Błogosławieństwo rozbitka

Fragment książki "Błogosławieństwo rozbitka" - Wyd. Jedność 2006

Błogosławieństwo rozbitka

Luigi Pozzoli

Błogosławieństwo rozbitka

Tytuł oryginału: La beatitudine del naufrago

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo JEDNOŚĆ Kielce 2006
ISBN 83-7442-058-8
Wydawnictwo JEDNOŚĆ
www.jednosc.com.pl


Spis treści
I. Otwarty problem chrześcijańskiego niepokoju 9
Niepokój: wartość czy antywartość? 9
Życie chrześcijańskie negacją niepokoju? 11
Życie chrześcijańskie potwierdzeniem niepokoju 14
II. Źródła chrześcijańskiego niepokoju 19
Bóg całkowicie Inny 19
Jezus Chrystus zgorszeniem i głupstwem 26
Ewangelia brakiem umiaru i prowokacją 32
III. Drogi chrześcijańskiego niepokoju 37
„Destabilizujący" charakter wiary 37
Wiara jako krytyka 40
Wiara jako samokrytyka 45
Wiara jako utopia 50
IV. Paradoks chrześcijańskiego niepokoju: odkrycie radości 53
Pełen nadziei charakter wiary 53
Wiara jako zakorzenienie 56
Wiara jako synowskie oddanie 60
Wiara jako „poręka tych dóbr, których się spodziewamy" (Hbr 11,1) 63
Wiara jako „wspólna droga" 66
Wiara jako nowe narodzenie z wysoka 71
V. Drogi chrześcijańskiej radości 79
Jednoczący charakter radości 79
Radość jako wyzwolenie 82
Radość jako dar 85
Radość jako celebracja 88
VI. Język chrześcijańskiej radości 91
Radość chrześcijańska jako „znak" 91
Język humoru 93
Język piękna 96
Język ciszy 98
VII. Święto, dzień człowieka wyzwolonego 101
Pojęciowe skojarzenie „święta" z chrześcijańską tożsamością 101
Święto jako pamięć o wyzwoleniu 104
Święto jako zapowiedź wyzwolenia 107
Święto jako zobowiązanie do walki o wyzwolenie 110
VIII. Zakończenie 115
Posługa niepokoju 116
Posługa nadziei 117

Wprowadzić nadprzyrodzoność
do własnego życia,
przełamać zaporę,
która chroni nas przed Oceanem,
przed Bogiem,
znaczy poświęcić się
bezimiennej tragedii.
(Julien Green)

Naufragium feci, bene navigavi.
(starożytny paradoks)

Kiedy ziemia zażąda
waszych kości,
wtedy zatańczycie naprawdę.
(Kahlil Gibran)

II
Źródła chrześcijańskiego niepokoju

Bóg całkowicie Inny

Pierwsze ryzyko, któremu trzeba stawić czoła na drodze do Boga, obrazuje nieuchwytność Jego tajemnicy. Jak słusznie zauważono: „Na szczęście istnieje tajemnica", w przeciwnym razie „Bóg też byłby naszym wymysłem"9.

Teraz Bóg wydaje się nieuchwytny, niewypowiedziany i wciąż niesprowadzalny do granic naszych zdolności poznawczych. Dla człowieka Bóg jest zarazem światłem i ciemnością. Można mówić o świetle tak intensywnym, że ludzkie spojrzenie nie mogłoby go wytrzymać. Nadmiar światła rodzi stan zaciemnienia, dlatego Izajasz był zmuszony powiedzieć:

Prawdziwie tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Zbawco!10

Bóg kryje się w swej światłości, a człowiek kroczy w Jego niewidomym świetle.

Także Apostoł Paweł, pisząc do chrześcijan w Rzymie, mówi o niezbadanym życiu Boga:

O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi! Kto bowiem poznał myśl Pana albo kto był Jego doradcą? Lub kto Go pierwszy obdarował, aby nawzajem otrzymać odpłatę? Albowiem z Niego i przez Niego, i dla Niego [jest] wszystko".

Istnieje epifania Boga w stworzeniu i w historii, ale człowiek nie jest w stanie w pełni zrozumieć tego języka.

Pierwsi chrześcijanie byli tak dalece przekonani o nieskończonej przepaści między Bogiem a ludzkim sumieniem, że gdy chcieli mówić o Bożych przymiotach, woleli odwoływać się do znaczeń negatywnych czy raczej do negacji tego, Czym Bóg nie jest i nie może być, niż do stwierdzenia tego, czym jest na pewno12. Nie negowano tego objawienia, które Bóg dał sam o swoim istnieniu, ale chciano przypomnieć, że odsłanianie się Boga było jednocześnie zasłanianiem, światłem i ciemnością, może lepiej: ciemnością z powodu zbyt porażającego światła.

Święty Tomasz wraz ze św. Anzelmem dali na Zachodzie początek poznaniu Boga przez analogię, czyli wychodząc od rzeczywistości świata, co pozwoliłoby człowiekowi wznosić się, stopień po stopniu, aż do Boga. To również Tomasz powiedział, że znamy Boga na tyle, na ile Go nie znamy, a na krótko przed śmiercią, nawiązując do swojego dzieła, miał wyznać swojemu sekretarzowi: „To tylko słoma" .

Prawdą jest, że ludzka inteligencja nigdy nie będzie w stanie wyczerpać całego bogactwa Bożego objawienia; średniowieczni teologowie mówili o „Bogu coraz większym", a hiszpański mistyk z XVI wieku Fray Luis de Leon, pisał:

W Bogu odkrywają się nowe morza, gdy żegluje się jeszcze dalej13.

Człowiek łudzi się czasami, że poznał Boga dokładnie i może o Nim mówić z pewnością, a nie dostrzega, że Bóg wymyka się wszelkim próbom zdefiniowania Go, objęcia systemem myślowym i zracjonalizowaniem. W istocie - Bóg jest zwykle szukany „poza Bogiem", czyli ponad wszelkimi dyskusjami wokół Boga, które często nie są niczym innym, jak ludzkimi projekcjami.

Ostatnimi czasy przeciwko nadmiernemu racjonalizowaniu tajemnicy Boga szczególnie mocno słychać było głos Karla Bartha, który zobowiązał się do przypomnienia wszystkim o gruntownej inności Boga (i świętości, o której mówi Biblia): Bóg jest całkowicie Inny, absolutnie transcendentny i nigdy nie ograniczony możliwościami ludzkiego poznania.

Bóg nie jest osiągalny dla ludzkiej inteligencji - z tą samą dosadnością stwierdził Divo Barsotti. Jest niewiadomą. Zagadką, której nigdy nie rozwiążemy. Jest tajemnicą. Bez cienia wątpliwości poznaje się Go w tej samej mierze, w jakiej pozostaje On niepoznawalny14.

Osoba wierząca jest przekonana, że życie wieczne polega na poznaniu Boga (por. J 17,3), a z drugiej strony jest zmuszona do ważenia każdej chwili, jak trudna będzie ta droga poznania. Mogłaby zrodzić się w niej pokusa agnostycyzmu (dlaczego kusić się o poznanie Tego, kto wymyka się pytaniom człowieka), a w przeciwnym wypadku wierzący mógłby otworzyć się na proste rozwiązania ścisłych sformułowań, które pretendują do „wyjaśnienia" wszystkiego, co należy do tajemnicy Boga.

Czy wierzącymi - wedle często powtarzanego zarzutu - nie są może ci, którzy rezygnując z myślenia i nie doświadczając więcej udręki stawiania pytań, spoczywają na dającym pewność dogmatyzmie? W rzeczywistości chrześcijanin jest wezwany do otwarcia drogi między nieufnością a powierzchownością, ustępliwością a zarozumiałością, angażując wszystkie swoje środki natury i łaski (wiara - co zostało dobitnie powiedziane -nie wyklucza przygody intelektualnej) i podejmując wysiłek przybliżenia się do Boga, które zawsze jest kroczeniem po omacku, nieprzerwanym i wyczerpującym poszukiwaniem, Pascalowskim odkryciem Boga po Jego poszukiwaniu i szukaniem Go po Jego odnalezieniu15.

Pełne objawienie Boga musi dopiero nadejść, zawsze jest przed człowiekiem, obiecane w dniu, w którym będzie można zobaczyć Boga twarzą w twarz i poznać Go tak, jak sami zostaliśmy poznani (por. 1 Kor 13,12). Ta problematyczna relacja z Bogiem na poziomie poznawczym odzwierciedla się - i to jest drugie ryzyko, które trzeba ponieść - na poziomie praktycznym. Bóg całkowicie Inny dla inteligencji człowieka jest również Bogiem niespodzianym i nieprzewidywalnym, którego wola nie może być zintegrowana z wytycznymi planów ludzkich. Bóg nigdy nie przypomina obrazu, który Mu tworzymy.

Zawsze pozostaje jakaś niespodzianka. To absolutne novum. Chcielibyśmy, aby się objawiło, ale ono milczy. Wolelibyśmy, aby było odległe, a nie zostawiało chwili wytchnienia. Bóg powiedział do Abrahama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę" (Rdz 12,1), zachęcając go do pozostawienia wszystkiego, co dawało mu poczucie bezpieczeństwa, aby wyjść na spotkanie nowego, nieprzewidywalnego, nieznanego.

Bóg obiecuje swoją obecność, lecz dokąd prowadzi droga, którą On chce przejść? „Wasze drogi [nie są] moimi drogami" (Iz 55,8-9), zatem jest coś, czego człowiek nie może osiągnąć. Istnieje trop nie do przejścia między wolą Boga, a zrozumieniem człowieka. To wielka udręka - zrozumieć mowę Boga. Trzeba iść, nie wiedząc dokąd. Ilu ma odwagę przeżyć taką przygodę? Biblia pełna jest „ucieczek przed Bogiem": Mojżesz chciał uciec przed Bożym powołaniem (por. Wj 11,10-17), Jeremiasz miał pokusę milczenia (por. Jr 1,6-9), Jonasz chciał salwować się ucieczką.

Człowiek, który nigdy nie próbował uciec - pisał Paul Tillich - nigdy nie doświadczył Boga, który prawdziwie jest Bogiem16.

Lecz Bóg - co stanowi ostatnie źródło ryzyka dla człowieka - jest nieunikniony:

Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?

Gdzie ucieknę od Twego oblicza?

Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś,

jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.

Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,

zamieszkał na krańcu morza:

tam również Twa ręka będzie mnie wiodła

i podtrzyma mię Twoja prawica17.

Trudno jest człowiekowi przyjąć tę wszechobecną i nieuniknioną obecność. Oznacza to poczucie zagrożenia własnej autonomii i pozbawienia jakiejkolwiek tajemnicy, nawet gdyby była zazdrośnie strzeżona we wnętrzu własnego „ja".

„Umrzeć musiał", powiada Najszpetniejszy Człowiek w Tako rzecze Zaratustra. Ów Najszpetniejszy staje się zabójcą Boga, nie mogąc znieść tego, że mógłby się On stać świadkiem jego brzydoty; Ten, który widzi „głębie i dna". Po Nietzschem wielu ludzi kultury, m.in. Sartre i Simone de Beauvoir, mówiło o Bogu, który powinien zginąć jako niedyskretny świadek. Mamy tu do czynienia z odrzuceniem, które jednocześnie jest potwierdzeniem niezbywalnej prawdy, że Bóg nie może być pojmowany inaczej, niż jako Bóg, który wszystko „przenika i zna":

Panie, przenikasz i znasz mnie, Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zamysły, widzisz moje działanie i mój spoczynek i wszystkie moje drogi są Ci znane18.

Wierzący nie będzie w stanie odrzucić Boga, ponieważ jest święcie przekonany, że Bóg nie może być rywalem człowieka, ale nawet on nie będzie się mógł wyzwolić od doświadczenia Boga niewygodnego, irytującego, czasami nieznośnego.

Owszem. Bóg idzie za nami krok w krok - mówi jedna z postaci Juliena Greena. Nie zdajesz sobie z tego sprawy. Trzeba niekiedy mówić Mu, żeby odszedł, jak żebrakowi, dopiero wtedy odchodzi, ale wraca [...]. „Odejdź, Panie. Zostaw mnie, chcę używać życia...

Nudzisz mnie, Panie. Daj mi spokój". Ale On pozostaje. Przywykł do obelg"19.

Jakubowi, który miał śmiałość stanąć przed Bogiem, ciało przy ciele, u potoku Jabbok, na zawsze pozostał znak w biodrze (por. Rdz 32,27).

Wiara nieustannie przeżywa napięcie ciała przy ciele, aż po wypowiedzenie - jak to uczynił na łożu śmierci Bernanos - ostatnich słów modlitwy i wyznania: „Już czas na nas obu". Może dlatego powiedziano, że zagarnąć królestwo mogą gwałtownicy; nie ci, którzy gonią za ckliwą słodyczą religijnego sentymentalizmu, ale ci, którzy umieją ryzykować jak Abraham, który wyruszył, „nie wiedząc, dokąd idzie" (Hbr 11,8).

Jezus Chrystus zgorszeniem i głupstwem

Całkowita odmienność Boga od człowieka nie została zniesiona nawet przez fakt Jego wcielenia się w Chrystusie20.

Bóg objawił się w Jezusie Chrystusie. Objawienie to jednak, o ile wydaje się odsłaniać Boże tajemnice, to z drugiej strony znowu je przesłania.

Wcielenie objawia, że Bóg zamiast pozostawać zamkniętym w swoich odległych przestrzeniach, w przejrzystym i przeczystym świecie niedosiężnego błogostanu, zechciał odszukać człowieka i przejść tę samą drogę, co on. Nie jest Bogiem nieczułym i obojętnym, lecz tak bardzo zjednoczonym z człowiekiem, że stał się „ludzki" w Jezusie Chrystusie.

Nie umniejsza to jednak głębi niepoznawalności Jego istoty. Bóg nie przestaje być Bogiem (Jezus jest Panem, a „Pan" jest tytułem, który w Biblii należy się Bogu), pozostaje więc nieskończenie ponad możliwościami poznawczymi człowieka.

Jeśli to prawda, że Boga poznaje się przez Jezusa Chrystusa, to prawdą jest też i to, że dla ludzkiego rozumu jest to przygoda na krawędzi tajemnicy, dlatego skazana na niepokoje.

Misterium Chrystusa - powiedział teolog Hans Urs von Balthasar - nie może przeistoczyć się w ludzką dziedzinę nauki. Stoimy w obliczu tego paradoksu: na ile Chrystus-Człowiek jest uchwytny, choć - z powodu bóstwa, które w Nim jest - staje się nieuchwytny, jest w Nim coś, co zawsze się wymyka21.

Ta nieuchwytność tajemnicy Chrystusa staje się jeszcze trudniejsza, jeśli tylko pomyśli się o sposobach przyjętych przez Boga, aby objawić się w Jezusie Chrystusie. Chrystus nie objawia Boga w mocy i sukcesie, lecz w słabości i niepowodzeniu.

W nawiązaniu do zbawienia objawionego w Jezusie Chrystusie, Paul Tillich napisał:

Tajemnica zbawienia jest tajemnicą dziecka [...]. Dziecko jest realne już i jeszcze nie, tkwi w historii, a jeszcze nie jest historyczne. Jego natura jest widzialna i niewidzialna, jest tutaj, a wciąż go tu nie ma. Taki jest właśnie charakter zbawienia. Zbawienie ma naturę dziecka [...]. Zbawienie jest dzieckiem, które gdy wydorośleje, zostanie ukrzyżowane. Tylko ten, kto widzi moc w słabości, w cząstce całość, zwycięstwo w klęsce, chwałę w cierpieniu, niewinność w winie, świętość w grzechu, a życie w śmierci, może powiedzieć: moje oczy ujrzały twoje zbawienie22.

Kto w czasach Jezusa oczekiwał na interwencję Boga w sprawie Jego ludu, był skłonny do wyobrażania sobie manifestacji Pana w chwale i wszechmocy. Ilu, jak Symeon, było gotowych dostrzec zbawienie w kruchości dziecka? Z drugiej strony: czy było możliwe dla kogoś, kto przyzwyczaił się do myśli, że Bóg jest wszechmocny, nieskończony, najwyższy i odwieczny, rozpoznać epifanię Boga w obliczu dziecka? Prolog Ewangelii wg św. Jana mówi, że Słowo Ciałem się stało i przyszło do swoich, a swoi Go nie przyjęli.

Bóg objawia się w kenozie, w „ogołoceniu" samego siebie (por. Flp 2,6-11), a człowiek jest zgorszony. Zamiast jako Bóg faraona, ukazuje się jako Bóg, który obala wszystko to, co wcześniej o Nim myślano: Wszechmogący staje się sługą, a Przedwieczny umiera. Szczególnie na krzyżu (a dlaczego nie pomyśleć też o trzydziestu latach życia ukrytego?) boskość Chrystusa wydaje się ukazywać swoje najbardziej gorszące zaprzeczenie. Już w Deutero-Izajaszu „Ten, który ma nadejść", został przedstawiony jako pokorny i łagodny „Sługa Jahwe". Wzgardzony przez ludzi, uważany za potępionego, trędowatego, pozostał wierny swojej misji, jak baranek prowadzony na rzeź, dotknięty cierpieniem i śmiercią, który oddał życie za odkupienie wielu.

Jezus odzwierciedlił się w obrazie „Sługi Jahwe"; całe Jego życie było wyrazem zawsze konsekwentnego wyboru w ciągu całego posługiwania. Na pustyni był gotów odrzucić drogę władzy, którą proponował Mu Szatan. Zamiast chwały, która słusznie by Mu się należała, przyjął na siebie upokorzenie krzyża. Ukrzyżowany, który na krzyżu wykrzyczał swoje osamotnienie, to paradoks tak trudny do pojęcia, że umysł ludzki pozostaje całkowicie zagubiony.

Prawdą jest również to, że Chrystus zmartwychwstał i już proroctwo Deutero-Izajasza głosiło, że Jahwe miał podwyższyć i wynieść do chwały swego Sługę. Pozostaje jednak zgorszenie śmierci. W obliczu tak ubogiego i słabego Boga kruchą i bezbronną staje się też wiara.

Nawet Dziewica Maryja i Jan Chrzciciel - Ewangelia to poświadcza - mieli przeżywać chwile głębokiego niepokoju. Na pytanie postawione przez Jezusa Chrystusa: „A wy za kogo Mnie uważacie?", Św. Piotr umiał udzielić właściwej odpowiedzi tylko dlatego, że pozwolił się poprowadzić Duchowi, a nie „ciału i krwi" (Mt 16,13-17). Ilu dzisiaj, dosięgniętych przez to samo pytanie, które przemierza przez wieki, umiałoby odnaleźć wiarę Piotra? Na drodze chrześcijanina rysowała się, tak dzisiaj, jak i w przeszłości, dwojaka pokusa: wyostrzenie obrazu boskości Chrystusa lub sprowadzenie Jego człowieczeństwa wyłącznie do czegoś pozornego.

W pierwszym przypadku Jezus Chrystus byłby „boski" jedynie dzięki szczególnym ludzkim cechom, które stawiały Go ponad wszelkim innym wzorem, który kiedykolwiek pojawił się w dziejach ludzkości. W drugim przypadku - ludzka natura Chrystusa sprowadzałaby się do bycia zwykłym narzędziem, którym Bóg posłużył się dla swego działania w świecie. Ale wiara chrześcijańska nie uznaje złagodzonych czy zbyt zawoalowanych interpretacji. Nikt nie może pozbawić krzyża jego aspektu zgorszenia i głupstwa, „zgorszenia dla Żydów, a głupstwa dla pogan" (1 Kor 1,23).

Prawda jest taka: Jezus Chrystus jest Bogiem ukrzyżowanym. Chrześcijanin jest wezwany, by ją głosić pośród drwin i przykrości ze strony tych, którzy uważają się za mędrców i realistów.

Charlie Chaplin do celów filmu, którego nie udało mu się zrealizować, stworzył wizję parkietu giełdowego w dekadencką noc, na którym przedstawia się mękę Chrystusa. Przy wielu stolikach siedzą ludzie zajęci rozmowami o menu lub interesach. W pewnej chwili jakiś siedzący sam przy stole pijak wybucha płaczem, wstaje i krzyczy: „Patrzcie! Krzyżują Go! A wszyscy gwiżdżą na to. Piękni mi chrześcijanie!". Zaraz zostaje wyrzucony precz, bo przeszkadza w widowisku23.

Należałoby zadać sobie pytanie, czy chrześcijanie rzeczywiście powinni przyjąć zarzut lekceważenia sobie męki i śmierci Chrystusa. Ale nie tylko to się liczy. Aby być prawdziwymi chrześcijanami - a wspomnienie Chaplina jasno daje to do zrozumienia - trzeba narażać się na „głupstwo" w tym świecie, który rości sobie prawo do posiadania właściwej miary prawdy i równowagi.

Kto nie akceptuje niewygodnej sprzeczności krzyża, prawa obumarłego ziarna, ten żadną miarą nie może nazwać się chrześcijaninem; jego chrześcijaństwo w najlepszym wypadku grozi wkroczeniem w krąg humanistycznego i humanitarnego patosu. Aby do tego nie doszło, trzeba umieć wierzyć mocno i z poczuciem własnej godności, według słów, które Św. Paweł napisał do chrześcijan z Koryntu:

To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi. Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga24.

Ewangelia brakiem umiaru i prowokacją

Sami uczniowie uważali słowa Jezusa za „trudne"; „Czyż i wy chcecie odejść?", zapytał ich Jezus pewnego dnia, kiedy zobaczył, jak wielu innych było zmieszanych (J 6,67). Jezus nie głosił „łatwej religii", nie troszczył się o to, by przypodobać się słuchaczom. Przeciwnie, ktoś zapytał, jak to możliwe, że idą za Nim, przecież Jego słowa nosiły znamiona skrajnej bezkompromisowości.

To, co szczególnie uderza w języku Jezusa (choć wcześniej należałoby powiedzieć o życiu, o Słowie, które stało się Ciałem i to Ciałem ukrzyżowanym), to zupełna obojętność w stosunku do ówczesnej kultury i jej głównych przedstawicieli.

Jezus zgorszył wielu ludzi nie dlatego, że z rozmysłem chciał robić sobie wrogów, ale dlatego, że pokazując najwyższą wolność, wypowiadał słowa, które brzmiały niewygodnie, irytująco, prowokująco. Można ten język określić jako nieuprzejmy, nawet w stosunku do własnej Matki, gdy czyta się słowa bez załagodzeń pełnych czci: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?" (J 2,4), „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?" (Mt 12,48).

Po upływie wielu wieków słowa Jezusa nie straciły nic ze swego kontestującego i niepokojącego charakteru. Zdawano sobie sprawę, że o ile prawdą jest, iż ówcześnie uderzały one wprost w religijne i polityczne interesy wielu słuchaczy, to faktycznie są skierowane do ludzi wszystkich czasów i do tej tajemnej sfery, która w każdym człowieku nosi imię

Chrześcijanie, słysząc głoszone w kościołach błogosławieństwa, dzięki powtarzanej obietnicy szczęścia, łatwo dają się ponieść fali emocji, ale gdyby byli mniej powierzchowni, musieliby usłyszeć, że w tych słowach wybrzmiewa niebywale trudna walka między tym, czego człowiek chciałby bronić najwytrwa-lej a nowymi wymaganiami Chrystusa.

Dochodzi do opozycji między świeckim duchem a Ewangelią, bałwochwalstwem a krzyżem. Duch świeckości (wyrażenie jest tu rozumiane w jego najszerszym znaczeniu, bez wyłącznego odniesienia do jednej warstwy społecznej) przedstawia i niesie ze sobą pewne elementy psychologiczne i emocjonalne, które są nie do pogodzenia z novum Chrystusowego przesłania.

Dla świeckiego ducha właściwe jest powracanie do przeszłości, owo poczucie bezpieczeństwa, które może zrodzić się z tego, co już zostało doświadczone, a jednocześnie strach przed przyszłością, bo nowe rodzi ryzyko, zagraża spokojowi, wprowadza do życia pewne zmienne, których nie można przedwcześnie przekalkulować.

Jak można pogodzić takie nastawienie etyczne z nieustannym wezwaniem Jezusa do „metanoi"? „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Jezus powiedział: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" (Mk 1,15). Mamy tu do czynienia z zupełną przemianą własnego życia, a jeśli już raz przyłoży się rękę do pługa, nie można się więcej oglądać za siebie (por. Łk 9,62).

Poza tym duch świecki cechuje się radością posiadania. Rzeczy, praca, powodzenie (jednym słowem: „mieć") stanowią niemal jedyną motywację życia. Kreśląc obraz „świeckości", Mounier pisał:

Życie osoby świeckiej jest nastawione na zdobywanie szczęścia. Szczęście oznacza dobrobyt i przyjemności w zasięgu ręki, jak dzwonek na służącego; dobrobyt relaksujący, dyskretny, nie gwałtowny, bezpieczny. Aurea mediocritas. Całkiem złoty środek. Życie osoby świeckiej opiera się na własności, czyli na poczuciu trwałości dobrobytu. Troską chrześcijanina jest być, celem świeckiego jest mieć. Kiedy świecki mówi: moja żona, mój samochód, moje ziemie, to dla niego liczy się nie żona, samochód czy ziemie, ale zaimek dzierżawczy, który dla niego nabiera kształtów. Dlatego świecki kocha pieniądze i staje się skąpy, żeby nie zostawić przeznaczeniu otwartych drzwi"25.

Jezus zaś proponuje inną drogę, drogę oderwania się, wyrzeczenia, „utraty własnego życia". Wymóg ten przedstawił w radykalnych słowach:

Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je26.

To sprawa życia lub śmierci, zbawienia lub potępienia. Utrata własnego życia oznacza „zaparcie się" samego siebie (por. Mk 8,34), znienawidzenie siebie (por. Łk 14,25) i niesienie krzyża (por. Mk 8,34). Nie uznaje się łatwych uzgodnień czy półśrodków:

Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. [...] I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie27.

W tym zobowiązaniu do naśladowania Jezusa związki rodzinne również są postrzegane w nowym świetle:

Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem28.

Uwidacznia się tu dystans, który zachodzi między świeckim duchem, dodatkowo związanym ze czcią dla pomniejszych cnót, racjonalnej miary, roztropności i równowagi, a duchem ewangelicznym, który apeluje o brak umiaru w świętości. Ubóstwo, miłość i przebaczenie stoją przed chrześcijaninem jako wymóg bez ograniczeń. Trzeba być doskonałym jak Ojciec Niebieski (por. Mt 5,48) i aby dojść do Ojca, trzeba przejść tę samą drogę, co Chrystus:

Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana 29

Naśladowanie Chrystusa w sposób konieczny zakłada akceptację krzyża i zdolność do zaparcia się siebie. Dlatego życie chrześcijanina stanowi „poważny przypadek" w całym tego słowa znaczeniu, a „zawód prawdziwego chrześcijanina jest najtrudniejszy na świecie"30. Jak można wyruszyć w tak niebezpieczną drogę? „Jedynie Chrystusowi udało się być chrześcijaninem na sto procent"31, zauważył jeden ze świeckich pisarzy, przywołując słowa Nietzschego, który miał powiedzieć, że „w gruncie rzeczy istniał tylko jeden chrześcijanin i umarł na krzyżu".

Nie przeszkadza to, aby chrześcijanin nie mógł pokusić się o niemożliwe; w jakimś momencie będzie musiał stawić czoła decydującej sprawie, którą Bonhoeffer ujął w pytaniu: „Czy istnieje jeszcze ktoś, kto byłby w stanie oddać własne życie za Chrystusa?".


Przypisy:

9 D.M. Turoldo, Alla porta del bene e del male, Mondadori, Mediolan 1978, s. 245.

10 Iz 45,15

11 Rz 11,33-36.

12 Na temat teologii „negatywnej" czy „apofatycznej" por. C. Yannares, Ignomnza e conoscenza di Dio, Jaca Book, Mediolan 1973; RN. Evdokimov, L'amore folie di Dio, Paoline, Rzym 1981, s. 27 nn.; por. także na temat poznawalności Boga: H. Ott, Dio, Oueriniana. Brescia 1975. s. 53 nn.

13 Cyt. za: Gerard Bessiere, „II gallo", kwiecień 1990, s. 4.

14 G. Grieco, II bisogno di Dio, dz. cyt., s. 134.

15 Pascal odsyła do św. Augustyna i jego słynnych wypowiedzi: „Szukamy / Jak poszukują ci, którzy muszą odnaleźć. / I znajdujemy / jak znajdują ci, którzy musieliby / jeszcze poszukiwać,/ ponieważ zostało powiedziane: / człowiek, który dochodzi do kresu,/ rozpoczyna na nowo".

16 P. Tillich, Si scuotono le jondamenta, Ubaldini, Rzym 1970, s.53.

17 Ps 139,7-10.

18 Ps 139,1-3.

19 J. Green. Każdy w swojej nocy, przeł. W. Bieńkowska, Warszawa 1964, s. 287-288.

20 Por. S. Quinzio, La fede sepolta, Adelphi, Mediolan 1978, s. 51-57

21 H. Urs von Balthasar. „II sabato". 14 lipca 1979.

22 P. Tillich, II nuovo essere, Ubaldini, Rzym 1967, s. 81.

23 C. Chaplin, La mia autobiografia, Mondadori, Mediolan 1%4. s. 47=1-476

24 1 Kor 1,25-29.

25 E. Mounier, Rivoluzione personalista e comunitaria, Edizio-ni di Comunitä, Mediolan 1955, s. 408. Por. także D. Schellong, Critica delia concezione borghese del mondo, „Concilium" (1979/5), s. 136-148; G. De Luca, II cristiano come un antiborghese, w: R. Guarnieri, Don Giuseppe De Luca tra cronaca e storia (1898-1962), II Mulino, Bolonia 1974, s. 153-156.

26 Mk 8.35.

27 Mt 18,8-9.

28 Łk 14,26.

29 Mt 10,24.

30 L. Firpo, „La stampa", 1 czerwca 1980. 31 A. Bevilacqua, „Corriere delia Sera", 17 lipca 1976.

31 A. Bevilacqua, „Corriere delia Sera", 17 lipca 1976.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama