarszych źródeł chrystianizmu, źródeł wiecznie młodych i odmładzających. I to nowe sięgało głęboko i uderzało mocno w nawarstwione przez wieki struktury, poruszając je i podważając.

Ruch liturgiczny jak i ruch biblijny to przejawy jednej i tej samej charakterystycznej dla naszych czasów dążności. Jest nią zwrot ku źródłom życia. Odejście od tych źródeł wywiodło nas na pustynię, czuliśmy, że usychamy, że tracimy moc ducha chrześcijańskiego, że sól w nas wietrzeje i uświadomiliśmy sobie, że trzeba zacząć obficiej czerpać życie nadprzyrodzone de fontibus Salvatoris -ze źródeł Zbawiciela; protestantyzm oddalił nas od Pisma Świętego, jansenizm od sakramentów. Czasy dzisiejsze to wielki powrót do źródeł życia.

Odrodzenie liturgiczne to niewątpliwie łaska Ducha Świętego dla ludzkości w chwili gdy ta ludzkość weszła na drogę ku samobójstwu i rozsypaniu się. Człowiek zwłaszcza zachodni znalazł się w ciasnej uliczce bez wyjścia. Krańcowy indywidualizm w postawie duchowej i w życiu odebrał mu życiodajną jedność ze społecznością. Fałszywy spirytualizm odebrał mu jedność z samym sobą, jedność duch-ciało. Laicyzm rozdwoił jego myśl na dwa biegnące obok siebie tory świeckiego i chrześcijańskiego patrzenia. Temu człowiekowi Bóg przyszedł z pomocą  przez liturgię, która w Chrystusie Jezusie oddaje mu te trzy jedności: oddaje mu społeczność, łącząc go z braćmi, oddaje mu jedność jego własnej duchowo-cielesnej istoty, bo w liturgii człowiek jest zawsze cały, liturgia zwraca się zawsze do całego człowieka, do ducha i do ciała. Oddaje mu również trzecią jedność, jedność myśli, przez wizję rzeczywistości scalonej in Christo Jesu. To wszystko mu oddaje, łącząc go z Bogiem w Chrystusie.

Problem: modlitwa liturgiczna a modlitwa prywatna wynikł z pewnego przerafinowania i jednostronności postawy duchowej. Indywidualistyczne i spirytualistyczne nawyki czuły się zagrożone wzbierającą falą liturgicznego odrodzenia i zareagowały.  Niestety w tych dyskusjach, niejednokrotnie dość namiętnych, nie zawsze zdawano sobie jasno sprawę o co właściwie chodzi, a to nie ułatwiało rozwiązania i nie ułatwia mówienia o tych rzeczach.

Przeciwnicy ruchu liturgicznego występowali w obronie dwóch zasadniczych wartości:

Prymatu ducha i życia duchowego nad zewnętrznymi formami i obrzędami. Celem człowieka zasadniczym jest zjednoczenie z Bogiem przez poznanie i miłość a więc przez akty duchowe. Akty duchowe mają więc pierwszeństwo in ordine dignitatis et in ordine intentionis - w porządku godności i w porządku intencji. Nie można więc cenić modlitwy liturgicznej wyżej nad modlitwę prywatną. Należy raczej uważać modlitwę liturgiczną za jeden ze środków prowadzących do rozmodlenia. Ma ona pobudzać człowieka do aktów wewnętrznej modlitwy. Jeżeli jednak dla niektórych a nawet dla wielu nie spełnia ona tego zadania, bo ich struktura psychiczna, wychowanie, stopień życia wewnętrznego, czynią, że duchowo więcej korzystają z rozmyślania z jakiejś pobożnej książki, należy uznać te ćwiczenia dla nich za korzystniejsze i lepsze.

Druga istotna wartość, w imieniu której występowało się przeciwko ruchowi liturgicznemu to autonomia osobowości ludzkiej zwłaszcza w dziedzinie życia religijnego. Osoby na pewnym poziomie wysubtelnienia duchowego czują w sobie silne opory przeciw usiłowaniu włączenia ich w masę, szczególnie w tym, co dotyczy ich życia religijnego. Po prostu nie lubią masy a w manifestacjach religijnych masowych czują się źle. Ich życie duchowe nie znajduje w tych formach swego wyrazu.

Tych wartości broniąc, przeciwnicy odnowy liturgicznej zarzucają jej zwolennikom zewnętrzność i rytualizm, przywiązywanie nadmiernej wagi do obrzędów i sprowadzanie całego życia chrześcijańskiego do zewnętrznych znaków. Zarzucają totalistyczny ucisk osobowości przez wprzęganie modlitwy indywidualnej w kult masowy i poddanie jej mechanizmom tego kultu masowego. Zarzucają wreszcie tendencje kwietystyczne przez nadmierne akcentowanie skuteczności  ex opere operato - mocą dokonanego dzieła, względnie ex opere operantis Ecclesiae - mocą współdziałania Kościoła, kosztem indywidualnej pracy wewnętrznej człowieka.

Przyznać należy, że na ostrość tych zarzutów wpłynęła antyspirytualistyczna i antypersonalistyczna postawa pewnych gorących lecz pozbawionych umiaru amatorów liturgii, którzy w praktyce akcję liturgiczną pozbawili nieodzownego dla niej elementu milczenia i skupienia, przemieniając ją w jakieś hałaśliwe ćwiczenie masowe, w którym na plan pierwszy nie wysuwa się misterium Bożego działania, ale pusty nieraz dźwięk ludzkiego słowa. Celebrans schodził na plan drugi wobec panującego nad zgromadzeniem niepodzielnie nigdy nie milknącego komentatora. Reakcje przeciw tego rodzaju niezdrowym wypaczeniom ruchu liturgicznego były słuszne, ale zarzuty idą głębiej i same stwierdzenie tych wypaczeń in praxi -  w praktyce nie odpowiada na nie w sposób wystarczający.

Można by na te zarzuty odpowiedzieć, że nie ma żadnej sprzeczności między modlitwą liturgiczną a modlitwą prywatną, że na każdą z nich jest odpowiedni czas i odpowiednie miejsce, że te modlitwy sobie wzajemnie pomagają, bo rozmodlenie jest warunkiem dobrego sprawowania liturgii, a dobrze odprawiona liturgia z natury rzeczy się przedłuża w aktach modlitwy wewnętrznej, że modlitwa liturgiczna nie jest tylko modlitwą oficjalną Kościoła, ale jest równocześnie modlitwą osobistą chrześcijanina, że teksty liturgiczne dostarczają przeobfitego materiału do rozmyślania, że wreszcie modlitwa liturgiczna w ogóle nie byłaby modlitwą gdyby nie była połączona z jakąś aktywnością duchową, którą się oczywiście suponuje, a która jest modlitwą wewnętrzną.

Te wszystkie odpowiedzi są słuszne i prawdziwe, ale są powierzchowne i nie docierają do sedna rzeczy. Uzasadnienie i bronienie modlitwy liturgicznej takimi argumentami jak to, że ona w modlitwie wewnętrznej nie przeszkadza, albo do niej prowadzi, to zupełne niezrozumienie o co chodzi, niezrozumienie, że liturgia to rzeczywistość o zupełnie innych wymiarach niż modlitwa prywatna, rzeczywistość, która ma sama w sobie najwyższe uzasadnienie. Dopiero gdy zrozumiemy czym jest liturgia, będziemy mogli określić jaki jest jej stosunek do modlitwy prywatnej. Ale wówczas już nie będziemy szukać miejsca dla liturgii wśród sposobów pobudzania się do modlitwy wewnętrznej, ale przeciwnie, znajdziemy w tym głębokim misterium liturgii, którego znaki i obrzędy stanowią jedynie stronę zewnętrzną, miejsce i dla modlitwy prywatnej. Błąd, który tyle nagromadził nieporozumień, polegał na traktowaniu liturgii i modlitwy prywatnej jako wartości równorzędnych, a przynajmniej dających się ze sobą porównać. Tymczasem pierwszym krokiem do zrozumienia i rozwiązania naszego problemu jest stwierdzenie, że mamy tu dwie wartości zupełnie różne i niewspółmierne, aczkolwiek nie bez jakiejś relacji między sobą.   

Odrębność liturgii nie wynika tylko z tego, że jest to modlitwa wspólna w odróżnieniu od modlitwy indywidualnej chrześcijanina, ani nawet przede wszystkim z tego, że to jest modlitwa oficjalna całego Kościoła, ale dlatego, że jest to akt Chrystusa złączonego z Kościołem. Nie mówimy tylko „modlitwa” Chrystusa, ale „akt” Chrystusa, który zawiera w sobie i modlitwę, ale wykracza poza jej ramy, jest czymś więcej niż modlitwą. W ten sposób wychodzimy z nieporozumienia i możemy się już dogadać się z zaniepokojonymi obrońcami modlitwy prywatnej. Po prostu nic im nie grozi. Liturgia bowiem nie jest rywalką modlitwy prywatnej, ale rzeczywistością innego rzędu, z której modlitwa prywatna (jak zresztą i całe życie chrześcijańskie) wypływa i do udziału w której dąży, rzeczywistością, której musimy się bliżej przyjrzeć.

Człowiek został stworzony do współżycia z Bogiem. Dla tego cudownego zjednoczenia Bóg wszystko uczynił, a skoro zostało ono zerwane w raju, wszystkie dzieła Boże zmierzać poczęły ku jego powtórnemu cudowniejszemu jeszcze nawiązaniu. Dla tego zjednoczenia z człowiekiem Bóg uczynił wszystko: sakramenty, Kościół a nawet i samo Wcielenie, a Pismo Święte jest historią tego zjednoczenia - Przymierze Stare i Nowe. Tym zaś zjednoczeniem z Bogiem jest dla nas konkretnie Chrystus. Ludzkość łączy się z Bogiem w Chrystusie a nie inaczej. Zbawienie, życie, modlitwa nie stoją przed człowiekiem jako abstrakcyjna możliwość do zrealizowania przez niego, ale jako konkretna, żywa rzeczywistość: Chrystus, w którym to wszystko jest nam dane. Bo Chrystus mówi Apostoł - „stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświę­ceniem, i odkupieniem, aby jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi” (1Kor 1,30-31). Chrystusa więc stał się dla nas wszystkim i mamy wszystko w Chrystusie: estis in illo repleti - zostaliście napełnieni w Nim (Kol 2,10). Problemem więc zasadniczym życia naszego nie jest rozbudowa swego „ja” ani stworzenie jakiejś własnej samoistnej duchowej wielkości, ale złączenie się z Chrystusem, wejście całkowite „z głową” w Jego własny nurt, by móc wespół z Nim przeżyć Jego życie, Jego śmierć, Jego zmartwychwstanie: „bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim — nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną dzięki wierze w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze —   przez poznanie Go: zarówno mocy Jego zmartwychwsta­nia, jak i udziału w Jego cierpieniach — w nadziei, że upodab­niając się do Jego śmierci,  dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych” (Flp 3,8b-11). Tak więc według św. Pawła cała doskonałość chrześcijańska to uczestnictwo w Chrystusie i zadaniem naszym jest by jak najpełniej tego uczestnictwa dostąpić.

Ten właśnie kierunek nadaje naszemu życiu od samego jego zarania Sakrament Chrztu św., który według tegoż Apostoła jest „przyobleczeniem się w Chrystusa” - Christum induistis  (Ga 3,27)  i to pierwsze przyobleczenie ma się dalej w życiu dokonywać.

To mistyczne złączenie z Chrystusem podlega oczywiście nowym prawom, które to prawa On nam ustanowił. Człowiek włącza się w nurt życia Chrystusa nie przez samo życie moralne, ale przez porządek sakramentalny, przez każdy sakrament w inny nieco sposób. Sakrament jest wejściem w życie Chrystusowe. Ta sakramentalna struktura chrystianizmu czyni, że wszystko to, co w Chrystusie się stało, nasze jest i ma się dokonać również w nas. On umarł i my musimy z Nim razem umrzeć, On zmartwychwstał i my zmartwychwstaniemy, On zasiadł po prawicy Ojca i my z Nim zasiąść mamy w Niebiesiech. To bowiem, co się w Nim dokonało, ma się i w nas też dokonać. Więcej nawet. Św. Paweł mówi, że to wszystko nie tylko ma się w przyszłości w nas zrealizować, ale już dziś jest w nas w pewien tajemniczy, mistyczny sposób rzeczywistością. Mówi nam nie tylko, że mamy z Chrystusem umrzeć, ale żeśmy już umarli (Kol 3,3), ani że mamy dopiero na końcu dziejów zmartwychwstać, ale żeśmy już zmartwychwstali: consurrexistis cum Christo (Kol 3,1), ani że mamy dopiero w przyszłości w niebie zasiąść, ale żeśmy już tam zasiedli (por. Ef 2,6). Te rzeczy, które się w Chrystusie stały, w nas już w pewien sposób są rzeczywistością, lecz nie ogarnęły nas jeszcze, ale mają dopiero ogarnąć całe nasze myślenie, nasze działanie, nasze życie. Przedmiotem, treścią naszego życia jest Chrystus i Jego Mysterium Paschale, Jego wielki czyn wielkanocny: że umarł, że zmartwychwstał, że króluje po prawicy Ojca. Tym żyje chrześcijanin, w tym jest cała jego radość i moc. Chrystianizm jest paschalny, Pascha Domini jest jego rdzeniem.

Ale idźmy jeszcze o krok dalej. Pascha Domini cóż to jest? Czyn wielkanocny Jezusa to czyn kapłański. Według listu do Hebrajczyków śmierć krzyżowa, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, to jeden wielki akt, to wejście arcykapłana przez krew własną do świątyni niebiańskiej, a więc to akt kultu (por. Hbr 9,12). Akt przeto Chrystusa, w którym uczestnictwo jest naszym prawdziwym życiem, ten akt jest w rzeczywistości kultem, kultem osobistym Słowa Wcielonego jako Głowy rodzaju ludzkiego, adoracją wielkości i Majestatu Ojca przez Syna w ludzkiej naturze. A więc i uczestnictwo nasze w tym akcie kapłańskim dokonywa się przez kult i to jest właśnie liturgia.

Patrząc jeszcze głębiej, kult Chrystusa, w który Kościół włącza się przez liturgię, jest wyrazem miłości Syna do Ojca (por. J 14,31) a więc ludzkim wyrazem stosunku między Osobami Boskimi, ludzkim wyrazem życia Boskiego. W tę swoją pieśń chwały Słowo Wcielone wciąga całe stworzenie. Cały wszechświat odnowiony jest wielkim misterium miłości i religii, adoracji i kultu, którego jedynym arcykapłanem jest Chrystus. Trzeba wziąć udział w tej pieśni jedynej, którą śpiewa Niebo, której pierwsze akordy zaintonował Chrystus na ziemi. Rolą właśnie naszej ziemskiej liturgii jest złączenie człowieka z Boskim Arcykapłanem i włączenie go w ten jedyny kult. To włączenie nasze w Chrystusa Apostoł różnymi słowami określa: „Przyoblekliście się w Chrystusa” (Ga 3,27), „zostaliście z Nim [Chrystusem] złączeni w jedno” (Rz 6,5), „żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6,11b), „życie wieczne w Chrystusie Jezusie Panu naszym” (Rz 6,24) itd. By do tego dojść, by to się w nas stało i dokonało, rzecz jasna, ani środki ascetyczne, ani wyrobienie charakteru ani modlitwa prywatna nie wystarczają, ale muszą istnieć inne środki przez samego Chrystusa ustanowione. To właśnie jest miejsce liturgii.

Centrum jej stanowi Ofiara Chrystusa, przedłużająca się w Kościele pod postaciami chleba i wina a dokoła niej sakramenty, uświęcające człowieka, sakramentalia poświęcające rzeczy do użytku odkupionego człowieka, Liturgia Godzin uświęcająca godziny dnia i rok liturgiczny uświęcający cały czas, w którym żyjemy, wypełniając go rozważaniem i przeżywaniem kolejno wielkich Tajemnic Chrystusa.

Piotr Rostworowski OSB
W szkole modlitwy
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama