Co się stało na początku świata

Artykuł z cyklu "Listowa szkoła wiary"

grzech pierworodny

Grzech pierworodny staje się powoli legendą, czymś na kształt starej baśni, która, owszem, zawiera pewne szlachetne przesłanie, ale zbyt już przestarzałe, żeby się nim przejmować, zbyt naiwne, żeby wyszło z dziecinnego pokoju. Zapytani, o co chodziło z tym jabłkiem, odpowiadamy najczęściej, że o nieposłuszeństwo, że człowiek był nieposłuszny Bogu i został ukarany wygnaniem z raju. I sami w to nie wierzymy. Czasem u kogoś pojawi się uśmieszek, jak wtedy gdy opowiada się nieprzystojne dowcipy. Opowieść o wygnaniu z Raju obrosło poezją i najdziwniejszymi dociekaniami. Ale tak naprawdę, czy spora część ludzi nie myśli w ten sposób: to nie ja zrobiłem, co mnie obchodzi to, co zrobili jacyś moi hipotetyczni przodkowie? I dlaczego śmierć? To niemożliwe żebym dziś umierał z tego powodu, że ktoś kiedyś zjadł jakieś jabłko, czymkolwiek ono było. (red.)

CO SIĘ STAŁO NA POCZĄTKU ŚWIATA

Mirosław Pilśniak OP

masz w sobie to pęknięcie

fragmenty

Przyjrzyjmy się przez chwilę temu doświadczeniu „niedokończenia”, niedoskonałości i zła. Odkrywamy je na różnych poziomach w nas samych i we wszystkich dziedzinach życia. Po pierwsze doświadczamy, że istnieje cierpienie, że jesteśmy podatni na choroby, umieramy. Na poziomie duchowym niedoskonałość przejawia się w tym, że nie potrafimy zbudować niczego trwałego, chociaż bardzo tego pragniemy. Chcemy być „absolutni”, chcemy mieć „absolutną” miłość, chcemy być najważniejsi na świecie, lecz nie jesteśmy w stanie tego zrealizować.

Znamiona niedoskonałości dostrzegamy również w naszej relacji do świata rzeczy. Różne rzeczy są dla nas atrakcyjne (i słusznie, bo jest w nich pewien odblask Bożej doskonałości), pragniemy je posiadać, ale w chwili, gdy już mamy coś na własność, chcemy to zatrzymać tylko dla siebie i natychmiast stajemy się niewolnikami rzeczy, którą posiadamy.

„Niedokończenie” widać też w naszym stosunku do świata. Każdy człowiek dostrzega w świecie Boże piękno, które wywołuje w nim pewien „poryw adoracji”. Ten „poryw adoracji” jest nam dany po to, żebyśmy, widząc piękno świata, mogli wejść w kontakt z Bogiem. Ale my kierujemy nasz „poryw adoracji” do samego świata, do drugiego człowieka, do seksu, do władzy i w ten sposób próbujemy zrealizować w sobie pragnienie Absolutu. To się oczywiście nie udaje, bo świat nie może odpowiedzieć na nasz „poryw adoracji”. Wtedy zaczynamy cały ten świat nienawidzić.

Nawet pytania religijne, które stawiamy, są obrazem tego, jak jesteśmy niedoskonali, i dowodem na to, że żyjemy w świecie po grzechu pierworodnym. Widząc zło pytamy: „Dlaczego Pan Bóg tak zrobił, dlaczego dopuszcza tyle cierpienia?”. W tym pytaniu ukryta jest sugestia: gdybym był Panem Bogiem, zrobiłbym lepszy świat; albo: gdyby Pan Bóg był dobry, to zrobiłby tak, żebym nie był grzesznikiem. To jest paradoks wolności — czynię zło dzięki temu, że jestem wolny, że Pan Bóg nie chciał mnie zaprogramować odbierając mi wolność. A ja z największego daru, jaki mam — z wolności, która upodabnia mnie do Boga — potrafię zrobić zły użytek.

Te wszystkie doświadczenia, a więc paradoks wolności, niezdolność do zbudowania czegoś trwałego, nieumiejętność posiadania rzeczy, pragnienie Absolutu i niemożność zrealizowania go, powodują, że człowiek pyta: „Dlaczego tak jest? Co jest źródłem tych niedoskonałości?”.

człowiek nie chciał czekać

Biblia odpowiada na to pytanie historią o grzechu pierworodnym. Główna myśl tej historii zawarta jest w symbolu posiadania. Bóg chciał obdarować człowieka pełnią, ale człowiek zapragnął wziąć wszystko od razu, nie potrafił czekać, nie umiał przyjąć Bożego daru. Stwarzając człowieka jako istotę czasową Bóg obdarowuje go po kawałku, chwila po chwili. Każda chwila jest darem dla nas, którzy jesteśmy zanurzeni w czasie. W Biblii nie znajdziemy wyczerpującej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak jest, że jesteśmy naznaczeni grzechem. Biblia jednak stanowczo stwierdza, że to nie Bóg jest źródłem i powodem istnienia zła i niedoskonałości. W biblii znajduje się opis stanu rzeczy, czyli doświadczenia ludzkiego. Nauka o grzechu pierworodnym nie jest jakimś aksjomatem, który musimy przyjąć, ale odpowiedzią Boga nanasze doświadczenia zła i cierpienia. Jest to doświadczenie nie tylko Adama i Ewy, ale każdego z nas.

nie był pewien podobieństwa do Boga

Czym był grzech pierworodny? Odpowiedź Biblii jest taka: Bóg stwarza człowieka i obdarza go podobieństwem do Siebie, ale człowiek, nie wiadomo dlaczego, nie jest pewny tego podobieństwa i postanawia coś zrobić, żeby się do Boga „bardziej” upodobnić. Szatan podsuwa mu pokusę: weź coś boskiego, coś co należy tylko do Boga, a staniesz się naprawdę do Niego podobny. Człowiek ulega pokusie i bierze to — owoc z drzewa poznania dobra i zła. Wtedy jednak odkrywa, że nie tylko nie staje się bardziej podobny do Boga, ale na dodatek staje się niepodobny do samego siebie. Widzi, że jest nagi, zaczyna się wstydzić siebie, oddziela się od drugiego człowieka, zwala winę na drugiego, mówi: to nie ja, to Ewa. A Ewa mówi: to nie ja, to wąż.

W jaki sposób człowiek próbował wziąć to, co należy do Boga? Na ludzki sposób, taki, w jaki bierze się przedmioty, to znaczy, że one są tylko moje i nikt mi nie może ich odebrać. Ten przedmiot, który miał mi dać poznanie dobra i zła, uczynić, bym był jak Bóg, w momencie, gdy już go posiadam — zjedzenie owocu jest takim posiadaniem na własność — zaczyna mną rządzić. To ja staję się jego sługą, bo muszę go „pilnować”. Nieprzypadkowo mówi się o zagrożeniu posiadaniem: jeżeli ktoś posiada bardzo dużo, zmienia to jego myślenie, zaczyna myśleć, że wszystko może, że będzie żył wiecznie. Zaczyna myśleć nielogicznie, odpada od rzeczywistości. Przez posiadanie, zwalanie winy na drugiego, człowiek próbuje zrealizować podobieństwo do Boga i im bardziej to czyni, tym mniej jest do Boga podobny, tym bardziej staje się Jego karykaturą.

Ten, który uczy czekać

Chrystus jest jedynym Człowiekiem, który potrafi czekać, potrafi przyjąć dar, umie przyjmować każdą chwilę jako dar Ojca, łącznie z chwilą męki. Przyjście Chrystusa zmazało winę grzechu pierworodnego. Od tego czasu my też, krok po kroku, w jakiś sposób, zaczynamy powracać do naszego pierwotnego obrazu. Ewangelia o błogosławieństwach wprowadza człowieka w rzeczywistość bliższą raczej rajskiej doskonałości niż tego, co ziemskie. Błogosławieństwa uczą człowieka, że jest niedoskonały, „niedokończony”, że ma być ubogi, czyli ma odrzucić ziemskie posiadanie. Uczą, że są rzeczy, których nie da się posiadać na ludzki sposób. Na pewno Boga nie da się posiadać w ten sposób. Boga można „posiadać” tylko jako dar. Błogosławieństwa uczą rezygnacji z posiadania na rzecz przyjmowania daru. Błogosławieństwa uczą trzymania się rzeczywistości, czyli płakania w świecie, który jest niedoskonały, po to, by Duch Święty mógł w nas stwarzać zaczątki Nowego Świata. Uczy nas płakać teraz, abyśmy umieli cieszyć się w świecie, któty jest doskonały. W ten sposób Jezus otwiera człowiekowi drogę powrotu do wytęsknionego Raju.

opr. ab/ab

List
Copyright © by Miesięcznik List 01/2004

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama