Pięć matek

Historia Mojżesza to także historia pięciu kobiet, które przygotowały mu drogę, kierując się kobiecą wrażliwością

Pięć matek

Nic nie stoi na przeszkodzie, by wyobrazić sobie, że pewnego dnia, gdy zebrała się jego rodzina, Mojżesz opowiada swoim dwóm synom o cudownej pomocy, której zawdzięcza życie, podkreślając przy tym względy, troskę i miłość, ratujące go wśród straszliwych niebezpieczeństw, na jakie był narażony.

Obaj chłopcy siedzą koło ojca, onieśmieleni, ale zdecydowani nie utracić ani słowa z opowiadania o jego przygodach. Mojżesz sadza na kolanie młodszego synka, Eliezera, podczas, gdy Gerszom siada po turecku na macie przykrywającej podłogę namiotu. I Mojżesz opowiada...

— Eliezer, mój synu, otwórz rączkę i policz ile masz paluszków.

— Pięć, ojcze.

— Wiedz, że potrzebowałem pomocy aż pięciu kobiet, żebyśmy mogli dzisiaj wszyscy żyć i być tu razem. Zanim przyszedłem na świat, mój lud żył w Egipcie i musiał ciężko pracować w służbie u faraona. Lecz Żydów było tak wielu, że król zaczął się nas obawiać. Nakazał więc położnym: «Zabijajcie wszystkich nowo narodzonych chłopców, pozostawiajcie przy życiu dziewczynki!».

Eliezer tuli się do ojca. Gerszom wysuwa obiekcję:

— Wystarczyłoby, żeby mamy nic nie mówiły położnym!

— Słusznie, Gerszom, obyś wyrósł na równie sprytnego, jak one! Lecz Szifra i Pua — bo tak się nazywały te położne — postanowiły, że i tak będą pomagać mamom i pozostawiać przy życiu chłopców. Nie usłuchały rozkazu; nie będzie, że dziewczynki tak, a chłopcy nie! Nawet nakłamały faraonowi, mówiąc mu, że mamy dają sobie radę same, bez ich pomocy.

Gerszom się wzdryga:

— Nie usłuchać rozkazu? Ależ to zupełnie nie zgadza się z tym, czego nas uczy dziadek Jetro!

— Gerszom, ty jesteś już duży, możesz zrozumieć, że czasem trzeba kłamać, jak się ma do czynienia z okrutnym rozkazem, który skazuje na śmierć. Te kobiety naprawdę uratowały życie wielu mężczyznom z naszego narodu. Ale wtedy faraon, widząc, że go nie słuchają, rozkazał wszystkim, by nowo narodzonych chłopców wrzucili do rzeki.

— Nawet mamom? I one go nie usłuchały?

— Zgadnij!

Teraz Jetro, siedzący w głębi namiotu, wtrąca się do rozmowy i mówi:

— Dzieci, jeszcze nie rozumiecie, że wasz ojciec został wrzucony do rzeki? Przecież jego imię, Mojżesz, znaczy „wydobyty z wody”?

— Ale przecież ty żyjesz...

Dzieci są poruszone. Nie czekając na zachętę, Gerszom wdrapuje się na drugie kolano Mojżesza, który przytula go czule do siebie, obejmuje ramieniem.

— To długa historia... Najpierw, Eliezer, popatrz na twoją rękę, powiedz „Pua” i „Shifra”, i zagnij mały palec.

— Ale one są dwie?

— Każdym dzieckiem zajmowała się tylko jedna, więc liczą się za jedną. Ile palców pozostaje?

— Cztery, ojcze.

— Otwórz szeroko dłoń. Porozmawiajmy o innych trzech kobietach. Kiedy się urodziłem, moja matka uważała, że jestem pięknym dzieckiem, więc początkowo ukryła mnie, nie mogąc się zdobyć na to, by mnie wrzucić do rzeki.

— Mam zagiąć drugi palec?

— Cierpliwości... Moja matka przygotowała dla mnie mały koszyk z trzciny papirusu, powlekła go żywicą i smołą, żeby utrzymywał się na wodzie, opatrzyła go przykrywką, żeby uchronić przed słońcem moją skórę i oczy. Potem zebrała siły i umieściła mnie na wodzie wielkiej rzeki, która daje życie Egipcjanom.

— Ale ty mogłeś umrzeć!

— Być może.

— Twojej mamie musiało być bardzo smutno!

— No pewnie, ale życie bywa czasem okrutne; jednak zapominasz, że moja matka była bardzo sprytna, tak sprytna, jak tamte dwie położne. Poprosiła moją siostrę, żeby schowała się u brzegu rzeki i zobaczyła, co będzie.

— Ja też bym poszedł zobaczyć, co się stanie - oświadcza Gerszom.

— Mam zagiąć drugi palec?

— Lepiej posłuchaj co dalej. Córka faraona przechadza się nad rzeką i widzi dziwne zawiniątko, unoszące się na wodzie rzeki. Cóż to takiego? Posyła służącą, żeby je przyniosła.

— Aha, ale czy zrobiła to po to, żeby cię zabić?

— Eliezer, głuptasku: przecież widzisz, że tata jest tutaj. — Ale tato, jakim sposobem twoja siostra odzyskała koszyk?

— Wzięła długi rozwidlony na końcu kij i zahaczyła nim brzeg koszyka.

Gerszon się niecierpliwi, chce mówić:

— Ja wiem, trzeba ciągnąć bardzo ostrożnie, bo inaczej trrach, dziecko wpada do wody i tonie.

— Ach, synku, jeszcze trochę, a uwierzę, że ty też tam wtedy byłeś! Rzeczywiście, służąca umiała sobie z tym poradzić, przyniosła koszyk swojej pani.

— No to jak, mam zagiąć palec?

— Tak, zagnij palec wskazujący, to jest palec, który pokazuje co trzeba zrobić. Służąca dobrze się sprawiła.

— Ile palców ci zostało?

— Trzy, ojcze.

— A potem córka faraona podniosła przykrywkę i znalazła mnie w środku.

— Musiałeś być głodny!

— Naturalnie, a nie byłem już z mamą. Byłem małym znajdą, bez rodziców, bez domu, kołysałem się na wodzie, nurt rzeki popychał mnie to tu, to tam... byłem emigrantem, bez ziemi...

— Ale to jest moje imię! Gerszom znaczy „cudzoziemiec w obcej ziemi”.

— Gerszom, mój drogi, masz to imię, bo twoje dzieje są owocem moich.

Dumny i speszony, Gerszom schodzi z kolan ojca i siadając na macie słucha chciwie jego słów.

— Lecz córka faraona miała czułe serce. Powiedziała sobie, że żywe dziecko jest ważniejsze od rozkazu, nawet, jeżeli rozkaz ten wydał jej własny ojciec.

— A więc nie usłuchała?

— Jasne!

— Była nieposłuszna faraonowi? To poważna rzecz!

— Pewnie. Czy rozumiesz, do jakiego stopnia ta kobieta chciała, żeby życie zatriumfowało nad śmiercią? Ona mnie ocaliła.

— To już dwie nieposłuszne.

— Nieposłuszne ludziom, ale posłuszne Bogu, który chce życia dla swojego narodu.

— Trzy, bo położnych było dwie.

— Wtedy córka faraona zrozumiała, że byłem dzieckiem Żydów, pocieszyła mnie, utuliła.

— Pewnie przestałeś wtedy płakać. Ale musiałeś też jeść.

— Na pewno był chleb i daktyle.

— Ależ Eliezer, niemwlęta nie mają zębów, piją tylko mleko swojej mamy, albo innej kobiety, która też ma dziecko i może karmić i jedno i drugie.

— Mamki, Eliezer, dobrze wiesz, tak jak Ayala, u nas w rodzinie

— Czy myślicie, że łatwo jest znaleźć mamkę w domu córki faraona, która jeszcze nie jest matką i mieszka z innymi dziewczętami, takimi jak ona? Co więc robić?

— No... wystarczy pójść i poszukać mamki wśród Żydów, bo u nich jest dużo dzieci.

— Racja, Eliezer! I to właśnie zaproponowała moja siostra córce faraona.

— Ach, to twoja siostra jeszcze tam była?

— Oczywiście, nasza matka powiedziała jej, żeby mnie nie traciła z oczu. Więc ona wszędzie za mną szła.

— Dać jej palec?

— Możesz jej dać kciuk, bo była tak użyteczna, jak kciuk. Ile palców ci zostało?

— Dwa środkowe.

— A teraz zgadnijcie, kogo poszła szukać moja siostra?

Dzieci wołają razem:

— Mamy!

— Tak... mojej mamy, waszej babci.

— A czy twoja mama nie bała się iść do domu córki faraona?

— Nie, była zbyt szczęśliwa, wiedząc, że żyję.

— Jestem pewien, że ona czuła, że córka faraona była jej przyjaciółką, bo obie chciały, żebyś żył.

Sefora zbliża się bezszelestnie i siada.

Z uśmiechem w oczach Mojżesz opowiada dalej:

— Przede wszystkim moja mama nie mogła powiedzieć, że jest moją mamą.

— Ale dlaczego?

W namiocie zapada cisza. Nawet Mojżesz zdaje się nieco zakłopotany.

— Spróbuję wam wytłumaczyć — mówi wreszcie Jetro, gładząc swą siwą brodę. Gdyby wasza babcia powiedziała prawdę, córka faraona nie mogłaby już nic zrobić, chociaż to ona uratowała dziecko. Lepiej było, żeby ją uważano za przybraną matkę, żeby zaopiekowała się dzieckiem po swojemu.

— Dzięki ustrzeżeniu tej małej tajemnicy, córka faraona sama znalazła dobre rozwiązanie. Poprosiła moją matkę, by wykarmiła to porzucone niemowlę. Nawet jej za to płaciła.

Sefora aż podskoczyła:

— Jak to, twojej matce płacili za to, że karmiła swoje własne dziecko jak obca!

Mojżesz spogląda na żonę:

— Tak, jak obca... Widzę wiele pokory w tym wyrzeczeniu... Nasze dzieci do nas nie należą. One są Boga. My mamy tylko opiekować się nimi, dopóki nie dorosną, bez próżnej pychy i bez chęci ich posiadania na własność.

Po to, żebym ja żył, ona zgodziła się być czymś w rodzaju usuniętej w cień matki. Była zbyt szczęśliwa, że mnie widzi, że mnie pieści, że karmi mnie swoim mlekiem, że może cieszyć się patrząc, jak rosnę. Ale jej radość była krótkotrwała: gdy tylko mogłem jeść coś więcej niż mleko, musiała mnie oddać córce faraona, która mnie wychowywała jak własnego syna.

— To ty masz dwie mamy?

— Możesz tak powiedzieć. I rosłem ucząc się języka i zwyczajów Egipcjan. Rozpieszczano mnie. Wszystkie te kobiety troszczyły się o mnie bardzo, były ręką Boga nad moją głową.

— Ty, mój Mojżeszu, dałeś bardzo wiele, ale i dostałeś bardzo wiele. Mam nadzieję, że to samo spotka każdego z nas wszystkich — mówi wzruszona Sefora.

— A co ja mam zrobić z moimi dwoma palcami?

— Zgadnijcie!

Eliezer pierwszy spieszy z odpowiedzią, chcąc uprzedzić brata.

— Najdłuższy palec jest dla twojej mamy, bo to twoja prawdziwa mama. A córka Faraona, która była nieposłuszna i uratowała ci życie, ma prawo do drugiego palca.

— Bardzo dobrze, Eliezer, ile razy otworzysz dłoń, będziesz wiedział, nawet jeśli nie będziesz o tym pamiętał, że zostałeś ocalony pięć razy — a nawet dużo więcej razy — przez wszystkich tych, którzy się o ciebie zatroszczyli.

Eliezer, cały w uśmiechach, ćwiczy się w otwieraniu i zaciskaniu dłoni i stwierdza na koniec: Cała ręka jest nieposłuszna!

— Nawet więcej, bo byli i inni Hebrajczycy, którzy umieli być posłuszni Bogu, wbrew złym rozkazom. Moje dzieci, starajcie się tak postępować, aby obie wasze ręce słuchały Boga, na życie, nie na śmierć. Oto, czego nas uczą te odważne i sprytne kobiety.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama