Zachowanie Bożego prawa nie jest ciężarem, ale przynosi szczęście. Jest jednak jeden warunek: to, co nazywamy prawem, musi trafić do naszego serca
Szczęśliwi, którzy zachowują Jego upomnienia i szukają Go całym sercem / Ps 119
Szczęście płynące z zachowania prawa Bożego jest proporcjonalne do stopnia, w jakim człowiek to prawo zachowuje. Zachowujesz słabo, z mnóstwem zastrzeżeń i wyjątków, to i szczęście płynie słabym strumyczkiem, jak z zepsutego kranu, i nieraz wysycha zupełnie; a wtedy całą naszą uwagę skupiają na sobie trudy i niewygody życia. Zachowujesz całym sercem, to i całe serce masz przepełnione tym jednym dążeniem, szukaniem Boga; wtedy jesteś dogłębnie, naprawdę szczęśliwa. Nie czujesz tego? Okresowo rzeczywiście na powierzchni naszych uczuć można tego szczęścia nie czuć. Ale w głębi ono jest, Bóg nas o tym zapewnia przez psalmistę; i kiedyś wypłynie na powierzchnię, żeby stać się jedyną rzeczywistością naszego istnienia.
Jeden Chrystus był bez grzechu. Z nas nikt nie może powiedzieć o sobie, że nie zawinił wobec Boga i nie potrzebuje od Niego upomnień. Zabawne bywa, gdy zakonnica, która się regularnie spowiada, chce, żeby jednocześnie całe otoczenie uważało ją za bezgrzeszną. I biada, jeśli ktoś ją skrytykuje, jeśli ma ktoś jakiekolwiek zastrzeżenia do jej postępowania! Inaczej mówiąc, uważa, że jakkolwiek Bóg ze swojego punktu widzenia może i mógłby znaleźć w niej jakieś niedoskonałości, a ona jest nawet gotowa w takim wypadku odmówić Moja wina — to z ziemskiego, ludzkiego punktu widzenia nie ma się o co do niej czepiać, a już zwłaszcza otoczenie takiego prawa nie ma. Powinno przecież wiedzieć, że samo jest gorsze.
A psalmista mówi, że szczęśliwi, którzy zachowują upomnienia Pana, którzy stosują się do Jego krytyki. Czy to znaczy, że właśnie tylko od Pana mamy krytykę przyjmować, a bliźnim od nas wara? Znaczyłoby może, gdyby Bóg mówił do nas wprost, zawsze wprost i tylko wprost. Ale jakkolwiek każdej z nas zdarzyło się przeżyć wyrzuty sumienia i zinterpretować je jako głos Boży — Bóg nie ogranicza się do przemawiania tylko przez wewnętrzny głos sumienia. Za dużo już ma doświadczenia i za dobrze wie, jak potrafimy sumienia nie słuchać, zneutralizować je albo je tak ukształtować, żeby nam wyrzucało jak najmniej; po latach już i w ogóle nic. Bóg więc upomina nas wszelkimi możliwymi drogami i na wszelkie możliwe sposoby. Także i przez zastrzeżenia, które do nas mają najbliżsi. Szukając Boga całym sercem, musimy także i ten sposób Jego przemawiania, Jego upominania wziąć pod uwagę. Inaczej to już nie jest szukanie całym sercem.
Człowiek, który przywykł albo który właśnie się uczy rozpoznawać upomnienia Pańskie, znajdzie je w lekturze i w konfesjonale, w uwagach otoczenia i w przypadkowo usłyszanej rozmowie obcych ludzi w autobusie. Po prostu dlatego, że ma sumienie wyczulone i że zależy mu na tym, żeby upomnień Pańskich nie przegapić. I tak jakoś dziwnie jest, że kto upomnienia Pańskie dostrzega i wychwytuje, ten je także i zachowuje, przynajmniej w jakiejś mierze, przynajmniej się stara, przynajmniej po trosze, po kawałku, byleby w stronę Pana. Kto nie stara się zachowywać, ten i nie słyszy, albo bardzo szybko słyszeć przestaje. Raczej tylko w rosyjskiej literaturze spotyka się takiego człowieka, który zachował wyczulone sumienie, chociaż postępuje niezgodnie z nim; i tylko roztkliwia się nad sobą: jaki to ze mnie kawał drania! W życiu, jeśli ktoś nie zachowuje upomnień Pańskich, szybko traci zdolność do ich słyszenia gdziekolwiek. A wtedy cokolwiek usłyszy, jest oczywiście upomnieniem tylko ludzkim, nieupoważnioną inicjatywą bliźniego i okropną obrazą majestatu. To całkiem proste: kto za mało strzeże sam siebie przed obrażaniem Bożego majestatu, temu już tylko własny majestat pozostaje do obrony.
Nie znaczy to oczywiście, żeby każdy usłyszany zarzut musiał być koniecznie słuszny. Ale żaden nie powinien być traktowany jako słuszna przyczyna obrazy.
Fragment książki „Petronela, czyli uwagi monastyczne o Psalmie 119. Część I”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
opr. mg/mg