O oczekiwaniach względem Mesjasza i Jego zaskakującym nadejściu
Czy świat starożytny czekał na Jezusa, na kogoś właśnie takiego jak on? Na nowe objawienie? Religia Starego Testamentu przybrała już w czasach Jezusa pewne ustalone formy i miała cechy trwałości. Wyróżniała się konsekwentnym monoteizmem — wiarą w Boga jedynego, Stwórcę i Sędziego świata, a także wymagającą etyką oraz nadzieją na przyszłe odnowienie świata i zmartwychwstanie. Opierała się na Bożym objawieniu i znała wolę Boga podaną przez Prawo i proroków. Nie było widocznych powodów, aby oczekiwać jakiejś odnowy i przemiany.
Spodziewany w przyszłości wysłannik Boga, Mesjasz, nadejściem swoim miał otworzyć erę eschatologiczną, czasy ostateczne, w których Bóg widzialnie będzie królował nad ziemią. Bardziej niecierpliwi myśleli, że będzie to przede wszystkim zwycięski władca Izraela, nowy Dawid — albo też wielki prorok i prawodawca, nowy Mojżesz. Oczekiwaną interpretację Boga wyobrażano więc sobie według gotowych wzorców, historia miała się powtórzyć. Przykładem takiego myślenia są pretendenci mesjańscy z I wieku, którzy usiłowali ponowić cuda wyjścia z Egiptu dokonane przez Mojżesza albo te, które towarzyszyły zdobywaniu Ziemi Obiecanej; jeden z nich próbował znów rozdzielić wody Jordanu i jak Jozue przejść suchą nogą na czele zbrojnych zastępów. W ten sposób widziano też Jezusa: zdaniem współczesnych, miał On być kimś znanym poprzednio, Janem Chrzcicielem, który powstał z martwych, albo też Eliaszem, Jeremiaszem czy innym prorokiem (Mateusz 16,14). Naukę Jego poddawano kontroli z punktu widzenia istniejącego już kanonu ksiąg świętych i dawniejszej tradycji; postępowanie oceniano według gotowych praw. Posłannictwo mesjańskie otoczenie rozumiało w tradycyjny sposób — nawet po zmartwychwstaniu zapytają apostołowie: Czy przywrócisz królestwo Izraela? (Dzieje Apostolskie 1,6).
Wiary i nadzieje świata pogańskiego szły w jeszcze innym kierunku. O odmienności nie decydował sam politeizm; opracowana literacko mitologia, jaką znamy, nie stanowiła zresztą najważniejszego elementu religii zwanej pogańską. Zbawienia szukano bowiem w kultach misteryjnych, w poznaniu tajemnic upatrując szansę na życie przyszłe. Bardziej filozoficzna tendencja zbliża się do panteizmu: doszukiwano się pierwiastka boskiego obecnego w kosmosie, jakiejś wszechmyśli zwanej Nous (rozum) lub Logos (umysł, myśl, słowo). Etykę starano się uzasadnić rozumowo, odnosząc ją do zasad rządzących światem.
Miało też pogaństwo swój mesjanizm polityczny — ratunku i oparcia szukał człowiek u władcy. Królowie epoki hellenistycznej przybierali przydomki takie, jak Dobroczyńca i Wybawca. Tego typu ziemskim mesjaszem był dla Rzymu cesarz August, który zaprowadził pokój i sprawiedliwość po latach wojen domowych. Nie z samego wyrachowania uznano go potem za boga i nie tylko z konformizmu czczono boginię Romę, symbol państwa.
Mesjasza się spodziewano, ale ten, który się zjawił, zdawał się nie spełniać stawianych Mu warunków. Zaiste szaleni musieli się wydawać apostołowie, głoszący takiego Mesjasza nie oczekiwanego: Gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Mesjasza ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 List do Koryntian 1,22n). A więc Mesjasz ukrzyżowany. Nie stworzyła tego ludzka nadzieja i wyobraźnia; przeciwnie: Bóg zaskoczył człowieka.
Nie od razu stało się to jawne. Przypatrzmy się jego osobie, idąc śladem tych, którzy spotkali go pierwsi. Najpierw poznali go jako człowieka, który narodził się i żył zdawałoby się tak samo, jak wszyscy wokół. Potem zaczął nauczać i gromadzić uczniów. Oryginalność i siła jego nauki sprawiły, że słuchacze uznali go za proroka; prorok to ktoś, kto przekazuje słowa samego Boga, przez którego usta Bóg mówi. Był to początek wiary w Jezusa Chrystusa, bo kto uwierzył, że głosi on Bożą naukę, mógł w następstwie przyjąć to, co Jezus powiedział o sobie.
Prorocy jednak powoływali się stale na autorytet Boga, na wyraźne polecenie wygłoszenia wyroczni. Jezus zaś nauczał we własnym imieniu i tak samo uzdrawiał czy odpuszczał grzechy. Jego cuda przekraczały to, czego można by się było spodziewać po proroku. Kojarzyły się wprost z czasami mesjańskimi. Wszystko to zmuszało widza do przyznania, że Jezus przewyższa proroków.
Jezus nie ogłasza jednak publicznie, że jest oczekiwanym przez naród żydowski Mesjaszem. Równałoby się to przyjęciu roli króla i wodza. Mówiąc o sobie, najczęściej nie używał pierwszej osoby, posługując się określeniem: Syn Człowieczy. Ten tytuł mesjański (Dn 7,13n) oznaczał zarazem w języku potocznym syna człowieczego, po prostu człowieka, użycie tego imienia nie zniewalało do wiary — ale wzywało do wyboru.
Jezus często nazywał Boga swoim Ojcem — co już budziło zgorszenie — ale tylko w ukryciu potwierdził przed uczniami, że jest Mesjaszem, Synem Bożym (Mateusz 16,16n). Jawnie przyznał to dopiero wtedy, gdy oficjalnie zapytał go arcykapłan: Czy ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?. Odrzekł: Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmogącego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi (Marek 14,61n). Słowa Ja jestem też są deklaracją: słowem Jestem określił się sam Bóg, gdy objawił się Mojżeszowi w płonącym krzaku (Wyjścia 3,15). W pojęciu sądzących Jezusa członków Sanhedrynu odpowiedź taka była wyzwaniem, uznali ją za bluźnierstwo i skazali Go na śmierć.
Śmierć Jezusa na krzyżu posiała zwątpienie w sercach apostołów. Gdy jednak ukazał się im po zmartwychwstaniu, zwątpienie zmieniło się w radosne zaskoczenie. Porzuciwszy więc wątpliwości, zaczęli głosić Go światu, wyznając, że jest Mesjaszem; słowo Mesjasz (namaszczony, pomazaniec), przełożone na grecki jako Christos, stało się drugim imieniem Jezusa. Nazywali go też Panem (Kyrios), a tytuł ten w Piśmie Świętym określa przede wszystkim Boga Jahwe. Czcili Jezusa jako zbawcę, który ratuje ludzi od grzechu i śmierci, jako Syna Bożego, a wreszcie jak samego Boga (Jan 1,1.18; 10,30; List do Rzymian 9,5; List do Kolosan 2,9; 2 List św. Piotra 1,1; List do Tytusa 2.13; 1 List św. Jana 5,20).
Trudno było uczniom Jezusa pojąć, że ich Mistrz, którego widzieli jako człowieka, był zarazem Bogiem, który jest tak absolutnie od człowieka inny, niedosiężny, transcendentny. Sens synostwa Bożego i współistnienie w Jezusie Chrystusie dwóch natur, boskiej i ludzkiej, nie zostały zresztą od razu i do końca objaśnione — dotykamy tutaj Bożej tajemnicy. Lecz nawet jeśli nie całkiem pojmujemy, wierzymy, ufając temu, co Jezus nam powiedział i co Duch Święty objawił Kościołowi.
Jezus mówił o Bogu jak o Ojcu, swoim Ojcu i naszym. Bóg kocha ludzi ojcowską miłością, jest Bogiem bliskim. Objawiając w ten sposób Boga Ojca, głosił też Jezus bliskość królestwa Bożego. Cuda są znakiem tej bliskości. Jednakże królestwo Boże nie objawia się triumfalnie, lecz przede wszystkim w sercach ludzi; tam się rozwija i rozprzestrzenia. Wejście do niego wymaga szybkiej decyzji, nawrócenia, przyjęcia woli Bożej i uznania rządów Boga nad światem.
Królestwo to „nie jest z tego świata”, choć go od wewnątrz przemienia. Dopiero w przyszłości objawi się w chwale — będzie to „dopełnienie się wieków”. Wtedy to przybędzie Syn Człowieczy, gromadząc swoich i osądzając świat.
Jezus głosił, że do królestwa Bożego zaproszeni są wszyscy, pobożni i grzeszni, ludzi doń trzeba „łowić” i przymuszać nieomal. Zadaniem tym Jezus obarczył w szczególności apostołów z Piotrem na czele, dając w ten sposób początek Kościołowi, wielkiej sieci zbierającej do królestwa Bożego ludzi ze wszystkich narodów. Uczniowie Jezusa mają głosić im Dobrą Nowinę, udzielać chrztu i karmić Ewangelią. Jezus nie określił bliżej struktury przyszłej wspólnoty, lecz zapowiedział przyjście Ducha Świętego, który poprowadzi ją we właściwym kierunku.
Zaproszenie do królestwa jest też ze strony Jezusa wezwaniem do przemiany życia. W odnowionej moralności liczy się to, co płynie z serca człowieka: wiara, miłość, modlitwa i wynikające z nich czyny. Starotestamentalne przykazanie miłości Boga i bliźniego powtarza Jezus z całą mocą. Tracą natomiast ważność wymogi formalne, jak przestrzeganie czystości rytualnej. Bez wartości jest to, co człowiek wykonuje w sposób czysto zewnętrzny, zwłaszcza z konformizmu lub obłudy. Przestrzeganie szczegółowych wymogów starego Prawa staje się niepotrzebne i zwodnicze — a także niewystarczające, trzeba bowiem rzucić wszystko, wziąć swój krzyż i pójść za Chrystusem (etyka chrześcijańska musi więc stawiać maksymalne wymagania, a nie jak prawo wskazywać, czego wystarczy przestrzegać). Wzorem takiej miłości jest sam Jezus Chrystus. Kto zaś pójdzie za Nim — światłem, drogą, prawdą i życiem, ten znajdzie wyzwolenie, doczeka się wybawienia i zmartwychwstania.
Osoba Jezusa, Jego czyny i nauka odznaczają się zaskakującą oryginalnością, zarówno na tle religii objawionej Starego Przymierza, jak też na tle religii świata, które w najróżniejszy sposób szukają tego samego Boga. Co Bóg dał światu w Jezusie Chrystusie, zasługuje na miano Nowego Przymierza (Łukasz 22,20; 1 List do Koryntian 11,25; List do Hebrajczyków 7,22; 8,6-9): relacja między Bogiem a człowiekiem uzyskała odtąd nowe podstawy. Z tego powodu księgi mówiące o Jezusie i Kościele apostolskim otrzymały łączny tytuł: Nowe Przymierze (dopiero w późniejszych tłumaczeniach utarło się określenie Nowy Testament, zwracające uwagę na wartość jego treści jako przekazu, legatu powierzonego ludziom przez Boga).
Kto wysłucha z wiarą i zaufaniem wieści o królestwie Bożym i o Jezusie Chrystusie, staje wobec wielkości i radosnej nowiny, nadzwyczajnej wiadomości zmieniającej jego życie. Ta dobra wieść, Dobra Nowina — po grecku Ewangelia — spisana została w czterech księgach, które nazwano właśnie Ewangeliami. Przekazują one wiadomości o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, a zarazem pozwalają zrozumieć, kim On naprawdę był. (1986)
Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001
opr. mg/ab